poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 8

„Są ludzie, którym szczęście mignie tylko na moment, na moment tylko się ukaże po to tylko, by uczynić życie tym smutniejsze i okrutniejsze.”
~Stanisław Dygat

Pierwsza sobota nowego miesiąca zapowiadała się dla mnie niezwykle dobrze. Nareszcie wszystko miało wrócić do normy, którą uwielbiałam: miałam spędzić cały dzień poza domem, nie przejmując się zupełnie niczym i nikim, dobrze się bawiąc i nie musząc martwić się o nic.
Bianca sama namawiała mnie, żebym gdzieś wyszła. Może wykańczały ją wyrzuty sumienia po tym, ile czasu spędziłam z małym w szpitalu, a może po prostu stwierdziła, że należy mi się odpoczynek. Zresztą, powód nie był dla mnie ważny. Najważniejsze było, że miała zająć się Adamem, a ja mogłam się zrelaksować.
Z domu wyszłam jeszcze zanim ktokolwiek się obudził. Zrobiłam sobie długi spacer po pobliskim parku, zajrzałam w okolice swojej starej szkoły, a następnie uderzyłam do centrum handlowego. Spędziłam mnóstwo czasu na oglądaniu i przymierzaniu ubrań, a następnie zdecydowałam się na kilka rzeczy, na które wcześniej nie mogłam sobie pozwolić. Wypłata, którą dostałam od Daniela, była na tyle sowita, że mogłam oddać kilkaset dolarów Andrew, pozwolić sobie na zakupy i jeszcze zostało mi trochę gotówki, którą miałam przeznaczyć na inne przyjemności.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się aż takiego przypływu gotówki. Wprawdzie nigdy nie rozmawiałam z Danielem o tym, ile będę zarabiać na opiece nad jego ciotką, ale biorąc pod uwagę to, że pół miesiąca nie pojawiałam się w pracy, wypłata przerosła moje oczekiwania. Nie liczyłam na taki przychód, jednak nie miałam zamiaru roztrząsać tego tematu w rozmowie z szefem.
Po południu wybrałam się do Jess, której mama była w pracy. Miałyśmy całe mieszkanie tylko dla siebie, czas na plotki i przygotowanie do się wieczornego wyjścia.
– Mama mówiła, że twój „szef” był wczoraj w domu opieki – rzuciła Jessica, nakręcając włosy na lokówkę.
Podniosłam zdziwiony wzrok znad wypełnionych ubraniami toreb.
Nie rozumiałam dlaczego Daniel miałby pojawiać się w domu spokojnej starości. Przecież opiekowałam się jego ciotką, nie musiał więc szukać już pracownika. Ponoć starsza pani mnie lubiła, a skoro wypłacił mi tak spore wynagrodzenie, myślałam, że jest zadowolony z mojej pracy.
Przez myśl przeszło mi, że może otrzymałam taką wypłatę właśnie dlatego, że miał zamiar mnie zwolnić. Może wcale nie podobały mu się efekty mojej pracy, może Dominique postawiła mu ultimatum. Może sprawiałam zbyt wiele problemów.
Z trudem przełknęłam ślinę.
Wcale nie chciałam tracić tej pracy. Z początku naprawdę nie podobała mi się perspektywa jakiegokolwiek zatrudnienia, jednak spodobało mi się u Fosterów. Panna Brittany z czasem zrobiła się mniej marudna, nie przemęczałam się, nikt mnie nie kontrolował. Od kiedy Daniel dowiedział się, że mam dziecko, miałam też bardziej elastyczne godziny pracy. Poza tym atmosfera w ich domu po prostu była miła. Lubiłam tam przebywać. Nawet, jeśli miałam w tym czasie parzyć herbatę i czyścić kible.
– Po co przyjechał? – spytałam niby od niechcenia.
– Nie wiem. Mama powiedziała, że poszedł prosto do gabinetu dyrektorki… – odpowiedziała, nawijając na starą lokówkę kolejny kosmyk niezwykle zniszczonych włosów. – Może chce cię zwolnić…
– Co!? – wykrzyknęłam z oburzeniem, podnosząc się z obrotowego krzesła.
