niedziela, 21 września 2014

Rozdział 15

„Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.”

~ Wisława Szymborska

Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu, Daniel spytał, czy byłam kiedyś w Hampton. Zgodnie z prawdą powiedziałam, że nie byłam nigdzie poza Cambridge i Bostonem. Nie wydawał się tym zaskoczony, ale nie skomentował tego faktu.
Byłam oczarowana jego stylem jazdy. Był ostrożnym kierowcą, ale nie z takich, którzy nigdy nie przekroczą prędkości. Widać było, że ma wprawę i lubi prowadzić.
– Opowiedz co się stało w sobotę – rzuciłam bez zastanowienia, gdy wyjechaliśmy poza Cambridge.
Nieco przyciszył radio, dzięki któremu z głośników wydobywała się jedna z piosenek znajdujących się na szczycie list przebojów. Westchnął lekko, udając, że musi skupić się na drodze. Wiedziałam, że unikał odpowiedzi. Uważałam jednak, że należały mi się chociażby najmniejsze wyjaśnienia.
– No dalej, ulży ci! – powiedziałam z uśmiechem, lekko trącając go w ramię.
Spojrzał na mnie kątem oka, a na jego twarzy również pojawił się uśmiech.
– Rozstaliśmy się. Definitywnie – mruknął oględnie. Wiedziałam, że mówił o Dominique.
– Rzuciła cię? – spytałam, wciąż nie spuszczając z niego wzroku.
– Nie.
– Robiła ci wyrzuty?
– Nie – Ton Daniela stawał się coraz bardziej stanowczy.
Zrezygnowana opadłam na fotel, zakładając ręce na piersiach niczym obrażone dziecko. Fuknęłam, ostentacyjnie obracając głowę w stronę okna.
– Nie rób tak… – westchnął ciężko, gdy minęliśmy wielką tablicę informującą, że wjechaliśmy do Bostonu.
– Jak!? – spojrzałam na niego z obrażoną miną.
– Właśnie tak – powiedział, zatrzymując się na światłach. – Tak bardzo chcesz wiedzieć dlaczego nie jestem z Dominique?
Ochoczo pokiwałam głową. Kładąc rękę na sercu, przysięgłam, że nikomu nie powiem, co rozbawiło Daniela.
Naprawdę chciałam wiedzieć. Nie tylko z czystej ciekawości. Miałam nadzieję, że dzięki temu wybadam sytuację i dowiem się dlaczego tak naprawdę zabrał mnie na urodziny swojej siostry. Musiał istnieć jakiś powód….
– Mieliśmy iść na kolację. Przyjechałem po nią trochę wcześniej, bo chciałem jej zrobić niespodziankę. Zastałem ją w łóżku z moim najlepszym przyjacielem – powiedział szybko, jakby chcąc mieć to już za sobą.
Nie byłam w stanie kontrolować tego, jak opadła mi szczęka. Dłuższą chwilę wpatrywałam się w Fostera z ogromnym zdziwieniem.
Dominique go zdradziła! Z jego przyjacielem!
Takie rzeczy nie działy się nawet w moich kręgach, gdzie właściwie większość osób miała już za sobą seks z prawie każdą inną osobą z towarzystwa…
To zdecydowanie tłumaczyło zachowanie Daniela w sobotnią noc. Słowa o szmatach…
Boże! Po tylu latach związku! Musiał to strasznie przeżyć!
– I co!? – wykrzyknęłam, gdy udało mi się zamknąć usta.
Daniel ponownie spojrzał na mnie kątem oka. Wyglądał na zmęczonego, ale w końcu uniósł brwi i wzruszył ramionami.
– Okazało się, że to ciągnęło się od dłuższego czasu – Dodał. – Jeśli to coś zmieni, ciocia jest zachwycona i wybaczyła mi zniknięcie – zaśmiał się. – Może ty też przymrużysz na to oko…
Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Pokiwałam tępo głową, wracając do obserwowania widoków za oknem.
Było mi go żal i to ogromnie. A Dominique!? Co za idiotka! Tylko naprawdę pusta panna zdradziłaby kogoś takiego jak Daniel! Przecież on był idealny – przystojny, dobrze ułożony, nie dawał się ponieść emocjom, miał dobre serce, niezłą przyszłość przed sobą i zrobiłby dla niej wszystko.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. W sumie dobrze się składało, bo miałam chwilę na przemyślenia. Oprócz prób zrozumienia postępowania Dominique, po głowie chodziło mi mnóstwo innych rzeczy związanych z Fosterem. Czy faktycznie chciał sobie odbić nieudany związek, a ja byłam tylko zabawką do tego celu? Czy może już mu przeszło i chciał po prostu zacząć coś nowego lub się rozerwać w moim towarzystwie?
Bardzo chciałam mu pomóc. Pierwszy raz w życiu naprawdę, z całego serca komuś współczułam.
Nagle przyszło mi do głowy, że skoro byli ze sobą tyle lat, a Daniel, według panny Brittany, niechętnie rozmawiał z rodzicami, istniała szansa, że Dominique pojawi się na przyjęciu jego siostry. Na pewno znały się, być może lubiły. Może rodzina Daniela nie wiedziała jeszcze o ich rozstaniu lub nie przyjęła go do wiadomości.
– Ona tam będzie? – spytałam.
– Nie mam pojęcia – przyznał Daniel zdawkowo. – Nawet jeśli, to niczego nie zmieni – Dodał, spoglądając na mnie. – Nie jestem z nią i już nie będę. Zdrada to coś, czego nie jestem w stanie znieść. Zwłaszcza po tylu latach – Kontynuował spokojnym tonem. – Ty byś wybaczyła zdradę?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nie miałam po co się nad tym zastanawiać – nie byłam z nikim w związku, nie miałam żadnych doświadczeń.
Zdrada z pewnością nie była czymś miłym. Moim zdaniem oznaczała, że tej osobie czegoś brakuje w związku, że potrzebuje czegoś więcej. Świadczyła też o nieuczciwości, braku skrupułów, zahamowań i serca. Chyba wolałabym, żeby ktoś mnie rzucił niż zdradzał.
Pokręciłam głową, chociaż trochę niepewnie. Foster chyba nie zauważył mojego wahania.
Gdy minęliśmy tablicę z napisem Hampton, cała zadrżałam. Zbliżaliśmy się do celu.
– Już niedaleko? – spytałam.
– Około piętnaście minut – oznajmił Daniel. – Mogę jechać wolniej, jeśli chcesz podziwiać widoki. Będziemy jechać drogą nadoceaniczną.
Pokiwałam głową, wyrażając swoje zadowolenie z propozycji. Foster oznajmił, że zwolni, kiedy będzie jakakolwiek szansa na zobaczenie czegoś z drogi.
Jak zaklęta wpatrywałam się w okno. Gdy wjechaliśmy na Ocean Boulevard, po mojej stronie rozciągały się liczne zadrzewienia i śliczne białe domy z ogródkami. Uchyliłam okno, by poczuć powiew świeżej, oceanicznej bryzy. Chłodny wiaterek wdzierał się do samochodu przez niewielką szczelinę, uderzając w moją twarz. Nigdy nie czułam czegoś tak orzeźwiającego.
Daniel nie przerywał, nie odzywał się. Po jakiś dziesięciu minutach jazdy zwolnił i pomimo wielkiego znaku z zakazem parkowania, zatrzymał się na poboczu. Od pięknego, wielkiego, błękitnego oceanu dzieliła nas jedynie niewielka, zasypana kamieniami przestrzeń i barierka.  
Słońce odbijało się od tafli błękitnej wody. Gdzieniegdzie widać było nieco większe fale, w oddali pływał samotnie biały stateczek. Może to był kuter… Nie znam się na tym…
Atlantyk zdecydowanie wszedł w czołówkę najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałam w życiu.
– Jeśli się zgodzisz, zabiorę was kiedyś na zachód słońca. Teraz chyba musimy jechać – powiedział Daniel.
Mogłabym podziwiać ten widok w nieskończoność, jednak posłusznie skinęłam głową i usiadłam prosto na siedzeniu.
Jechaliśmy jeszcze chwilę drogą wzdłuż oceanu, po czym skręciliśmy w prawo. Niebieska toń została za nami.
Odniosłam wrażenie, że docieramy do celu, bo Daniel jechał wolniej, rozglądając się po pięknych domach, które wznosiły się wzdłuż drogi. Kilka zakrętów i domy zaczęły się przerzedzać, pojawiło się za to więcej drzew i pustych pól. Gdy niemal całkowicie zwolnił, wjechaliśmy na drogę, naprzeciw której stał już tylko jeden dom.
To była najpiękniejsza rezydencja na świecie! Wysoki dom z jasnego kamienia bez jakiegoś określonego kształtu, z ciemnym, drewnianym wykończeniem, skośnym dachem i ogromnym, białym podjazdem, na którym stało kilkanaście luksusowych samochodów. Wokół rozciągały się całe połacie zieleni.
Daniel zaparkował z samego brzegu okrągłego podjazdu, jakby chciał mieć jak najszybszą i najłatwiejszą drogę ucieczki. Zgasił silnik, spoglądając na mnie niepewnie.
– Mogę zawrócić…  – szepnął.
– Dlaczego!? – wykrzyknęłam, odrywając wzrok od willi.
– Nie wiem czy będziesz się tu dobrze czuła… – zaczął, odpinając pas i obracając się w moją stronę.
Poczułam, że aż czerwienię się ze złości.
– Sugerujesz, że co!? Że aż tak bardzo będę odstawać!? – warknęłam oburzona.
Foster wyciągnął rękę w moją stronę, uśmiechając się delikatnie. Nie pozwolił mi się odsunąć. Zresztą, gdy jego dłoń dotknęła mojego policzka, już nie miałam ochoty się cofać.
– Na pewno nie będziesz odstawać. Wyglądasz wspaniale. Założę się, że lepiej niż sama Alexis – powiedział powoli tym swoim uspokajającym tonem. – Po prostu ich nie znasz i to może być szok.
Pokręciłam głową. Kiedy Daniel wysiadł z samochodu, gdzieś na dworze natychmiast rozległ się przeraźliwy dziewczęcy pisk. Nie zdążyłam jednak zlokalizować jego źródła, bo Daniel obszedł auto i szarmancko otworzył mi drzwi, wyciągając w moją stronę dłoń, by pomóc mi wysiąść.
Zignorowałam jego gest, wysiadając samodzielnie. Daniel uśmiechnął się, kręcąc lekko głową.
– Nie przesadzajmy – rzuciłam z rozbawieniem.
– Danny!
Niska, ciemnoblond włosa dziewczyna rzuciła się na szyję Danielowi, gdy tylko ten obrócił się lekko w stronę domu.
– Boże! Nawet nie wiesz jak dobrze, że już jesteś! – wykrzyknęła, uwieszając się na nim.
Daniel objął dziewczynę i uniósł kilkanaście centymetrów nad ziemię, po czym postawił i odsunął od siebie, by przyjrzeć jej się w całej okazałości.
Blondynka miała na sobie miętową, bardzo obcisłą i krótką sukienkę na grubych ramiączkach, której dekolt był nieco za duży. Beżowe szpilki na platformach nieco dodawały jej wzrostu, ale wciąż, w porównaniu z Danielem, była aż śmiesznie niska. Ciemnoblond włosy miała rozpuszczone, mocno pofalowane, brązowe oczy mocno podkreśliła ciemnymi cieniami i mnóstwem tuszu do rzęs.
Daniel nie wydawał się ani zdziwiony, ani oburzony tym widokiem.
– Wyglądasz wspaniale – powiedział z szerokim uśmiechem, wciąż przypatrując się dziewczynie, którą trzymał w talii.
Po chwili przypomniał sobie o moim istnieniu, bo puścił dziewczynę, zbliżył się do mnie i wskazał na dziewczynę.
– Amelio, to właśnie moja przecudowna siostra, Alexis – powiedział.
Uznałam, że „przecudowna” to ogromna przesada. Wprawdzie nie znałam jej, ale pisk na dzień dobry mi wystarczył.
Utykające w kamyszkach z podjazdu szpilki także.
– Lexi, to właśnie Amelia – powiedział, wskazując na mnie z uśmiechem.
Dziewczyna rozpromieniona przybliżyła się do mnie i nim zdążyłam się zorientować nasze policzki zetknęły się, przy czym cmoknęła.
Uniosłam brwi, spoglądając na Daniela z lekkim zażenowaniem. Chłopak zaśmiał się pod nosem, wzruszając ramionami.
– Fajnie, że jesteś – pisnęła.
Skinęłam głową, wymuszając uśmiech.
Jak dla mnie za dużo w tym było słodkości. Za mało ubrania, a za wiele słodyczy. Coś czułam, że Daniel kiedyś rozczaruje się „cudownością” swojej siostrzyczki.
Alexis wzięła brata pod ramię, ciągnąc go w stronę willi. Daniel wyciągnął w moją stronę dłoń, której nie chwyciłam. Powolnym krokiem, nieco się ociągając, ruszyłam za nim.
Podczas gdy Alexis w bardzo chaotyczny sposób opowiadała Danielowi kto przyjechał, ja uważnie przyglądałam się posiadłości. Była piękna, wielka i z pewnością bardzo droga. Dom miał dwa piętra i poddasze, ciągnął się na dużą odległość wzdłuż i wszerz. Wokół rosło mnóstwo krzewów i drzew, które najwyraźniej wymagały dużego nakładu pracy ogrodnika. Na prowadzących do głównego wejścia schodach stało kilka dużych, gipsowych doniczek z czerwonymi kwiatami.
Daniel zatrzymał Alexis tuż przed wejściem na schodki. Ucałował ją w policzek, mówiąc, że zaraz przyjdzie. Dziewczyna z ogromnym niezadowoleniem na twarzy weszła do domu, a chłopak obrócił się w moją stronę.
– W porządku? – spytał, przyglądając mi się uważnie.
– Jasne, czemu? – rzuciłam szybko, spuszczając głowę.
– Hej… Spójrz na mnie…
Daniel przybliżył się do mnie. Jego dłoń delikatnie spoczęła na moim policzku. Mimowolnie przeniosłam na niego wzrok.
Czułam się bardzo dziwnie. Nie chodziło o przepych, jakim ten dom emanował, ale o zachowanie Daniela. Trudne do określenia, dziwne… Zachowywał się trochę tak, jakbym już znała jego rodzinę, jakbym nie powinna mieć żadnych skrupułów i musiała czuć się swobodnie. „To jest właśnie Amelia” brzmiało tak, jakby wspominał o mnie siostrze, ale nie miałam pojęcia CO jej mówił. Poza tym jego rodzina na pewno nie spodziewała się, że chłopak tak szybko i łatwo zrezygnuje z Dominique – moja obecność z pewnością wyda im się czymś złym.
– Nie powinnam była przyjeżdżać. Zamówię sobie taksówkę – powiedziałam, w jednej chwili odwracając się na pięcie, by odejść.

