„Są ludzie, którym szczęście mignie tylko na
moment, na moment tylko się ukaże po to tylko, by uczynić życie tym smutniejsze
i okrutniejsze.”
~Stanisław
Dygat
Pierwsza sobota
nowego miesiąca zapowiadała się dla mnie niezwykle dobrze. Nareszcie wszystko
miało wrócić do normy, którą uwielbiałam: miałam spędzić cały dzień poza domem,
nie przejmując się zupełnie niczym i nikim, dobrze się bawiąc i nie musząc
martwić się o nic.
Bianca sama
namawiała mnie, żebym gdzieś wyszła. Może wykańczały ją wyrzuty sumienia po
tym, ile czasu spędziłam z małym w szpitalu, a może po prostu stwierdziła, że
należy mi się odpoczynek. Zresztą, powód nie był dla mnie ważny. Najważniejsze
było, że miała zająć się Adamem, a ja mogłam się zrelaksować.
Z domu wyszłam
jeszcze zanim ktokolwiek się obudził. Zrobiłam sobie długi spacer po pobliskim
parku, zajrzałam w okolice swojej starej szkoły, a następnie uderzyłam do
centrum handlowego. Spędziłam mnóstwo czasu na oglądaniu i przymierzaniu ubrań,
a następnie zdecydowałam się na kilka rzeczy, na które wcześniej nie mogłam
sobie pozwolić. Wypłata, którą dostałam od Daniela, była na tyle sowita, że
mogłam oddać kilkaset dolarów Andrew, pozwolić sobie na zakupy i jeszcze
zostało mi trochę gotówki, którą miałam przeznaczyć na inne przyjemności.
Szczerze
mówiąc, nie spodziewałam się aż takiego przypływu gotówki. Wprawdzie nigdy nie
rozmawiałam z Danielem o tym, ile będę zarabiać na opiece nad jego ciotką, ale
biorąc pod uwagę to, że pół miesiąca nie pojawiałam się w pracy, wypłata
przerosła moje oczekiwania. Nie liczyłam na taki przychód, jednak nie miałam
zamiaru roztrząsać tego tematu w rozmowie z szefem.
Po południu
wybrałam się do Jess, której mama była w pracy. Miałyśmy całe mieszkanie tylko
dla siebie, czas na plotki i przygotowanie do się wieczornego wyjścia.
– Mama mówiła,
że twój „szef” był wczoraj w domu opieki – rzuciła Jessica, nakręcając włosy na
lokówkę.
Podniosłam
zdziwiony wzrok znad wypełnionych ubraniami toreb.
Nie rozumiałam
dlaczego Daniel miałby pojawiać się w domu spokojnej starości. Przecież
opiekowałam się jego ciotką, nie musiał więc szukać już pracownika. Ponoć
starsza pani mnie lubiła, a skoro wypłacił mi tak spore wynagrodzenie,
myślałam, że jest zadowolony z mojej pracy.
Przez myśl
przeszło mi, że może otrzymałam taką wypłatę właśnie dlatego, że miał zamiar
mnie zwolnić. Może wcale nie podobały mu się efekty mojej pracy, może Dominique
postawiła mu ultimatum. Może sprawiałam zbyt wiele problemów.
Z trudem
przełknęłam ślinę.
Wcale nie
chciałam tracić tej pracy. Z początku naprawdę nie podobała mi się perspektywa
jakiegokolwiek zatrudnienia, jednak spodobało mi się u Fosterów. Panna Brittany
z czasem zrobiła się mniej marudna, nie przemęczałam się, nikt mnie nie
kontrolował. Od kiedy Daniel dowiedział się, że mam dziecko, miałam też
bardziej elastyczne godziny pracy. Poza tym atmosfera w ich domu po prostu była
miła. Lubiłam tam przebywać. Nawet, jeśli miałam w tym czasie parzyć herbatę i
czyścić kible.
– Po co
przyjechał? – spytałam niby od niechcenia.
– Nie wiem.
Mama powiedziała, że poszedł prosto do gabinetu dyrektorki… – odpowiedziała,
nawijając na starą lokówkę kolejny kosmyk niezwykle zniszczonych włosów. – Może
chce cię zwolnić…
– Co!? –
wykrzyknęłam z oburzeniem, podnosząc się z obrotowego krzesła.