– Wiesz… Jakby cię zwolnił, mógłby z tobą sypiać. Wtedy nie byłoby to nieetyczne.
Wyciągnęłam z torebki paczkę najtańszych papierosów i szybko zapaliłam jednego.
– Nie mam zamiaru z nikim sypiać – wycedziłam pomiędzy zaciągnięciami nikotynowym dymem.
Jessica nie odpuszczała. Od kiedy opowiedziałam jej o tym, jak Daniel obronił mnie przed Dominique, a ta go spoliczkowała, nie przestawała snuć fantazji na nasz temat. Nie pomagało powtarzanie, że Foster i blond wywłoka wciąż są razem, przekonywanie, że nie jestem w jego typie, że on także mnie nie interesuje. Nie pomogło także, gdy zobaczyła ich na mieście, trzymających się za ręce i śmiejących się.
Jej opowieści, scenariusze i fantazje byłyby dla mnie śmieszne, gdyby nie pewien drobny szczegół. To ja odgrywałam w nich jedną z głównych ról. I to mi za każdym razem stawały przed oczami te obrazy, to ja widziałam wszystko, o czym mówiła. Nie mogłam znieść tego widoku, samej myśli o tym, że ktokolwiek mógłby mnie dotykać…
– No przestań! To facet z klasą… Tacy się zabezpieczają – zaśmiała się. – Raz wpadłaś, wielkie rzeczy… A nawet gdybyś miała zaciążyć z nim, to…
– Zamknij się – wycedziłam z wściekłością. – Po prostu się zamknij!
Ze złością chwyciłam swoje torby i wyszłam do łazienki, z impetem zatrzaskując za sobą drzwi.

Wiedziałam, że Jessica niczego nie zrozumie. Nikt nie rozumiał, bo nikt nie miał pojęcia, co się stało tamtej nocy w okolicach cmentarza. Wszyscy myśleli, że zaszłam w ciążę z pierwszym-lepszym, z którym puściłam się na jakiejś imprezie pod wpływem alkoholu i narkotyków.
Tak było lepiej. Nikt nie musiał wiedzieć, wypominać, wspominać, użalać się nade mną. Nie potrzebowałam tego.
Choć straciłam ochotę na imprezowanie, upartej Jessice udało się wyciągnąć mnie do klubu, gdzie dołączył do nas Thomas z kilkoma swoimi znajomymi. Na loży, którą Thomas zdobył, siłą przepędzając stamtąd grupkę nastolatków, usiadłam z brzegu. Podręczną torebkę, w której znajdowały się klucze od domu i telefon, oddałam jednemu z chłopaków, który już przy wejściu zasygnałował nam, że przyszedł tylko po to, by się naćpać i napić. A ja, skoro już byłam w tym klubie, nie miałam zamiaru siedzieć na tyłku. Wypiwszy pierwsze piwo, wstałam z loży i pognałam na pusty parkiet.
Wspaniale było znów znaleźć się na parkiecie, tańczyć, zapominając o Bożym świecie. Nie zastanawiać się nad niczym, nie myśleć, nie martwić się… Zamknąć oczy, wsłuchując się w rytm muzyki, wychwytując każdy bas, po prostu tańczyć. Jakby nic więcej nie istniało – tylko ja, muzyka, parkiet i światła. Nic więcej…
Ośmieleni moją obecnością na parkiecie ludzie zaczęli odchodzić od baru i podrygiwać w rytm muzyki. Kilka minut później parkiet był już pełen, a przy barze i na lożach siedziały pojedyncze osoby. Jessica dołączyła do mnie po kilku następnych piwach, podczas gdy Thomas zniknął w toalecie, prawdopodobnie celem sprzedania kilku porcji towaru jakimś dzieciakom.
Kiedy jakiś chłopak podchodzi, by ze mną zatańczyć, zazwyczaj od razu wiem, jaki to typ. Po tylu latach imprezowania niemal od razu potrafię ocenić, czy chłopak chce ze mną po prostu zatańczyć, pomacać, liczy na to, że nasza znajomość potrwa dłużej lub będzie próbował zaciągnąć mnie do toalety na szybki numerek. Tej nocy na szczęście większość z tych, którzy się do mnie zbliżali, chcieli zwyczajnie zatańczyć lub postawić mi drinka. Wspaniałomyślnie pozwalałam im pokręcić się wokół, podczas gdy ja i tak robiłam swoje. Większość z nich nie miała nawet okazji, by dotknąć mnie palcem.