Nie zdążyłam jednak zrobić kroku, bo Daniel chwycił mnie za ramię i gwałtownie obrócił w swoją stronę. Jednym ruchem, nim o czymkolwiek pomyślałam, przyciągnął mnie do siebie i pocałował stanowczo, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że nie pozwoli mi się nigdzie ruszyć. 

sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 14

„Piękno jest tym, co czujesz wewnątrz i co odbija się w twoich oczach.”
Sophia Loren

Nie wiem o czym tak naprawdę myślałam, gdy po chwili, zupełnie niespodziewanie, odpowiedziałam, że chętnie z nim pójdę.
Nie wiem tym bardziej, co pomyślał Daniel, kiedy padły te słowa. Wyglądał na zadowolonego…
Dopiero kiedy oznajmił, że niestety musi już iść i zadzwoni pod wieczór, dotarło do mnie co zrobiłam.
Chciałam z nim iść. Podobał mi się, wciąż myślałam o tamtej nocy, gdy obronił mnie w klubie, odprowadził do domu. Wciąż przypominałam sobie ten pocałunek. Chciałam, żeby coś takiego się powtórzyło! Chciałam z nim wyjść, czułam się przy nim pewnie i bezpiecznie. Był szarmancki, męski, pewny siebie. Był dla mnie miły. Mimo tego, jak zachował się w ostatnim tygodniu, naprawdę bardzo tego wszystkiego chciałam.
I równie mocno jak tego chciałam, wiedziałam, że to się nie uda.
On i Dominique byli razem tyle lat! Pary jak ta się nie rozstają ot tak! A ja z pewnością wyobrażałam sobie za dużo!
Bianca była jedyną osobą w domu, której spodobał się ten pomysł. Ba! Była nim zachwycona! Natychmiast zadzwoniła do swojego szefa i poprosiła o wolne na następny dzień, żeby zająć się małym.
Chyba myślała, że to oznacza wyjście za mąż za Daniela…
Tak. Zdecydowanie wyglądała, jakby tak właśnie pomyślała.
– Uważam, że to okropny pomysł – oświadczył zupełnie poważnie Andrew, spoglądając na nas z dezaprobatą.
Siedział w swoim ukochanym fotelu, przełączając kanały telewizyjne.
– Tacy faceci nie interesują się dziewczynami jej pokroju. Zwłaszcza z bachorami. Koleś chce sobie odbić problemy z dziewczyną. Nie mam zamiaru później wysłuchiwać płaczu w tym domu.
W głębi duszy wiedziałam, że ma rację.
Tacy faceci jak Daniel nie interesowali się ćpunkami z dziećmi.
Wyszłam do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Cholera! Bardziej bolało, jak powiedział to na głos!
Położyłam się do łóżka, ignorując gaworzącego w łóżeczku Adama.
Nie wiem ile dokładnie spałam, ale gdy obudził mnie dzwonek telefonu, było już ciemno. Zerwałam się z łóżka, a moje spojrzenie padło na puste łóżeczko – Bianca musiała zabrać Adama do siebie.
Chwyciłam leżącą na ziemi komórkę i odebrałam, nawet nie spoglądając na to, czyj numer się wyświetlił.
Mam nadzieję, że cię nie obudziłem
Gdy usłyszałam w słuchawce głos Daniela, natychmiast spojrzałam na stojący na biurku elektroniczny zegar. Wskazywał dwudziestą. Musiałam mieć bardzo zaspany głos, gdy odebrałam.
– Nie – powiedziałam szybko i lekko odchrząknęłam, starając się brzmieć bardziej naturalnie.
Jeśli chodzi o jutro…
– Zmieniłam zdanie – rzuciłam szybko.
Tak. Zdecydowanie łatwiej mi szło, kiedy nie myślałam zbyt długo nad tym, co chciałam powiedzieć.
– Nie chcę z tobą tam iść – wypaliłam nieco za głośno, cała zaczynając drżeć.
Daniel odpowiedział mi pełną konsternacji ciszą. Wiedziałam, że się tego nie spodziewał. Ja też nie. Cóż… Już zbyt wiele razy wyszłam przy nim na idiotkę, żeby dać się wrobić w coś takiego.
– Nie będę twoją odskocznią od Dominique – rzuciłam ze złością.
Usiadłam na biurku, jednocześnie niechcący przewracając stare krzesło, które Andrew już kilka razy sklejał. Huk rozniósł się po pokoju.
Amelio, uspokój się – powiedział powoli, ale w jego głosie dało się słyszeć totalne zdziwienie. – Musiałaś mnie źle zrozumieć…
– Naprawdę!? Ciekawe co takiego miałeś na myśli!
Drzwi od pokoju otworzyły się. Stojąca w nich Bianca zapaliła światło, posyłając mi zdziwione spojrzenie. Po chwili obejrzała się do salonu, w którym Andrew wciąż siedział przed telewizorem, a następnie weszła do mojego pokoju, po cichu zamykając za sobą drzwi.
Nie chcę, żebyś była odskocznią od czegokolwiek – powiedział Daniel. Jego głos był spokojny i harmonijny. – Przykro mi, jeśli odniosłaś takie wrażenie. Chciałem, żebyś mi towarzyszyła na urodzinach siostry i nie ma to nic wspólnego z Dominique. Po prostu chciałem tam iść właśnie z tobą i wciąż mam zamiar przyjechać po ciebie o czternastej.
Bianca wpatrywała się we mnie wyczekująco.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Przed oczami miałam Daniela, który w szpitalu tak wspaniale dodał mi otuchy… Daniela, który w ogóle zabrał mnie do szpitala i jakimś cudem sprawił, że przyjęto małego na oddział.
Był dobrym człowiekiem. Jak mogłam pomyśleć, że Andrew miał rację!?
– O czternastej? – spytałam, zupełnie nie wiedząc jak zareagować.
Bianca odetchnęła jakby z ulgą. Usiadła na łóżku, wciąż wpatrując się we mnie, jakby nie mogła doczekać się aż skończę rozmawiać.
Rodzice mieszkają na obrzeżach North Hampton w Maine, to około godzina drogi. Nie zwykłem jadać z nimi obiadów, więc jeśli wyjedziemy około czternastej, dotrzemy w sam raz na przyjęcie Alexis. Zapomniałem o tym wspomnieć, prawda?