– Wiesz… Jakby
cię zwolnił, mógłby z tobą sypiać. Wtedy nie byłoby to nieetyczne.
Wyciągnęłam z
torebki paczkę najtańszych papierosów i szybko zapaliłam jednego.
– Nie mam
zamiaru z nikim sypiać – wycedziłam pomiędzy zaciągnięciami nikotynowym dymem.
Jessica nie
odpuszczała. Od kiedy opowiedziałam jej o tym, jak Daniel obronił mnie przed
Dominique, a ta go spoliczkowała, nie przestawała snuć fantazji na nasz temat.
Nie pomagało powtarzanie, że Foster i blond wywłoka wciąż są razem,
przekonywanie, że nie jestem w jego typie, że on także mnie nie interesuje. Nie
pomogło także, gdy zobaczyła ich na mieście, trzymających się za ręce i
śmiejących się.
Jej opowieści,
scenariusze i fantazje byłyby dla mnie śmieszne, gdyby nie pewien drobny
szczegół. To ja odgrywałam w nich jedną z głównych ról. I to mi za każdym razem
stawały przed oczami te obrazy, to ja widziałam wszystko, o czym mówiła. Nie
mogłam znieść tego widoku, samej myśli o tym, że ktokolwiek mógłby mnie
dotykać…
– No przestań!
To facet z klasą… Tacy się zabezpieczają – zaśmiała się. – Raz wpadłaś, wielkie
rzeczy… A nawet gdybyś miała zaciążyć z nim, to…
– Zamknij się –
wycedziłam z wściekłością. – Po prostu się zamknij!
Ze złością chwyciłam
swoje torby i wyszłam do łazienki, z impetem zatrzaskując za sobą drzwi.
Wiedziałam, że
Jessica niczego nie zrozumie. Nikt nie rozumiał, bo nikt nie miał pojęcia, co
się stało tamtej nocy w okolicach cmentarza. Wszyscy myśleli, że zaszłam w
ciążę z pierwszym-lepszym, z którym puściłam się na jakiejś imprezie pod
wpływem alkoholu i narkotyków.
Tak było
lepiej. Nikt nie musiał wiedzieć, wypominać, wspominać, użalać się nade mną.
Nie potrzebowałam tego.
Choć straciłam
ochotę na imprezowanie, upartej Jessice udało się wyciągnąć mnie do klubu,
gdzie dołączył do nas Thomas z kilkoma swoimi znajomymi. Na loży, którą Thomas
zdobył, siłą przepędzając stamtąd grupkę nastolatków, usiadłam z brzegu.
Podręczną torebkę, w której znajdowały się klucze od domu i telefon, oddałam
jednemu z chłopaków, który już przy wejściu zasygnałował nam, że przyszedł tylko
po to, by się naćpać i napić. A ja, skoro już byłam w tym klubie, nie miałam
zamiaru siedzieć na tyłku. Wypiwszy pierwsze piwo, wstałam z loży i pognałam na
pusty parkiet.
Wspaniale było
znów znaleźć się na parkiecie, tańczyć, zapominając o Bożym świecie. Nie
zastanawiać się nad niczym, nie myśleć, nie martwić się… Zamknąć oczy,
wsłuchując się w rytm muzyki, wychwytując każdy bas, po prostu tańczyć. Jakby
nic więcej nie istniało – tylko ja, muzyka, parkiet i światła. Nic więcej…
Ośmieleni moją
obecnością na parkiecie ludzie zaczęli odchodzić od baru i podrygiwać w rytm
muzyki. Kilka minut później parkiet był już pełen, a przy barze i na lożach
siedziały pojedyncze osoby. Jessica dołączyła do mnie po kilku następnych
piwach, podczas gdy Thomas zniknął w toalecie, prawdopodobnie celem sprzedania
kilku porcji towaru jakimś dzieciakom.
Kiedy jakiś
chłopak podchodzi, by ze mną zatańczyć, zazwyczaj od razu wiem, jaki to typ. Po
tylu latach imprezowania niemal od razu potrafię ocenić, czy chłopak chce ze
mną po prostu zatańczyć, pomacać, liczy na to, że nasza znajomość potrwa dłużej
lub będzie próbował zaciągnąć mnie do toalety na szybki numerek. Tej nocy na
szczęście większość z tych, którzy się do mnie zbliżali, chcieli zwyczajnie
zatańczyć lub postawić mi drinka. Wspaniałomyślnie pozwalałam im pokręcić się
wokół, podczas gdy ja i tak robiłam swoje. Większość z nich nie miała nawet
okazji, by dotknąć mnie palcem.
