Przepraszam, bardzo, bardzo przepraszam za tak długą przerwę! Najpierw sesja, potem poszukiwanie pracy, praca, wyjazd... To wszystko sprawiło, że miałam naprawdę mało czasu na cokolwiek, nie mówiąc już o pisaniu. Wzięłam się jednak w garść i w czasie jedynego brzydkiego dnia nad morzem, gdy zmuszona byłam posiedzieć trochę w pokoju, dokończyłam rozdział. Dziś przed pracą szybka koretka i voilà!
Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba ;)
Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba ;)
„Trzeba kłamać, by robić to, na co się ma
ochotę.”
~Barbara
Rosiek
Bałam się
przyjść do pracy w poniedziałek. Naprawdę, ogromnie się bałam.
Całą niedzielę
spędziłam na rozmyślaniu o tym, co Daniel teraz o mnie myślał. Wymiotowałam na
imprezie, znów musiał ratować mnie z opresji i, co najgorsze, pocałowałam go.
Kretynka! Pocałowałam swojego szefa, w dodatku zajętego i zupełnie spoza mojej
ligi!
Pewnie miał o
mnie teraz jeszcze gorsze zdanie niż na samym początku naszej znajomości…
To było
przerażające… Za każdym razem gdy tylko zamykałam oczy, widziałam jego twarz.
Niemal czułam jego ciepły, świeży oddech, dotyk pełnych warg… Co gorsze,
chciałam to poczuć jeszcze raz. Na żywo, na trzeźwo.
W niedzielę
wieczorem zdecydowałam, że nie czuję się na siłach iść do pracy. Nie mogłam tak
po prostu stanąć twarzą w twarz z Danielem, normalnie z nim rozmawiać… Nie
mogłam. Chwyciłam więc telefon i napisałam mu wiadomość, że mały jest marudny,
nie czuje się najlepiej i wolałabym zostać w domu, jeśli to możliwe. Oddzwonił
niemal natychmiast. Zgodził się bez żadnego problemu.
Rano wymknęłam
się z domu o tej godzinie, o której zwykle wychodziłam do pracy. Zabrałam
torebkę, ubrałam wygodne buty i kurtkę. Przelotnie pożegnałam się z siostrą i
udałam się do Thomasa, gdzie już czekała na mnie Jessica.
Wcale nie
zdziwiło mnie to, że przed dziewiątą rano Thomas był już niemal zalany w trupa
(lub wciąż pijany od poprzedniego wieczora), a Jess leżała na materacu w samej
bieliźnie, popijając piwo i paląc papierosa. Szybko dołączyłam do koleżanki,
rozsiadając się obok niej i otwierając butelkę o blat nieco rozpadającego się
stołu.
Bez słowa
rozejrzałam się po wnętrzu mieszkania Thomasa. Chłopak mojej koleżanki
wynajmował je od swojego wuja, który wyjechał do Sacramento w Kalifornii,
prawdopodobnie w jakichś ciemnych interesach. Z początku mieszkanko
prezentowało się naprawdę nieźle – okna od pokoju wychodziły na słoneczną
ulicę, po której drugiej stronie znajdował się park, w kuchni dopiero co
założono płytki i wymieniono meble, a w łazience wprawdzie nie było luksusów,
ale można było bez obrzydzenia usiąść na klopie i posiedzieć nawet dłuższą
chwilę. Niestety, mieszkanie szybko zamieniło się w melinę z brudnymi oknami,
cuchnącą łazienką, a meble wyglądały, jakby przyniesiono je do domu ze
śmietnika.
– Słyszałam, że
twój chłoptaś spuścił manto w kiblu jakiemuś knypkowi – zagadnęła Jess,
zaciągając się papierosowym dymem.
Wzruszyłam
ramionami, przechylając butelkę z tanim piwem. Daniel nie był moim
„chłoptasiem”, jednak nie chciałam wdawać się z nią w tą dyskusję.
– Zadziorny jak
na prawnika… – zaśmiała się, wypuszczając dym.
– Frajer się do
mnie przystawiał, był nachalny. Zasłużył – skwitowałam, biorąc kolejnego łyka.