Nie rozumiałam oburzenia Bianci, gdy o dwunastej oznajmiłam, że jestem gotowa do wyjazdu. Stałam w kuchni, w jednej z najnowszych bluzek, w czarnych jeansach, z torebką w ręku… Moja siostra wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
Dla Andrew była to okazja, żeby się pośmiać.
Nie rozumiałam, co było nie tak… Wyglądałam ładnie, schludnie i porządnie. Wszystko leżało idealnie.
– PRZYJĘCIE! Nie impreza! – wykrzyknęła Bianca, pchając mnie w stronę swojego pokoju.
Miałam gdzieś, co ze mną zrobi. Uważałam, że wyglądałam dobrze. No chyba, że miałam się wbić w golf i długą do ziemi spódnicę…
Nigdy nie byłam na żadnym „przyjęciu”. Chodziłam na imprezy, dyskoteki, spotkania, kawy, piwa… Nikt nigdy nie nazwał niczego, na czym byłam, przyjęciem.
Przyjęcie kojarzyło mi się z herbatką, cukierkowymi panienkami, które odstawiały mały paluszek, podnosząc filiżankę do ust i nieustannie chichotały. Wątpiłam, żeby Daniel zaproponował mi wyjście na coś takiego.
Bianca wbiła mnie w jedną z sukienek, którą miała na weselu swojej koleżanki. Była to całkiem ładna mała-czarna, na dole lekko rozkloszowana, długości mniej więcej do połowy moich ud. Górna część sukienki pokryta została koronką, dekolt był niewielki, a sięgające łokci rękawki były transparentne.
Chciało mi się śmiać, gdy patrzyłam w lustro. Dziewczyna w tej czarnej sukni nie była mną. Była zupełnie kimś innym, jakby z innego świata. Do mnie takie ubranie najzwyczajniej w świecie nie pasowało.
– Do tego załóż te czarne szpilki, w których tak często wychodzisz – powiedziała siostra, przypatrując się mojemu odbiciu. – A sukienkę zatrzymaj. Mi i tak jest już za mała – westchnęła ciężko, jakby sięgając pamięcią do dnia, w którym mieściła się w fatałaszek. – Bardzo ci ładnie.
– Wyglądam śmiesznie – mruknęłam. – Założę się, że nikt nie będzie tak wyglądał. Poniżę się!
Bianca machnęła na mnie ręką. Ze stojącego pod łóżkiem kartonu wygrzebała czarną kopertówkę, do której z pewnością nie zmieściłabym niczego poza paczką papierosów, telefonem i ewentualnie podpaską. Mimo to, dla świętego spokoju, zabrałam od niej torebkę.
Andrew obserwował nas uważnie, gdy Bianca siłą wypchnęła mnie z pokoju.
– Idziesz na pogrzeb? – spytał z rozbawieniem.
– Zamknij się… – wycedziłam. – Daniel powiedział, że to ponad godzina drogi! Mam w tym siedzieć dwie godziny w samochodzie!?
– Możesz się położyć… Wygląda na to, że sukienka pozwoli ci rozłożyć nogi – mruknął Andrew, wstając od stołu i wychodząc do dużego pokoju.
Bianca nie zareagowała na jego słowa. Weszła do łazienki, by z szafki nad lustrem wyciągnąć swoją kosmetyczkę.
– Wrócisz na noc? – spytała, ciągnąc mnie za rękę do środka i natychmiast zabierając się za przemywanie mojej twarzy wacikiem nasączonym tonikiem.
– Nie wiem. Nic nie mówił… A skoro nic nie mówił, to pewnie tak – rzuciłam, zamykając oczy, gdy Bianca zaczęła wklepywać w moją twarz podkład. – Musisz mi to robić?!
– Skoro sama nie potrafisz doprowadzić się do porządku…
– Przypominam ci, że sprzątałam jego toaletę. Widział mnie w najgorszym stanie – mruknęłam.
Mówiąc o „najgorszym stanie”, wcale nie miałam na myśli sprzątania toalety. Nie chciałam jednak wtajemniczać Bianci we wszystko, co się wokół mnie działo.
Bałam się, że zrobi ze mnie lalkę, że zaraz znów będę musiała się myć. Nie lubiłam nadmiernej ilości makijażu. Uważałam, że jest zbędna! Nie raz śmiałam się z Jess, gdy nakładała na siebie tonę podkładu, mnóstwo pudru i ostro malowała oczy. Na szczęście Bianca jedynie podkreśliła mi oczy tuszem i delikatnym cieniem, nałożyła niewielką, prawie niewidoczną warstwę podkładu i lekko uwydatniła kości policzkowe odrobiną różu.
Bianca poradziła, żebym na wszelki wypadek spakowała do osobnej torby kosmetyki, szczoteczkę i ubrania na przebranie. Zrobiłam to, nie ukrywając znudzenia. To miał być wyjazd na przyjęcie jego siostry, nie na weekend za miasto…
Przez całe te szykowanie, suknię, dzięki której bałam się usiąść i słowa Bianci o nie wróceniu na noc, zaczynałam się denerwować. Słowa Andrew odbijały się echem w mojej głowie, jednocześnie przypominając mi wydarzenia sprzed ponad roku. Jak mogłam dać się na to namówić…
Kiedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi, bezwładnie usiadłam na łóżku, kuląc się lekko. Natychmiast chwyciłam się za brzuch, który nagle zaczął mnie boleć.
Trzeba było trzymać się swojego życia i nie zgadzać na całe to przedstawienie.
Bianca niemal w podskokach wybiegła z kuchni, by otworzyć drzwi. Usłyszałam stonowany głos Daniela. Zrobiło mi się niedobrze… Mój wzrok padł na odkryte kolana, których sukienka w żaden sposób nie chciała zakryć. Zatęskniłam za spodniami.
– Melie… – rzuciła Bianca od drzwi mojego pokoju.
Mruknęłam coś pod nosem, mocniej się kuląc.
– Dobrze się czujesz? – spytał Daniel.
Podniosłam wzrok znad swoich nóg. Stojący w progu Foster obserwował mnie uważnie. Pokiwałam głową, wstając i nerwowo poprawiając suknię.
Bianca wycofała się, za plecami Daniela puszczając do mnie oczko. Jęknęłam w duchu.
Foster zrobił kilka kroków w moją stronę, lustrując mnie spojrzeniem. Pomyślałam, że to odpowiedni moment by zwrócić uwagę na jego ubiór. Wciąż mogłam się przebrać w jeansy…
Daniel miał na sobie czarne, materiałowe spodnie i czarne pantofle. Szara koszula nie była ani zapięta na dwa ostatnie guziki, ani wpuszczona w spodnie. W połączeniu z nieco sportową marynarką wszystko pięknie współgrało. Rękawy obu nakryć były podwinięte. Wyglądał elegancko, ale na luzie.
Gdy przeniosłam wzrok na jego twarz zauważyłam, że także lustruje mnie spojrzeniem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, nie było widać zadowolenia ani rozczarowania. Dopiero gdy nasze spojrzenia się spotkały, lekko się uśmiechnął.
– Jestem pod wrażeniem – powiedział, podchodząc do mnie. – Zaczynam żałować, że nie kupiłem kwiatów – zaśmiał się.
Mimowolnie odwzajemniłam uśmiech. Ból brzucha momentalnie minął.
– Trochę przesada, wiem, ale… – zaczęłam, jednak natychmiast urwałam, bo stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
Daniel zupełnie niespodziewanie chwycił moją dłoń, uniósł ją i obdarzył delikatnym pocałunkiem. Gdy jego usta dotknęły mojej skóry, spojrzał mi prosto w oczy. Wstrzymałam oddech, starając się uspokoić walące w piersiach serce.
Nikt nigdy nie zrobił czegoś takiego… Nigdy.
Przez moment poczułam się jakbym naprawdę była zupełnie inną osobą. Piękną, elegancką, dobrze ułożoną dziewczyną z jego świata, za którą oglądaliby się inni. To było wspaniałe uczucie.
Zupełnie przez moment przeszło mi przez myśl, że coś znaczę…

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 13

Kochani!
Chciałam Was poinformować o kilku zmianach!