– Rocket Fuel na rachunek Thomasa Richardsona – powiedziałam do młodego barmana, opierając się o ladę, gdy tylko zwolniło się miejsce.
– Nie za mocne?
Odwróciłam się w bok, podążając za źródłem głosu, który dobrze znałam. Daniel usiadł na hakerze, uśmiechając się do mnie sponad szklanki z piwem.
– Co ty tu robisz!? – rzuciłam z niedowierzaniem.
Daniel Foster w klubie? Na prawdziwej imprezie? Nie, to nie działo się naprawdę…
– Przyjaciel opija zdany egzamin – odpowiedział, pochylając się do mnie. – Właściwie, miałem już wychodzić, ale zobaczyłem cię na parkiecie. Naprawdę świetnie tańczysz.
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu. Odbierając od barmana drinka z rumu, wódki, ginu i tequili, spojrzałam na wiszący nad barem zegar. Było kilkanaście minut po północy. Nie mieściło mi się w głowie, że z imprezy można wyjść tam szybko!
Ale cóż… Większą paranoją było, że ktoś tak spokojny jak Daniel Foster w ogóle pojawił się w klubie…
– Nie za szybko na powrót do domu? – spytałam, przy okazji rozglądając się, by sprawdzić, czy w pobliżu nie ma Jessici.
– To nie jest mój dzień… – rzucił, starając się uśmiechnąć.
– Tym bardziej powinieneś zostać! – powiedziałam, sącząc drinka. – Rozluźnij się! – Dodałam, klepiąc go w ramię.
Daniel zaśmiał się, kręcąc głową. Niewiele myśląc, dopiłam drinka, po czym chwyciłam chłopaka za rękę i pociągnęłam na parkiet.
Z początku myślałam, że to dobry pomysł. Natychmiast zaczęłam tańczyć, a Daniel, najpierw się zaśmiawszy, po chwili dołączył do mnie. Jednak zbyt szybko wypity, niezwykle mocny drink nie chciał bawić się w ten sposób. Po kilku obrotach wokół własnej osi poczułam, że alkohol podnosi się w moim przewodzie pokarmowym, koniecznie chcąc ponownie ujrzeć światła dyskoteki.
Pognałam do toalety, po drodze szturchając kilka osób. Rzuciłam się do pierwszej kabiny, chcąc jak najszybciej pozbyć się drinka z organizmu. Zwróciłam niemal natychmiast po ukucnięciu nad brudną, mokrą muszlą. Dopiero gdy udało mi się wydostać z kabiny, zauważyłam, że coś jest nie tak…
Toaleta była pusta. To było pierwsze, co rzuciło mi się w oczy. Zwykle w klubowych łazienkach, niezależnie od godziny i dnia, roi się od dziewczyn. Jedne wymiotują, inne poprawiają makijaż, płaczą, jeszcze inne plotkują na temat chłopaków, którzy podrywają je na parkiecie. Zbita z tropu, dopiero po chwili zauważyłam wiszące na ścianie pisuary.
Przejęta tym, co się miało zaraz stać, zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, do jakiej toalety wchodzę.
Pomyślałam: „trudno”. Podeszłam do umywalki, by wypłukać usta, obmyć twarz i ręce. Stanęłam przy suszarce do rąk, która włączyła się automatycznie, gdy podłożyłam pod nią dłonie. W czasie gdy próbowałam doprowadzić się do porządku, do łazienki wszedł chłopak. Wysoki, dobrze zbudowany, bardzo krótko ścięty szatyn w szerokich jeansach i białym t-shircie. Natychmiast odeszłam od suszarki i skierowałam się do wyjścia, uśmiechając się przepraszająco.
Niestety, chłopak najwyraźniej źle odebrał mój uśmiech, bo gdy mijałam go przy wejściu, klepnął mnie w tyłek. Oburzona obróciłam się do niego, chcąc wyrazić swoje niezadowolenie i spoliczkować go, jednak ten natychmiast z całej siły pchnął mnie na wyłożoną płytkami ścianę.