– Podziękowałaś
mu? – spytała znacząco.
Jess
uśmiechnęła się łobuzersko. Wiedziałam, co miała na myśli. Niewiele to miało
wspólnego z delikatnym pocałunkiem, jakim obdarzyłam Daniela i którego zresztą
nie odwzajemnił… Właściwie, nie zakładało to nawet użycia zwykłego „dziękuję”.
Natychmiast
zaprzeczyłam, dając koleżance do zrozumienia, że nie mam zamiaru puszczać się z
Danielem ani robić mu „przyjemności”. Jess nie kryła rozczarowania, próbowała
drążyć temat. Denerwowało mnie to, przytłaczało i nie chciałam tego znosić.
Nieco zbyt gwałtownie podniosłam się z materaca i z trzaskiem odłożyłam piwo,
krzycząc, by wreszcie dała spokój.
Zbierało mi się
na płacz. Za każdym razem, gdy Jessica wspominała o seksie, nalegała, żebym
sobie kogoś znalazła lub przedstawiała mnie w takich sytuacjach, działo się ze
mną coś dziwnego. Czułam się wtedy bezsilna, przybita jak nigdy.
Telefon w mojej
kieszeni zawibrował kilkakrotnie. Wyciągnęłam go, dziękując, że właśnie
uratował mnie od poniżenia przed koleżanką…
– Masz
natychmiast wracać do domu! Natychmiast!! – wykrzyknęła Bianca.
Nie przywitała
się. Wydawała się naprawdę zdenerwowana.
– I tak miałam
właśnie wychodzić… – westchnęłam, po czym rozłączyłam się.
Muszę przyznać,
że całą drogę do domu okropnie się denerwowałam. Nie dość, że wciąż w głowie
miałam komentarze Jess, to jeszcze stresowałam się telefonem Bianci. Wprawdzie
kiedyś kilka razy próbowała mnie ściągać pilnie do domu, ale nigdy nie była tak
rozgorączkowana. Miałam złe przeczucia…
Przez moment
przeszło mi przez myśl, że małemu mogło się coś stać. Mógł zrobić sobie
krzywdę, w końcu był w domu nie tylko z Biancą, ale też z Andrew, któremu już
absolutnie nie ufałam. Mógł się znów rozchorować… Nie zniosłabym kolejnej
wizyty w szpitalu.
Kiedy
wchodziłam po schodach było mi gorąco. Miałam wyrzuty sumienia, że zostawiłam
Adama w domu. Powinnam zostać, opiekować się nim.
Do domu wpadłam
jak oparzona, przed oczami miałam najgorsze…
Jakież było
moje zdziwienie, gdy wbiegłam do dużego pokoju i zastałam w nim Daniela.
Chłopak
spacerował po pomieszczeniu, trzymając na rękach spokojnego, uśmiechniętego
Adama. Wskazywał na rzeczy na półkach, nazywając je i śmiejąc się do mojego
całego i zdrowego syna. Zupełnie nic nie rozumiejący Adam wyglądał na
wniebowziętego.
Mina
natychmiast zrzedła Danielowi, gdy odwrócił się w stronę korytarza. Bianca,
która właśnie wychodziła z kuchni, zatrzymała się w pół kroku i z trudem
przełknęła ślinę, spoglądając na mnie z niepokojem. Mruknąwszy coś
niezrozumiałego pod nosem, podeszła do Daniela i zabrała od niego Adama,
natychmiast wycofując się z powrotem do zatęchłej kuchni.
Nie wiedziałam,
co zrobić. Co powiedzieć, jak się zachować… Poprzedniego wieczora zapewniałam
go, że Adam czuje się źle i dlatego muszę zostać w domu. Cóż… Już wiedział, że
mały czuje się świetnie. Co więcej, przyjechał i wcale mnie nie zastał, co
pogrążało mnie jeszcze bardziej.
Właściwie, nie
miałam pojęcia po co w ogóle przyjechał…
– Cześć… –
wyjąkałam niespokojnie, widząc, że młody Foster nie spuszcza ze mnie swojego
przenikliwego spojrzenia.