1. Od 5.07.2014 nie istnieję już w blogosferze jako Hostessa - podpisuję się jako Chemical. Z tej "okazji" zmieniony został także mój avatar. Pamiętajcie! KOMENTUJĘ TYLKO JAKO ZALOGOWANA!
2. Z boku, tuż nad menu, na każdym z moich blogów zostały dodane ikonki do portali społecznościowych, czyli:
- ikonka do mojego bloggerskiego profilu FACEBOOK, na którym na bieżąco możecie znaleźć informacje o NOWYCH NOTKACH (w związku z tym, że nie informuję już w komentarzach, zapraszam do polubienia!).
- ikonka do poczty, na którą możecie w razie jakichkolwiek problemów pisać oraz
- ikonka do mojego konta w serwisie INSTAGRAM - zapraszam do obserwacji, jeśli ktoś miałby ochotę ;)
3. Pracuję nad znalezieniem jakiegoś dobrego sposobu na NEWSLETTER do bloga, który byłby alternatywą do informowania o nowych notkach (niestety, nie bardzo mam czas rozsyłać powiadomienia w komentarzach) - jeśli ktoś miałby jakiś sprawdzony, chętnie przyjmę propozycje.


„Kłopot z życiem polega na tym, że nie ma okazji go przećwiczyć i od razu robi się to na poważnie.”
Terry Pratchett

Adam chyba ujął za serce starszą panią, bo wieczorem, gdy wychodziłam z jej domu, zaproponowała żebym przychodziła do pracy z małym. Być może to zasługa jego rozbrajającego uśmiechu, którego wcześniej nie zauważyłam, ale panna Foster wydawała się nim oczarowana. Ba! Gdy przygotowywałam kolację, a ona została z nim sama w salonie, słyszałam jak do niego mówiła. Robiła to dokładnie w taki sam sposób, w jaki robili to ci wszyscy dziwni ludzie na ulicy – przesłodzony, trochę przerażający i mnie osobiście przyprawiający o dreszcze.
Uznałam, że zabranie Adama do pracy może być dobrym sposobem, żeby odegrać się na Biance – mogłam jej pokazać, że wcale jej nie potrzebuję! Nie potrzebowałam jej łaski – w sumie, spędziwszy cały dzień z małym u Fosterów, dałam sobie świetnie radę. Wiedziałam, że prędzej czy później zatęskni za zajmowaniem się moim dzieckiem.
Daniel oczywiście nie wrócił. Następnego dnia również… Spędzałam w domu starszej pani prawie całe dnie, kilka razy próbując dodzwonić się do młodego Fostera – bezskutecznie.
Trzeciego dnia w salonie zastałam szarą, drewnianą kołyskę. Panna Brittany, zapytana o nowy sprzęt w domu, wyjaśniła mi jej pochodzenie – to była jej kołyska z dzieciństwa. Wiele lat stała na strychu, kurząc się i niszczejąc. Starsza pani uznała, że skoro przychodzę do pracy z Adamem, to przecież dziecko nie może wciąż spać w wózku, na którego zabranie ze sobą wpadłam nauczona nieprzyjemną podróżą z pierwszego dnia. Poprosiła syna sąsiadów, żeby zniósł mebel ze strychu i doprowadził nieco do porządku.
– Myślę, że nawet mu wyszło – skwitowała, stukając w drewnianą płozę jedną z kul, o których poruszała się od dwóch dni.
Podziękowałam jej uśmiechem. Na nic więcej nie mogłam się zdobyć.
To było miłe z jej strony.
W czwartek starsza pani źle się czuła, więc spędziła cały dzień w łóżku. Nie wiedziałam w jaki sposób mogłabym jej pomóc, a było mi jej żal. Odnosiłam wrażenie, że jej stan pogarsza się nie tylko ze względu na chorobę, ale też nieobecność Daniela. Niby nic nie mówiła, ale widziałam, że się zamartwia.
Kiedy wieczorem jej stan się nie poprawiał, zaczęłam mieć lekkie wyrzuty sumienia. Pakowałam rzeczy małego i poczułam dziwne ukłucie w sercu. Ona źle się czuła, była chora i miała zostać na noc zupełnie sama… Byłoby bardzo źle, gdyby coś jej się stało. Jedynym na co wpadłam było zostanie u niej na noc – przynajmniej mogłabym zadzwonić po pogotowie, gdyby coś się działo.
Uznałam, że to dobry pomysł. Już miałam iść na górę i oświadczyć starszej pani, że zostanę, kiedy frontowe drzwi się otworzyły.
Daniel, który w nich stanął, nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Zaczął ściągać buty, zupełnie jakby mnie nie zauważył. Wydawał się dziwnie nieobecny. Był blady, włosy miał w nieładzie, a dres, który miał na sobie, wyglądał jakby był noszony cały tydzień.
– Gdzieś ty był!? – wykrzyknęłam, zupełnie zapominając, że w salonie mały już drzemał w kołysce.
Foster zamrugał gwałtownie i totalnie zdziwiony odszukał źródło głosu. Jedynym, na co się zdobył, było krótkie wzruszenie ramionami.
– Wow… – gwizdnęłam przeciągle, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Nie było cię cały tydzień, zostawiłeś chorą ciotkę bez słowa i tylko na tyle cię stać? I kto tu jest nieodpowiedzialnym egoistą!?
Może nie powinnam była tego mówić, ale właśnie to w tym momencie myślałam. Oczywiście uznałam, że nie powinnam wspominać o sobie – o tym, że spędzałam całe dnie z jego ciotką, że zostałam na to wystawiona bez ostrzeżenia… Nie chciałam wyjść na równą jemu egoistkę. Mogłam to pominąć. Przez chwilę…
Ostatnie zdanie rozbudziło Daniela. Zmrużył oczy, ściągnął srogo usta. Gdybym nie była tak wściekła, przestraszyłabym się.
– Nie na za dużo sobie pozwalasz? – wycedził.
– Uważam, że nie.
Oboje zwróciliśmy wzrok na schody, na których stała starsza pani we flanelowym szlafroku. Opierając się o kulach, powoli zeszła do korytarza. Daniel zrobił krok, prawdopodobnie żeby jej pomóc, ale ta tylko machnęła na niego ręką.
– Kontynuuj, Amelio. Odnoszę wrażenie, że obie myślimy o tym samym… – powiedziała ciężko.
– Już skończyłam – rzuciłam, chwytając leżącą w kącie torebkę.
– I dobrze – mruknął Daniel, mrużąc oczy.
– Zamilcz! – krzyknęła panna Brittany.
Daniel ponownie przeniósł na nią wzrok. Jego wyraz twarzy natychmiast się zmienił. Wydawało mi się, że gdy złość przenikała w obojętność, przez jego oblicze przemknęła skrucha.
– Jesteś dorosły i możesz robić co chcesz, ale nic nie usprawiedliwi tego co zrobiłeś… To ja siedzę, zamartwiam się o ciebie, nie wiem co się dzieje, a ty co!? Amelia ciągle próbowała się do ciebie dodzwonić, a ty co!? Telefon wyłączony i balujesz, tak!? A studia to co!?  – krzyknęła starsza pani.
Daniel już otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwał mu głośny płacz małego, którego najwyraźniej obudził krzyk panny Foster.
– I widzisz, co narobiłeś!? – dodała starsza pani, gdy weszłam do salonu, żeby uspokoić Adama. – Przez ciebie dziecko płacze!
– Technicznie rzecz biorąc, to przez ciebie… – mruknął chłopak, wchodząc za mną do pomieszczenia.
Przytuliłam płaczącego niemowlaka, przytrzymując mu smoczek. Wykonując nieco taneczne ruchy, żeby ululać go z powrotem do snu, zebrałam leżące na kanapie tetrowe pieluchy. Jedna z nich upadła na ziemię. Nim zdążyłam się schylić, Daniel szybko podniósł kawałek materiału, podając mi z nieprzeniknioną miną.
– Przepraszam – szepnął, z trudem przełykając ślinę.
– Daruj sobie – mruknęłam, zabierając pieluchę i wrzucając ją do stojącego w kącie wózka. – Ciotkę przeproś, nie mnie…
Otworzył usta, by powiedzieć coś jeszcze, ale nie wydusił z siebie ani słowa. Na jego twarzy zobaczyłam coś, co mogłoby wzbudzić moje współczucie. Mogłoby, gdyby bardziej nie było mi szkoda panny Brittany.
Włożyłam małego do wózka, przykrywając kołderką. Założyłam mu czapkę i wyprowadziłam wózek na korytarz. Krótkim „dobranoc” pożegnałam pannę Foster, po czym chwyciłam torbę i skierowałam się do wyjścia.
Po Danielu spodziewałam się czegoś więcej. Naprawdę, o wiele więcej…
I nie chodziło o to, że miałby padać przede mną na kolana, ale powinien porządnie przeprosić ciotkę… Ale kogo by obchodziło moje zdanie…