– Odwal się, frajerze! – krzyknęłam, gdy naparł na mnie całym ciałem, a jego ręce powędrowały pod moją spódniczkę. – Spierdalaj!
Chłopak śmierdział alkoholem, był mocno spocony i zdecydowanie napalony. Najwyraźniej, gdy dziewczyna ląduje w męskiej toalecie w klubie, to znaczy to, że jest chętna na seks. Cóż… Po tylu latach imprezowania tego nie wiedziałam!
Próbowałam się wyrwać, kopnąć go, zrobić cokolwiek, żeby wyzwolić się z uścisku nachalnego frajera. Niestety, bezskutecznie.
Krzyczałam. Naprawdę głośno krzyczałam. Być może to sprawiło, że drzwi toalety otworzyły się ponownie i wreszcie ktoś wszedł. Ten ktoś odciągnął ode mnie chłopaka, któremu chwilę później wymierzył ostry cios z pięści w twarz, podczas gdy ja osunęłam się na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach.
Ponownie zrobiło mi się niedobrze, więc doczołgałam się do otwartej kabiny i zwymiotowałam przez łzy.
– Odprowadzę cię do domu… – zaproponował mój obrońca.

Daniel odprowadził mnie pod same drzwi. Po drodze wstąpił do pierwszego otwartego sklepu, by kupić mi wodę mineralną i chusteczki, bo nigdy nie wpadłam na to, żeby mieć je ze sobą w torebce, gdy szłam na imprezę. Nie poruszał tematu tego, co zaszło w łazience, dzięki czemu ponownie się nie rozpłakałam.
Było mi okropnie głupio. Daniel po raz kolejny był niemal zmuszony mi pomóc. Jednak zarazem cieszyłam się, że właśnie tak się stało, nawet pomimo tego, że widział, jak wymiotowałam. Gdyby nie wszedł do tej toalety…
Wzdrygnęłam się, starając się wypędzić z głowy okropne wyobrażenia.
Gdy wchodziłam na piętro, trzymał mnie pod ramię, zupełnie jakby bał się, że przewrócę się i spadnę ze schodów.
– Nie jestem pijana – westchnęłam, kiedy stanęłam pod drzwiami od domu i puścił moją rękę.
Jego obojętny wyraz twarzy nie zmienił się ani odrobinę, gdy delikatnie skinął głową. Kiedy wsadziłam klucze do zamka (cholernie dumna, że udało mi się to zrobić, bo jednocześnie udowadniało to Danielowi, że istotnie nie jestem pijana), bez słowa odwrócił się, by zejść na dół.
– Przepraszam… – jęknęłam, gdy przekręciłam klucze w zamku.
Daniel zatrzymał się. Totalnie zdziwiony odwrócił się w moją stronę.
– Słucham?
– Przepraszam… Znów narobiłam ci problemów i… I dziękuję, bo… – Urwałam, czując, że łamie mi się głos.
Chłopak, podszedł do mnie i chwycił moją twarz w dłonie, chcąc bym na niego spojrzała.
– Nie masz za co przepraszać, Amelio! – powiedział stanowczo. – To nie była twoja wina! A ja… Cóż… Miałem niesamowite szczęście, że akurat zachciało mi się siku…
Roześmiałam się przez łzy, wciąż patrząc na twarz Daniela. Kiedy mówił, używał tego samego tonu, co w szpitalu. Gdyby ktokolwiek inny powiedział to samo co on, pewnie w ogóle bym się tym nie przejęła i nie uwierzyłabym w ani jedno słowo. Ale Daniel… On to mówił z niezwykłym przekonaniem, charyzmą… Gdyby powiedział, że to wszystko wina przybyszów z innej planety, pewnie też bym mu uwierzyła…
To był impuls, nad którym nie panowałam. Zupełnie nie myśląc, nie zastanawiając się nad niczym, wpatrzona w brązowe oczy Daniela, przybliżyłam się i delikatnie musnęłam wargami jego usta.
Teraz mogłam być pewna, że mnie zwolni…