– Rocket Fuel
na rachunek Thomasa Richardsona – powiedziałam do młodego barmana, opierając
się o ladę, gdy tylko zwolniło się miejsce.
– Nie za mocne?
Odwróciłam się
w bok, podążając za źródłem głosu, który dobrze znałam. Daniel usiadł na
hakerze, uśmiechając się do mnie sponad szklanki z piwem.
– Co ty tu
robisz!? – rzuciłam z niedowierzaniem.
Daniel Foster w
klubie? Na prawdziwej imprezie? Nie, to nie działo się naprawdę…
– Przyjaciel
opija zdany egzamin – odpowiedział, pochylając się do mnie. – Właściwie, miałem
już wychodzić, ale zobaczyłem cię na parkiecie. Naprawdę świetnie tańczysz.
Uśmiechnęłam
się w podziękowaniu. Odbierając od barmana drinka z rumu, wódki, ginu i
tequili, spojrzałam na wiszący nad barem zegar. Było kilkanaście minut po
północy. Nie mieściło mi się w głowie, że z imprezy można wyjść tam szybko!
Ale cóż… Większą
paranoją było, że ktoś tak spokojny jak Daniel Foster w ogóle pojawił się w
klubie…
– Nie za szybko
na powrót do domu? – spytałam, przy okazji rozglądając się, by sprawdzić, czy w
pobliżu nie ma Jessici.
– To nie jest
mój dzień… – rzucił, starając się uśmiechnąć.
– Tym bardziej
powinieneś zostać! – powiedziałam, sącząc drinka. – Rozluźnij się! – Dodałam,
klepiąc go w ramię.
Daniel zaśmiał
się, kręcąc głową. Niewiele myśląc, dopiłam drinka, po czym chwyciłam chłopaka
za rękę i pociągnęłam na parkiet.
Z początku
myślałam, że to dobry pomysł. Natychmiast zaczęłam tańczyć, a Daniel, najpierw
się zaśmiawszy, po chwili dołączył do mnie. Jednak zbyt szybko wypity,
niezwykle mocny drink nie chciał bawić się w ten sposób. Po kilku obrotach
wokół własnej osi poczułam, że alkohol podnosi się w moim przewodzie
pokarmowym, koniecznie chcąc ponownie ujrzeć światła dyskoteki.
Pognałam do
toalety, po drodze szturchając kilka osób. Rzuciłam się do pierwszej kabiny,
chcąc jak najszybciej pozbyć się drinka z organizmu. Zwróciłam niemal
natychmiast po ukucnięciu nad brudną, mokrą muszlą. Dopiero gdy udało mi się
wydostać z kabiny, zauważyłam, że coś jest nie tak…
Toaleta była
pusta. To było pierwsze, co rzuciło mi się w oczy. Zwykle w klubowych
łazienkach, niezależnie od godziny i dnia, roi się od dziewczyn. Jedne
wymiotują, inne poprawiają makijaż, płaczą, jeszcze inne plotkują na temat
chłopaków, którzy podrywają je na parkiecie. Zbita z tropu, dopiero po chwili
zauważyłam wiszące na ścianie pisuary.
Przejęta tym,
co się miało zaraz stać, zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, do jakiej toalety
wchodzę.
Pomyślałam:
„trudno”. Podeszłam do umywalki, by wypłukać usta, obmyć twarz i ręce. Stanęłam
przy suszarce do rąk, która włączyła się automatycznie, gdy podłożyłam pod nią dłonie.
W czasie gdy próbowałam doprowadzić się do porządku, do łazienki wszedł
chłopak. Wysoki, dobrze zbudowany, bardzo krótko ścięty szatyn w szerokich
jeansach i białym t-shircie. Natychmiast odeszłam od suszarki i skierowałam się
do wyjścia, uśmiechając się przepraszająco.
Niestety,
chłopak najwyraźniej źle odebrał mój uśmiech, bo gdy mijałam go przy wejściu,
klepnął mnie w tyłek. Oburzona obróciłam się do niego, chcąc wyrazić swoje
niezadowolenie i spoliczkować go, jednak ten natychmiast z całej siły pchnął mnie
na wyłożoną płytkami ścianę.