Uznałam, że skoro Daniel wrócił, mogę sobie zrobić wolny piątek. Jego nie interesowało jak ciotka poradzi sobie bez niego – mnie nie musiało interesować to, jak on teraz sobie poradzi. A skoro on zniknął bez słowa – ja bez słowa nie pojawiłam się w pracy.
Mama miała wolne, więc udało mi się podrzucić jej Adama. Ja w tym czasie zajęłam się porządkowaniem pokoju, przy okazji wypalając jednego papierosa za drugim. Głośno włączyłam muzykę, zamykając się we własnym świecie. Należał mi się odpoczynek. Zasłużyłam.
Melodia rozbrzmiewała w moich uszach, a ciało samo zaczynało ruszać się w jej rytm. Umiejscowiłam się przed lustrem i obserwowałam swoje ruchy… Pierwszy raz od dłuższego czasu mogłam zatracić się w tym, co kochałam najbardziej – w tańcu.
Ruszanie się w rytm muzyki zawsze sprawiało, że czułam się pełna wdzięku, piękna. Natychmiast zapomniałam o problemach, o tym, jak bardzo nienawidziłam siebie i swojego ciała. W tańcu mogłam być kimkolwiek tylko zechciałam… Raz mogłam być drapieżna, innym razem delikatna i słodka, raz niewinna, a następnie ponętna i seksowna.
I nigdy nie czułam bólu. Nie czułam zmęczenia. Nie czułam nawet swojego oddechu.
To właśnie za to wszystko kocham taniec najbardziej na świecie…
– Jeśli w ten sposób sprzątasz też u mnie w domu, muszę częściej przy tym bywać – usłyszałam od strony drzwi.
Natychmiast wybiło mnie to z rytmu. Nogą trąciłam stojący na ziemi odtwarzacz, a muzyka ucichła.
Stojący w drzwiach Foster uśmiechnął się jakby łobuzersko. Zmierzyłam go przeciągłym spojrzeniem, próbując złapać oddech.
Dziś wyglądał całkiem dobrze i normalnie. Na rękach trzymał Adama, któremu najwyraźniej bardzo spodobał się kaptur jego szarej bluzy. Jeansy były czyste, sportowe buty pasowały do reszty ubrania. Włosy były ułożone, jak zwykle w lekkim artystycznym nieładzie. Klasyczny Daniel Foster.
Pytanie: co robił w moim domu…?
– Twoja mama powiedziała, że znajdziesz dla mnie chwilę – powiedział, wchodząc do pokoju.
– Pomyliła się – wycedziłam.
Złapawszy oddech, wyciągnęłam ręce po Adama i niemal wyrwałam go z objęć Daniela.
– Przepraszam, zachowałem się bardzo źle – Mimo wszystko zamknął za sobą drzwi i zrobił krok w moją stronę. – Jestem ci bardzo wdzięczny za to wszystko, co zrobiłaś dla cioci. Jestem ci też wdzięczny za to, że nie zostawiłaś mnie zachlanego do nieprzytomności w klubie… – Ostatnie zdanie wypowiedział nieco ciszej, jakby z większą skruchą.
– Nie byłeś zachlany do nieprzytomności… Ale byłeś schlany jak szmata – powiedziałam.
Nagle pomyślałam, że dobrze byłoby uświadomić go w jakim dokładnie był stanie. Szybko jednak odrzuciłam tę myśl – sama nie raz byłam bardzo pijana i nie tylko. Chociaż teraz, przypominając sobie Daniela tamtego wieczoru, chciało mi się śmiać, wiedziałam, że nie powinnam mu tego wypominać. Zwłaszcza, że takie rzeczy nie zdarzały mu się często i raczej nie leżały w jego naturze, a jemu było naprawdę głupio.
Machnęłam ręką, uśmiechając się lekko. Odłożyłam małego do łóżeczka, podając mu grzechotkę.  
– Nie jestem chyba najlepszą osobą, żeby cię oceniać – rzuciłam z westchnieniem.
– Ja uważam inaczej.
Nim się odwróciłam, otworzyłam usta ze zdziwienia. Cokolwiek miało to znaczyć, brzmiało dość dziwnie. Nigdy nie spodziewałabym się usłyszeć czegoś podobnego od Daniela.
Spojrzałam na niego, uśmiechając się lekko.
– Więc możesz tłumaczyć się dalej – Cmoknęłam wyczekująco.
Daniel odwzajemnił uśmiech, spuszczając na chwilę wzrok.
– Przeżyłem prywatny dramat. Przy okazji zapomniałem, że życie nie toczy się tylko wokół tego i voilà – wyjaśnił pokrótce.
Właściwie to nie tłumaczyło niczego, ale skinęłam głową. Nie powinnam drążyć.
Daniel wzruszył ramionami. Jego twarz znów pokryła się obojętnością i spokojem.
– Myślałem raczej, że pozwolisz mi zrekompensować sobie ostatni tydzień i zgodzisz się wyjść ze mną w sobotę – powiedział. – Moja siostra ma urodziny, rodzice wyprawiają jej spore przyjęcie. Pójdziesz ze mną?
– A co z Dominique? – zaśmiałam się. – Raczej nie będzie zachwycona.
Foster zmierzwił włosy i zacisnął usta, jakby nie bardzo wiedział co powiedzieć. Obserwowałam go uważnie, starając się wyczytać cokolwiek z jego wyrazu twarzy czy ruchów.
– Mówiłem… Dramat – powiedział nagle, podnosząc na mnie wzrok i unosząc brwi.

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 12


EDIT 6.07.2014 : Kochani! 
Chciałam Was poinformować o kilku zmianach! 

1. Od 5.07.2014 nie istnieję już w blogosferze jako Hostessa - podpisuję się jako Chemical. Z tej "okazji" zmieniony został także mój avatar. Pamiętajcie! KOMENTUJĘ TYLKO JAKO ZALOGOWANA! 
2. Z boku, tuż nad menu, na każdym z moich blogów zostały dodane ikonki do portali społecznościowych, czyli:
- ikonka do mojego bloggerskiego profilu FACEBOOK, na którym na bieżąco możecie znaleźć informacje o NOWYCH NOTKACH (w związku z tym, że nie informuję już w komentarzach, zapraszam do polubienia!). 
- ikonka do poczty, na którą możecie w razie jakichkolwiek problemów pisać oraz
- ikonka do mojego konta w serwisie INSTAGRAM - zapraszam do obserwacji, jeśli ktoś miałby ochotę ;) 
3. Pracuję nad znalezieniem jakiegoś dobrego sposobu na NEWSLETTER do bloga, który byłby alternatywą do informowania o nowych notkach (niestety, nie bardzo mam czas rozsyłać powiadomienia w komentarzach) - jeśli ktoś miałby jakiś sprawdzony, chętnie przyjmę propozycje. 



„Świat to skomplikowane miejsce o trudnych regułach, gdzie każdy gra taką rolę, jaką wyznaczył mu los. I nie zawsze można wybierać.”
Arturo Pérez-Reverte