Uniósł brew,
dając mi tym do zrozumienia, że raczej nie to powinnam powiedzieć.
– Chcesz mi coś
powiedzieć? – rzucił, zakładając ręce na piersi.
Wzruszyłam
ramionami. Usiadłam na wygniecionym fotelu, żeby ściągnąć szare tenisówki. W
myślach błagałam, żeby już sobie poszedł…
Nie podziałało,
bo Daniel, wyraźnie zirytowany moją ignorancją, zrobił kilka kroków w moją
stronę… Wyjście było z przeciwną stronę, do cholery!
– Okłamałaś
mnie – powiedział z nieukrywanym rozczarowaniem w głosie. – Swoją siostrę
również.
– Nic ci do
tego! – wykrzyknęłam, rzucając buty w stronę korytarza i podnosząc na niego
wzrok. – Nie muszę ci się tłumaczyć!
Był mocno zdziwiony moją reakcją. Nie
powinien!
Nienawidziłam,
gdy ktoś cokolwiek mi wypominał. A zwłaszcza takie rzeczy… Nie przysięgałam mu
szczerości! A Biancę wiecznie okłamywałam! Nie powinno go to obchodzić, to była
sprawa między mną a nią!
–Gdybym
wiedział, że po prostu chciałaś wyjść na miasto, w życiu nie dałbym ci wolnego…
– Trudno! Też
mam prawo odpocząć, zabawić się! – warknęłam.
– W weekend
mało ci było zabawy? Opuściłem bardzo ważne zajęcia na uczelni tylko dlatego,
że ty chciałaś się „zabawić”…
Ani na moment
nie podniósł głosu, na jego twarzy nie pojawiła się złość… Mówił normalnym
tonem, choć w jego brązowych oczach widziałam naprawdę wielkie rozczarowanie.
Zabrakło mi
słów. Złość, która jeszcze przed chwilą sprawiała, że chciało mi się krzyczeć,
po prostu zniknęła.
Zamrugałam
szybko, próbując wydusić z siebie cokolwiek… Bezskutecznie. Jego spokój działał
na mnie dziwnie. Był niezwykle hipnotyzujący, porywający, pasjonujący…
Wspaniały.
– Podjęłaś się
opieki nad moją ciotką i nie uważam, żebyś miała złe warunki pracy. Niestety,
swoim zachowaniem udowodniłaś, że jesteś nieodpowiedzialną egoistką. Czas
dorosnąć, Amelio.
Nim zdążyłam
zareagować, minął mnie i wyszedł z mieszkania. Nie pożegnał się z małym, z
Biancą, ani tym bardziej ze mną.
Chwilę później,
niewiele myśląc, wybiegłam z domu. Bianca, którą minęłam w korytarzu, nie
zdołała wydusić z siebie ani słowa.
Byłam wściekła.
Wściekła na nich. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Daniel miał do mnie
pretensje i dlaczego w ogóle przyjechał do mojego domu. Nie mogłam wybaczyć
Biance, że nie wymyśliła jakiegoś głupiego kłamstwa, tylko wsypała mnie przed
szefem. Przecież to ona i jej facet chcieli, żebym pracowała! To była ich wina,
że poznałam Daniela i…
Wybiegając na
zalaną popołudniowym słońcem ulicę, wyrzuciłam z głowy myśl, która tłoczyła mi
się w głowie. Wdychając zapach spalin, mijając stare, wymagające gruntownego
remontu kamienice, starałam się wyciszyć wszystkie żale. Wciąż biegłam przed
siebie, ignorując oburzonych przechodniów, z których większość pewnie
szturchnęłam. Zwolniłam dopiero w okolicach swojej starej szkoły. Dopiero wtedy
złapałam oddech, sięgnęłam do kieszeni po nieco pogniecionego papierosa i
zapalniczkę.
Zaciągnęłam się
raz, może dwa. Następnie rzuciłam ledwo napoczętego szluga na ziemię. Papieros
przestał mi smakować, gdy zauważyłam na ulicy lśniącego czarnego volkswagena.
Miałam okropne wrażenie, że samochód, przejeżdżając obok mnie, nieco
zwolnił…