– Odwal się,
frajerze! – krzyknęłam, gdy naparł na mnie całym ciałem, a jego ręce
powędrowały pod moją spódniczkę. – Spierdalaj!
Chłopak
śmierdział alkoholem, był mocno spocony i zdecydowanie napalony. Najwyraźniej,
gdy dziewczyna ląduje w męskiej toalecie w klubie, to znaczy to, że jest chętna
na seks. Cóż… Po tylu latach imprezowania tego nie wiedziałam!
Próbowałam się
wyrwać, kopnąć go, zrobić cokolwiek, żeby wyzwolić się z uścisku nachalnego
frajera. Niestety, bezskutecznie.
Krzyczałam.
Naprawdę głośno krzyczałam. Być może to sprawiło, że drzwi toalety otworzyły
się ponownie i wreszcie ktoś wszedł. Ten ktoś odciągnął ode mnie chłopaka,
któremu chwilę później wymierzył ostry cios z pięści w twarz, podczas gdy ja
osunęłam się na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach.
Ponownie
zrobiło mi się niedobrze, więc doczołgałam się do otwartej kabiny i
zwymiotowałam przez łzy.
– Odprowadzę
cię do domu… – zaproponował mój obrońca.
Daniel
odprowadził mnie pod same drzwi. Po drodze wstąpił do pierwszego otwartego
sklepu, by kupić mi wodę mineralną i chusteczki, bo nigdy nie wpadłam na to,
żeby mieć je ze sobą w torebce, gdy szłam na imprezę. Nie poruszał tematu tego,
co zaszło w łazience, dzięki czemu ponownie się nie rozpłakałam.
Było mi
okropnie głupio. Daniel po raz kolejny był niemal zmuszony mi pomóc. Jednak
zarazem cieszyłam się, że właśnie tak się stało, nawet pomimo tego, że widział,
jak wymiotowałam. Gdyby nie wszedł do tej toalety…
Wzdrygnęłam
się, starając się wypędzić z głowy okropne wyobrażenia.
Gdy wchodziłam
na piętro, trzymał mnie pod ramię, zupełnie jakby bał się, że przewrócę się i
spadnę ze schodów.
– Nie jestem
pijana – westchnęłam, kiedy stanęłam pod drzwiami od domu i puścił moją rękę.
Jego obojętny wyraz
twarzy nie zmienił się ani odrobinę, gdy delikatnie skinął głową. Kiedy
wsadziłam klucze do zamka (cholernie dumna, że udało mi się to zrobić, bo
jednocześnie udowadniało to Danielowi, że istotnie nie jestem pijana), bez
słowa odwrócił się, by zejść na dół.
– Przepraszam…
– jęknęłam, gdy przekręciłam klucze w zamku.
Daniel
zatrzymał się. Totalnie zdziwiony odwrócił się w moją stronę.
– Słucham?
– Przepraszam…
Znów narobiłam ci problemów i… I dziękuję, bo… – Urwałam, czując, że łamie mi
się głos.
Chłopak,
podszedł do mnie i chwycił moją twarz w dłonie, chcąc bym na niego spojrzała.
– Nie masz za
co przepraszać, Amelio! – powiedział stanowczo. – To nie była twoja wina! A ja…
Cóż… Miałem niesamowite szczęście, że akurat zachciało mi się siku…
Roześmiałam się
przez łzy, wciąż patrząc na twarz Daniela. Kiedy mówił, używał tego samego
tonu, co w szpitalu. Gdyby ktokolwiek inny powiedział to samo co on, pewnie w
ogóle bym się tym nie przejęła i nie uwierzyłabym w ani jedno słowo. Ale
Daniel… On to mówił z niezwykłym przekonaniem, charyzmą… Gdyby powiedział, że
to wszystko wina przybyszów z innej planety, pewnie też bym mu uwierzyła…
To był impuls,
nad którym nie panowałam. Zupełnie nie myśląc, nie zastanawiając się nad
niczym, wpatrzona w brązowe oczy Daniela, przybliżyłam się i delikatnie
musnęłam wargami jego usta.
Teraz mogłam być pewna, że mnie zwolni…