– Dziękuję, że zadzwoniłaś.
Carla odetchnęła z ulgą, wpakowawszy na wpół przytomnego Daniela do łóżka.
Zwykle zamknięte na klucz drzwi od jego sypialni, teraz stały przede mną otworem. Zatrzymałam się na korytarzu, nie mając odwagi przekroczyć progu.
Ukradkiem zajrzałam do środka, gdy latynoska ściągała chłopakowi buty.
Ściany miały piękny odcień ciemnego beżu, w oknach wisiały piękne, śnieżnobiałe firany i brązowe zasłony. Wypełniona ubraniami mahoniowa szafa była otwarta na oścież, przed nią leżało kilka koszulek i para spodni. Na szafce nocnej, tuż obok lampki leżała przewrócona ramka na zdjęcia, po podłodze walało się rozbite szkło. Stojący nieopodal kieliszek do wina był w połowie pusty – wyglądało na to, że Daniel już przed imprezą postanowił wypić. Dodatkowo w oczy rzuciło mi się kilka pustych pudeł, zupełnie, jakby coś zostało dopiero rozpakowane lub wręcz przeciwnie – jakby coś miało zostać do nich schowane.
Krótko mówiąc, w środku panował totalny bałagan. Podejrzewałam, że nie zawsze tak tam wyglądało. Daniel należał do osób, które lubiły porządek. Był stylowym facetem, nigdy nie założyłby wygniecionej koszuli, nie wyszedłby z domu w takiej fryzurze, jaką miał dziś. Coś było nie tak… Bardzo nie tak.
Carla wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
– Będzie żył – uśmiechnęła się, chociaż na jej twarzy widziałam zmęczenie.
Wstała w środku nocy, zbudzona telefonem od spanikowanej, w sumie obcej sobie dziewczyny, która nie wiedziała co począć z pijanym szefem.
– Raczej jutro będzie umierał… – westchnęłam. – Chyba powinnam iść.
Carla pokiwała głową. Chyba stwierdziła, że na nią też już czas, bo chwyciła stojącą na podłodze torebkę i zarzuciła na ramię.
Byłam zmęczona. Powoli zeszłam na parter, starając się, by odgłos kroków po drewnianych schodach nie był zbyt głośny. Nie chciałam obudzić starszej pani – raczej nie byłaby zadowolona z tego, co zaszło w klubie.
– Mówił coś? – spytała Carla, gdy tylko wyszłyśmy na dwór.
Pokręciłam głową, obserwując jak przekręca klucz w zamku. Kiedy zajechałyśmy pod dom Fosterów, wyciągnęła z torebki własny komplet kluczy. Zdziwiło mnie, że je posiada. Daniel nigdy nie wspomniał, że ktoś jeszcze może dostać się do domu… Wolałabym o tym wiedzieć, gdy zostaję sama z jego ciotką.
– Jutro i tak będę musiała tu wpaść… Może uda mi się coś z niego wyciągnąć. Jak go znam, nigdy nie widziałam go w takim stanie – powiedziała, uśmiechając się lekko.
– Jak się poznaliście? – spytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Naprawdę mnie to ciekawiło. Wyglądało na to, że dobrze się znali, a nawet ufali sobie, skoro posiadała klucze to domu.
Moje pytanie jej nie zdziwiło. Ruszyła powoli w stronę stojącego na podjeździe czerwonego auta.
– Znamy się od dziecka. Poniekąd wychowywaliśmy się razem – Jej twarz rozpromieniła się, jakby na samą myśl o tym, co było kiedyś. – Nasi ojcowie prowadzili razem prywatną klinikę. Moja matka zmarła, kiedy byłam mała, więc tata często podrzucał mnie do domu Fosterów. Oczywiście nie tego… – Przy ostatnim zdaniu obejrzała się na ceglaną posiadłość. – Spędzaliśmy razem dużo czasu. Daniel traktował mnie jak młodszą siostrę – zaśmiała się.
Pokiwałam głową. To było całkiem podobne do Daniela, który nawet dla mnie był bardzo życzliwy od samego początku naszej znajomości.
– Podwieźć cię? – spytała, gdy lampy samochodu rozświetliły się na pomarańczowo, informując o otwarciu.
– Jasne.
Carla była miła, a ja miałam spory kawałek do domu. Było ciemno, zimno… Mój ostatni powrót do domu w podobnych warunkach nie skończył się zbyt dobrze.
Wsiadłam do środka, licząc, że dziewczyna będzie kontynuowała temat. Kiedy odpaliła silnik i wycofała na ulicę, zaczęłam tracić nadzieję.
Daniel nie był osobą, która opowiedziałaby mi o takich rzeczach, a mnie zżerała ciekawość. Musiałam coś jeszcze wyciągnąć z Carli.
– A Dominique? – spytałam nagle, zupełnie nie wiedząc dlaczego spytałam właśnie o nią.
Dla latynoski to nie był problem. Odpowiedziała od razu, niemal z automatu.
– Poznali się w liceum.
Obserwowałam ją ukradkiem. Mina nieco jej zrzedła. Widziałam, że chciałaby coś jeszcze powiedzieć na ten temat, ale usilnie stara się tego nie zrobić. W myślach dopingowałam ją, by jednak nie dała rady dłużej tego w sobie dusić.
– Dominique była wtedy inna – powiedziała w końcu, gdy stanęłyśmy na pierwszym skrzyżowaniu. – Kiedyś była przyjaźniejsza, weselsza, zawsze uśmiechnięta. Zmieniła się kiedy dostała pracę w modelingu. Czasem mówię sobie, że ją po prostu przerasta takie życie, ale… Marzyła o tym od zawsze, a Daniel jest z niej dumny.
– Na pewno – westchnęłam ciężko.
Próbowałam wyobrazić sobie Dominique jako roześmianą, przyjaźnie nastawioną do ludzi nastolatkę, w której zakochał się Daniel. Taką, do której by pasował. Jakoś nie potrafiłam. Wciąż przed oczami stawała mi pewna siebie, wredna, zmanierowana panienka, której cały świat był potrzebny tylko po to, by spełniać jej zachcianki.
Daniel pasował do Carli. Ona była dobra, uśmiechnięta, kochana wręcz. On – dobrze ułożony, z dobrym sercem, pomocny, współczujący… Tworzyliby piękną parę. Starsza pani też byłaby zadowolona.
Carla zaczęła opowiadać coś o tym, jak Dominique starała się o pracę w modelingu, jak Daniel woził ją na wszystkie możliwe sesje i przesłuchania do reklam. Nie słuchałam. Na pewno była to piękna opowieść o jego poświęceniu i dobrym sercu, jej szansie i spełnianiu marzeń. Od takich bajek robiło mi się niedobrze.
– Daniel mówił, że lubisz tańczyć – usłyszałam nagle.
Zakrztusiłam się własną śliną, ledwie udało mi się uniknąć napadu kaszlu. Byłam w szoku, że Daniel w ogóle o tym pamiętał, a co dopiero komuś wspomniał.
Skinęłam głową, starając się wyluzować.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to pamiętał! Moja rodzona matka nie pamiętała o takich rzeczach!

W pokoju Jessici zwykle unosiła się nieprzyjemna mieszanka perfum, papierosów i odświeżacza powietrza. Tym razem do gamy zapachowej dołączył jeszcze smród przypalanych na lokówce włosów, które moja koleżanka z niewiadomego powodu traktowała gorącem ze starego urządzenia swojej mamy.
Siedziałam na łóżku, obskubując paznokcie z odpryskującego taniego lakieru. Odchodził równymi płatami, więc odniosłam wrażenie, że nie będę potrzebowała zmywacza. W pokoju panował ogólny bałagan, więc nie zawracałam sobie głowy przytrzymywaniem śmieci na ręce. Wszystko spadało na podłogę.
– Gdzie wczoraj zniknęłaś? – spytała nagle, przeglądając się w lusterku, by sprawdzić czy loki układają się dobrze.
– Musiałam wyjść.
– Gdzie?
Podniosłam wzrok znad dłoni. Jessica już nie patrzyła na swoje odbicie – teraz jej wzrok spoczywał na mnie. Oczekiwała odpowiedzi. Nie zamierzała odpuścić.
– Nie muszę ci się tłumaczyć – rzuciłam, wzruszając ramionami i wracając do paznokci.
– Powinnaś.
Prychnęłam, ponownie podnosząc wzrok. Czerwone usta Jess były mocno ściągnięte, a na twarzy malowało się ogólnie niezadowolenie.
Chciało mi się śmiać. Naprawdę.
– Nie czuję, żebym powinna – parsknęłam.
– A powinnaś! – Jessica podniosła się z krzesła.
– Z jakiej racji!? – warknęłam, również wstając.
Czułam, że zaczynam robić się czerwona ze złości. Co to w ogóle miało znaczyć!? Jessica wcześniej nigdy nie robiła czegoś takiego! Znałyśmy się ładnych parę lat. Co jej odbiło?
Usiadłam, próbując ochłonąć. Wyciągnęłam z torebki papierosy i natychmiast zapaliłam jednego. Przez myśl mi przeszło, że może zbliża jej się okres. Może coś mnie wczoraj ominęło i miała mi to za złe. A może po prostu miała gorszy dzień. Na pewno zaraz się uspokoi. Zawsze tak było, gdy się kłóciłyśmy.
Jess miała jednak inne zdanie na ten temat.
– No słucham! – wykrzyknęła, odkładając z hukiem lokówkę.
– Daj spokój… – mruknęłam, zaciągając się dymem.
– A co!? Czujesz się lepsza, bo bujasz się z prawnikiem!?
Nie wytrzymałam. Rzuciłam papierosa na ziemię, przydeptując go i natychmiast wstając.
– Z nikim się nie bujam! A nawet jeśli, to nie twój zasrany interes! – warknęłam, chwytając torebkę. – Lepiej pilnuj swojego napaleńca! A może już nie dałaś rady i poszedł w tany, co? – wycedziłam.
Nim Jessica zdążyła zareagować, wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

Resztę niedzieli spędziłam z Adamem. Obserwując jak mały wkłada do buzi grzechotkę, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zaczął się zmieniać. Wcześniej nie bawił się grzechotkami (a szczerze mówiąc sama nie wiedziałam skąd ma właśnie tę konkretną zabawkę), a już na pewno nie wkładał do buzi niczego, prócz własnych pięści. Nie był aż tak ruchliwy, gdy leżał na łóżku – teraz powoli zaczynałam odnosić wrażenie, że zaraz sturla się na ziemię. Mama by mnie zabiła, gdyby to się stało….
– Chyba rośniesz, co… – westchnęłam.
Ku mojemu zdziwieniu, Adam wyciągnął z buzi grzechotkę i obrócił główkę w moją stronę. A potem zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam…
Zaśmiał się.
Jego twarzyczka rozpromieniła się, oczy zaświeciły. Mały pisnął, ukazując gołe dziąsła.
Nigdy tego nie robił. Uśmiechał się, ale nie śmiał się głośno i tak wyraźnie. Wcześniej były to tylko lekkie grymasy na twarzyczce, zwykle nawet nie do mnie.
Mimowolnie też się uśmiechnęłam. To było nawet słodkie. W jakimś stopniu…
Chwyciłam telefon, żeby sprawdzić godzinę. W oczy rzuciła mi się wyświetlona na ekranie data…
Adam miał jutro skończyć cztery miesiące. Dokładnie cztery miesiące temu, prawie o tej samej godzinie co teraz, trafiłam do szpitala ze skurczami. Urodziłam niedługo po północy.
Odłożyłam telefon, znów spoglądając na małego. Cztery miesiące wyciągnięto go ze mnie, a następnie lekko wytarto i chciano podać mi na ręce. Byłam zmęczona, obolała. Brzydziłam się nim, bo przypominał mi gwałt… Nie chciałam go dotknąć.
Lekarze mówili, że to był szok poporodowy. Tłumaczyli mamie i Biance, że występuje często, zwłaszcza u młodych matek. Mówili, że szybko przejdzie i przepisali mi leki. Każdy mi to wybaczył, każdy mnie rozumiał. Nikt jednak nie znał prawdy…
W prawdę nikt by mi nie uwierzył.

Uszykowałam się do pracy, byłam już gotowa do wyjścia, gdy Bianca z wielkim oburzeniem oznajmiła mi, że nikt nie zostanie z małym.
– Mówiłam ci wczoraj! Nie słuchałaś!? – warknęła, zatrzymując mnie, gdy mimo jej słów chciałam opuścić mieszkanie.
Nie słuchałam. Cały wieczór po głowie chodził mi poród. Dostawałam dreszczy na samą myśl o tym okropnym bólu i upokorzeniu. Było mi niedobrze na samo wspomnienie… Zdecydowanie nie miałam ochoty słuchać jej użalania się przy kolacji – jakby miała gorsze życie ode mnie…
– Muszę jechać do Andrew! Obiecałam mu to! Mama jest w pracy! – krzyknęła z wyrzutem, chwytając mnie za ramię.
– Jasne! A co ja niby mam zrobić? – warknęłam, wyrywając się z jej uścisku. – Też muszę iść do pracy! Sami tego chcieliście!
Bianca westchnęła ciężko. Obejrzała się na drzwi od mojego pokoju, w którym Adam jeszcze spał. W końcu wzruszyła ramionami.
– Mogłaś mnie słuchać. Teraz martw się sama, ja mam za chwilę autobus – oznajmiła.
Wyszła z domu jeszcze nim dotarło do mnie co się stało.
Co miałam zrobić!?
Wiedziałam, że jeśli jeszcze raz wykręcę się małym, Daniel mnie zwolni. Nie mogłam poprosić o pomoc Jessici – po pierwsze dlatego, że się pokłóciłyśmy… A po drugie dlatego, że prędzej by go zabiła niż się nim zajęła. Nieumyślnie, oczywiście… Była jednak ostatnią osobą, której powierzyłabym dziecko.
Zrezygnowana zatrzasnęłam drzwi od domu, co natychmiast obudziło Adama. Nie przemyślałam tego… Nie dość, że zostałam na lodzie, to jeszcze z zanoszącym się płaczem niemowlakiem.
Weszłam do pokoju i wzięłam Adama na ręce, próbując go uspokoić. W tym samym czasie wyszukałam w telefonie numer do Fostera. Nie miałam wyboru – musiałam do niego zadzwonić. Przynajmniej tym razem nie kłamałam.
Telefon był wyłączony, odzywała się poczta głosowa. Przytulając i próbując uciszyć Adama, wcisnęłam mu smoczek do buzi.
Dlaczego Foster miał wyłączony telefon!?
Nie przychodziło mi do głowy żadne rozwiązanie… Gdy tylko mały przestał zanosić się płaczem, zmieniłam mu pieluchę. Ubrałam go w pierwsze z brzegu granatowe spodnie i koszulkę z motywem ulubionej drużyny Andrew, którą Bianca kupiła mu całkiem niedawno. Założyłam mu czapeczkę i zabrawszy torbę z pieluchami, wyszłam z domu.
To było jedyne co mogłam zrobić w tej chwili. Jedyne racjonalne rozwiązanie na jakie wpadłam.
– Przynajmniej pamiętałam o czapce – mruknęłam do małego, wsiadając do autobusu.
Zawsze przyjeżdżałam do Fosterów około siódmej. Teraz była już ósma. Na podjeździe nie było samochodu Daniela, ale drzwi od domu były otwarte.
– No nareszcie jesteś… – usłyszałam od salonu, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
Panna Brittany powoli wyszła na korytarz. Na mój widok stanęła jak wryta, otwierając usta ze zdziwienia. Pewnie nie spodziewała się zobaczyć mnie w swoim domu ze śpiącym niemowlakiem na rękach.
– Nie miałam co z nim zrobić, przepraszam! – jęknęłam szybko. – Daniel nie odbiera, a naprawdę nie miałam go z kim zostawić…
Starsza pani zmarszczyła czoło i ściągnęła usta. Wydawało mi się, że zaraz wyrzuci mnie z hukiem z domu. W końcu jednak przechyliła głowę, uważnie przypatrując się małemu, który przez sen ciągnął smoczek. Następnie spojrzała na mnie.
– To jest ten chłopiec, który był chory? – spytała, a gdy pokiwałam głową, westchnęła. – Idź go, na litość boską, połóż spać. I zaparz herbatę.
Odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam wracać znów do domu – skoro już przyjechałam, wolałam zostać na miejscu. Podróż z małym na rękach, z torbą na ramieniu i torebką nie była zbytnim udogodnieniem.
Dopiero po chwili przypomniało mi się, że przecież posiadam nosidełko. Nie musiałam się aż tak męczyć… Cholera!
– No chyba nie zaniesiesz go na górę! – wykrzyknęła panna Brittany, gdy skierowałam się w stronę schodów. – I gdzie go położysz!? Pomyśl, dziewczyno!
Starsza pani wskazała mi salon. Szybko weszłam do środka i ułożyłam małego w poprzek na kanapie. Przykryłam go narzutą, która zawsze okrywała stary, piękny mebel. Ogrodziłam Adama poduszkami, żeby nie zsunął się na ziemię i natychmiast pognałam do kuchni.
Zabrałam się za parzenie herbaty, którą tak uwielbiała panna Foster. Modliłam się, żeby Daniel po powrocie do domu przyjął zaistniałą sytuację na spokojnie. W końcu nie zrobiłam niczego złego!
– Więc co się stało, że musiałaś go tu przynieść? – spytała panna Brittany, gdy postawiłam tacę z dzbanuszkiem, filiżanką i ciastkami na stoliku obok jej ulubionego fotela.
Pokrótce wyjaśniłam jej co się stało rano, oczywiście pomijając część, w której wyszłoby na jaw, że nie słuchałam co mówiła do mnie Bianca. Nie chciałam wyjść na nieodpowiedzialną ignorantkę. Przecież to wszystko nie była moja wina!
Na koniec mruknęłam coś, że boję się reakcji Daniela. Oczywiście kilka razy powtórzyłam, że dzwoniłam do niego i miał wyłączony telefon. Liczyłam na to, że starsza pani wstawi się za mną kiedy przyjdzie burza.
– Och, Danielem bym się nie przejmowała… – westchnęła ciężko, machnąwszy ręką. – Wczoraj wyszedł z domu i od tego czasu ma wyłączony telefon. Nikt nie wie gdzie jest.
– Ale… Jak to!?
Zamrugałam szybko, próbując przetrawić co starsza pani powiedziała. Daniel nie wrócił do domu, nikt nie wiedział gdzie jest… Nie znałam go zbyt dobrze, ale to nie było do niego podobne!
Starsza pani nalała sobie herbaty do filiżanki. Jej twarz pozostawała niezmieniona. Nie wyglądała na przejętą tym faktem.
– Nie martwi się pani? – spytałam podejrzliwie.
– Och, martwię się, moja droga. Ale co ja mogę… Jest dorosły – powiedziała. Mogłabym przysiąc, że przez jej twarz przemknął ból i lekkie rozczarowanie. – Do rodziców nie pojechał, to jest pewne. Raczej chętnie tam nie jeździ… Carla zapewnia, że nic mu nie będzie. Na pewno wie co z nim się dzieje, ale wiesz… Te tajemnice młodych… – Teatralnie wywróciła oczami.
Zrobiło mi się jej żal. Martwiła się o Daniela. Był jedyną osobą, która się nią zajmowała, a teraz zniknął bez słowa. Na pewno było jej też przykro.
Starsza pani chorowała na raka i już kilka razy widziałam ją, gdy czuła się gorzej. Nie miała wtedy siły wstawać z łóżka, czegokolwiek przy sobie zrobić. Daniel wtedy nie szedł na uczelnię, zostawał przy niej, zajmował się nią… A co jeśli Daniel szybko nie wróci? Kto się nią wtedy zajmie?

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 11

„Okropnie przykro jest patrzeć, jak umiera nadzieja.”
Simone de Beauvoir

O dziwo, powrót do pracy u Fosterów był niezwykle przyjemny. Daniel zachowywał się zupełnie tak, jakby nic się nie stało, a starsza pani była o wiele milsza i mniej marudna niż zwykle. I choć mało widywałam się z młodym Fosterem, który wracał później z zajęć i wychodził jeszcze przed moim przyjściem, nie czułam się z tym źle.
Może tak było lepiej.
Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal…
Starałam się nie myśleć o tym wszystkim. Okazało się, że najlepszym sposobem na to jest… Jakiekolwiek zajęcie. Nie pozwalałam więc sobie na dłuższe chwile bezczynnego siedzenia. U Fosterów zajmowałam ręce sprzątaniem, przez co większa część domu z dnia na dzień błyszczała coraz bardziej. Wieczorami zaś, po powrocie do domu, spędzałam mnóstwo czasu na sortowaniu ciuszków małego (wiele z nich okazało się za małe, czego w sumie się nie spodziewałam) lub na zabawie z Adamem (co narażało mnie na podejrzliwe i pełnie zdziwienia spojrzenia siostry i Andrew).
Gdy tylko przyszła sobota i miałam okazję pospać do południa, zdałam sobie sprawę z tego, jak wyczerpujące jest ciągłe zajmowanie myśli pracami domowymi. Bolały mnie mięśnie, nie miałam najmniejszej ochoty wstawać z łóżka.
– Sprzątanie to zło – wyjąkałam spod kołdry, gdy Bianca weszła do pokoju z miską pełną suchego prania.
Siostra zaśmiała się. Wyrzuciła na stojące przy biurku krzesło moje ubrania, po czym zaczęła składać śpioszki Adama.
– Myślę, że nie umrzesz – mruknęła, po czym westchnęła ciężko.
Mogłabym przysiąc, że gdy skuliłam się, chowając twarz w poduszkę, spojrzała na mnie z politowaniem.
Adam obudził się z płaczem. Jęknęłam żałośnie, modląc się w duchu, żeby jednak z powrotem zasnął. Dlaczego nie mógł dać mi chwili wytchnienia!
Płacz ucichł, gdy tylko Bianca wzięła malca na ręce. Słyszałam jak wita się z nim słodkim tonem, jak mówi, że zaraz zrobi mu śniadanie. Mi też mogłaby zaproponować śniadanie… Może bardziej wyszukane niż kaszka czy mleko modyfikowane, ale śniadanie…
– Mam dziś wolne – powiedziała nagle, gdy odważyłam się ponownie spojrzeć w jej stronę. – Andrew wyjechał do rodziców, więc jeśli chcesz… Myślę, że zasłużyłaś na wyjście.
Uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl o wyjściu z domu. Nie widziałam się z Jess chyba wieki! Potrzebowałam towarzystwa kogoś w moim przedziale wiekowym, kto potrafił chodzić i nie popijał litrami herbaty.
Jeszcze nim Bianca wyszła z pokoju, chwyciłam telefon i szybko wystukałam wiadomość do koleżanki. Krótkie: wieczorem? wystarczyło, by zrozumiała co mam na myśli. Po paru sekundach otrzymałam pozytywną odpowiedź. Innej się nie spodziewałam…
Koło południa siostra zabrała się za gotowanie obiadu. Obserwowałam ją z fotela, który zwykle zajmował Andrew. Stała przy starej gazowej kuchence, mieszając i doprawiając zupę, jednocześnie trzymając na rękach Adama, któremu bardzo spodobała się zabawa jej włosami. Nie przeszkadzało jej, że mały się rusza. Choć się skrzywiła, nawet nie pisnęła gdy pociągnął jej kosmyk nieco za mocno. Nuciła pod nosem jakąś piosenkę. Wydawała się rozpromieniona.
Niedługo potem do domu wróciła mama – zaszczyciła mnie krótkim spojrzeniem i udała się do drugiego pokoju. Po dwunastu godzinach pracy nie znalazła sił, by przywitać się z wnukiem.
Wstała dopiero, gdy szykowałam się do wyjścia. I to tylko do toalety. Nawet nie spytała dokąd idę, zresztą nie liczyłam, że spyta. Nigdy nie pytała. Bianca natomiast poprosiła, żebym była pod telefonem.
Pożegnawszy się z małym, wyszłam z domu. Odetchnęłam z ulgą. Wyłączyłam telefon.

– Spałaś z nim już?
Jessicę, która właśnie wyrównywała białą kreskę, nawet nie zdziwiło bezceremonialne pytanie siedzącego między nami Thomasa. Znajdujący się pod wargą kolczyk zalśnił w świetle klubowych lamp, gdy tylko chłopak uśmiechnął się nieco złośliwie.
Uniosłam brwi. Zignorowałam pytanie, chwytając stojący przede mną kieliszek wódki.
– Jesteś posrany – zaśmiała się Jess, pochylając się nad stołem.
Śmieszne. Bardzo.
Nie dla mnie.
Dlaczego każdy wspominał tylko o jednym. Czy każdy kontakt z osobą przeciwnej płci musiał kończyć się seksem?
Poczułam, że wódka mi się cofa. Chwyciłam kieliszek Thomasa i wypiłam go jednym chlustem.
Rozejrzałam się po parkiecie. Tańczące nastolatki w bluzkach, które więcej odsłaniały niż zasłaniały i ledwo zakrywających tyłek spódniczkach, wyginały się w rytm muzyki. Przystawiający się do nich napaleni i spoceni faceci, którzy zdecydowanie byli pod wpływem, zataczali się wokół swoich potencjalnych ofiar. Obmacujące się pary, wyglądające jakby miały zamiar uprawiać stosunek na parkiecie, przyprawiały mnie o mdłości.
Przy barze siedziała grupa mężczyzn, którzy raczej nie zamierzali poddać się parkietowemu szaleństwu. Zamawiali alkohol, zupełnie nie zawracając sobie głowy otaczającymi ich ludźmi. Dyskutowali zawzięcie między sobą, czasem się śmiali. Tylko jeden z nich nie udzielał się w rozmowie. Z butelką najdroższej whisky pod ręką, raz po raz przechylał szklaneczkę.
Coś ciężkiego i szorstkiego spoczęło na moim kolanie. Automatycznie oderwałam wzrok od baru i odsunęłam się obrzydzona.
Ręka Thomasa wciąż napierała na moją nogę, podczas gdy niczego nieświadoma Jessica zupełnie spokojnie odpalała papierosa.
Gwałtownie wstałam z kanapy. Chyba nikt mi tak ostatnio nie działał na nerwy jak Tom. Kiedyś jego przystawianie się do mnie było zabawne – teraz napawało mnie wstrętem.
Kręcąc głową z dezaprobatą, odwróciłam się ostentacyjnie i odeszłam od stolika. Z trudem przedarłam się przed parkiet, kierując się w stronę baru. Dopóki Jessica była zajęta ćpaniem i piciem na potęgę, wolałam nie przebywać w towarzystwie Thomasa.
Zajęłam wolne miejsce, tuż obok grupki śmiejących się głośno mężczyzn. Gestem przywołałam do siebie barmankę i poprosiłam o jakiegoś mocnego drinka. Było mi wszystko jedno jak będzie smakował – ważne, żeby dawał kopa.
– Kobiety to szmaty – usłyszałam z boku.
– Dzięki – warknęłam, chwytając drinka, do którego młoda blondynka w fartuszku właśnie włożyła słomkę.
– Nie słuchaj go. Skończył się – westchnęła, puszczając do mnie oczko, po czym nachyliła się do mnie nad ladą. – Jest nieszkodliwy, ale jeśli by ci się naprzykrzał, zawołam ochronę.
Odwzajemniłam jej słodki uśmiech. Gdy tylko odeszła do następnego klienta, obróciłam się w stronę, z której chwilę wcześniej dobiegła obelga. Byłam już wystarczająco zła, by w tej chwili nawtykać bezczelnemu facetowi.
– Ty nie jesteś szmatą. Jesteś Amelią – zauważył.
Uniosłam brew, usiłując powstrzymać wybuch śmiechu.
– Pijany Daniel Foster. Tego jeszcze nie było! – rzuciłam, wyciągając kolorową słomkę z drinka.
– Nie jestem pijany!
Był.
Właściwie, naprawdę się skończył. Ledwo siedział na wysokim stołku. Najwyraźniej nie była to jego pierwsza butelka whisky.
Teraz mogłam powiedzieć, że widziałam już wszystko.
Gdybym go nie znała, nie wiedziałabym jak dużo musiał wlać w siebie alkoholu. Znałam go jednak już na tyle dobrze, by wiedzieć, że musiała być to naprawdę spora ilość. Na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę z tego, że nie zdarza się to często.
Daniel Foster, którego znałam, raczej nie upijał się w podrzędnym klubie, w którym na wejściu nawet nie sprawdzali dowodów, narkotyków przewijało się więcej niż we wszystkich innych klubach w mieście razem wziętych, a toaleta służyła jedynie do wymiotowania i uprawiania przypadkowego seksu.
Ja, jeśli już się w niej znajdowałam, wymiotowałam.
Przez myśl przeszło mi, że Daniel prawdopodobnie skończy podobnie tego wieczora.
Zlustrowałam go spojrzeniem. Wyglądał jak wrak człowieka. Szara koszula, którą miał na sobie, była pognieciona. Jeansy zdawały się krzyczeć, że zupełnie do niej nie pasują, a leżąca pod jego nogami marynarka i krawat na pewno już nie nadawały się do noszenia.
– Oblałeś egzamin? – spytałam, próbując znaleźć jakikolwiek racjonalny powód, dla którego Daniel doprowadziłby się do takiego stanu.
Gdy kręcił głową, niepostrzeżenie odsunęłam jego butelkę w stronę przechodzącej właśnie barmanki, która zrozumiała mój gest i natychmiast wyrzuciła resztę alkoholu do kosza.
– Chcesz, żebym odwiózł cię do domu? – spytał, jakby nie do końca dotarło do niego moje pytanie.
Prychnęłam z rozbawieniem.
Widziałam wiele pijanych osób. Naprawdę wiele. Potrafiłam wyczuć, gdy ktoś był zdolny do tego, o czym mówił.
Na twarzy Daniela malowała się absolutna powaga, a pijane oczy przez chwilę nabrały charakterystycznie trzeźwego wyrazu.
– O mój Boże! Przyjechałeś tu samochodem!? – jęknęłam, a gdy chłopak wzruszył ramionami, podniosłam się z krzesełka. – Jeszcze raz to samo – rzuciłam do barmanki, która obserwowała całą sytuację z boku.
Może i byłam nieodpowiedzialną gówniarą, ale wiedziałam, że w tej sytuacji muszę zrobić tylko jedno...
Zbliżyłam się do Daniela, pociągnęłam go lekko, by wstał, ale jednocześnie podtrzymałam, by się nie przewrócił. Gdy złapał względną równowagę, przeszukałam mu kieszenie spodni.
Nie wyglądał na zdziwionego ani oburzonego, gdy obmacywałam jego tyłek w poszukiwaniu kluczyków.
– Już się z tobą całowałem, prawda?
– Nie – westchnęłam, wyciągając jego portfel, telefon i kluczyki do auta (cud, że jeszcze je miał). – Idziemy – oznajmiłam stanowczo. – Zbieraj swoje ubrania.
– Nie masz prawa jazdy, prawda? – powiedział, z trudem pochylając się, by podnieść marynarkę.
Nie miałam. W sumie, nie potrafiłam nawet odpalić samochodu. A nawet gdybym potrafiła, nie wsiadłabym za kółko po alkoholu… A już na pewno nie tak drogiego samochodu, jakim dysponował Daniel.
– Ja nie – rzuciłam, zaglądając do jego portfela.
Dość gruby plik studolarówek może i robił wrażenie, ale jednocześnie aż krzyczał, że Daniel miał zamiar zaszaleć o wiele bardziej…

Wyciągnęłam dwa banknoty i podałam barmance, by uregulować rachunek Fostera i swój. Następnie duszkiem wypiłam swojego drinka, chwyciłam chłopaka pod ramię i poprowadziłam w stronę wyjścia. Gdy jeden z ochroniarzy pomagał mi wyprowadzić stawiającego lekki opór szefa, ja zajrzałam do jego telefonu. Na szczęście nie musiałam długo szukać – numer do Carli był jednym z ostatnich wybieranych, tuż po Dominique i jakimś Justinie… Miałam nadzieję, że młoda latynoska odbierze, posiada prawo jazdy i będzie mogła mi pomóc.