piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 9

Przepraszam, bardzo, bardzo przepraszam za tak długą przerwę! Najpierw sesja, potem poszukiwanie pracy, praca, wyjazd... To wszystko sprawiło, że miałam naprawdę mało czasu na cokolwiek, nie mówiąc już o pisaniu. Wzięłam się jednak w garść i w czasie jedynego brzydkiego dnia nad morzem, gdy zmuszona byłam posiedzieć trochę w pokoju, dokończyłam rozdział. Dziś przed pracą szybka koretka i voilà!
Mam nadzieję, że się choć trochę spodoba ;) 

„Trzeba kłamać, by robić to, na co się ma ochotę.”
~Barbara Rosiek

Bałam się przyjść do pracy w poniedziałek. Naprawdę, ogromnie się bałam.
Całą niedzielę spędziłam na rozmyślaniu o tym, co Daniel teraz o mnie myślał. Wymiotowałam na imprezie, znów musiał ratować mnie z opresji i, co najgorsze, pocałowałam go. Kretynka! Pocałowałam swojego szefa, w dodatku zajętego i zupełnie spoza mojej ligi!
Pewnie miał o mnie teraz jeszcze gorsze zdanie niż na samym początku naszej znajomości…
To było przerażające… Za każdym razem gdy tylko zamykałam oczy, widziałam jego twarz. Niemal czułam jego ciepły, świeży oddech, dotyk pełnych warg… Co gorsze, chciałam to poczuć jeszcze raz. Na żywo, na trzeźwo.
W niedzielę wieczorem zdecydowałam, że nie czuję się na siłach iść do pracy. Nie mogłam tak po prostu stanąć twarzą w twarz z Danielem, normalnie z nim rozmawiać… Nie mogłam. Chwyciłam więc telefon i napisałam mu wiadomość, że mały jest marudny, nie czuje się najlepiej i wolałabym zostać w domu, jeśli to możliwe. Oddzwonił niemal natychmiast. Zgodził się bez żadnego problemu.
Rano wymknęłam się z domu o tej godzinie, o której zwykle wychodziłam do pracy. Zabrałam torebkę, ubrałam wygodne buty i kurtkę. Przelotnie pożegnałam się z siostrą i udałam się do Thomasa, gdzie już czekała na mnie Jessica.  
Wcale nie zdziwiło mnie to, że przed dziewiątą rano Thomas był już niemal zalany w trupa (lub wciąż pijany od poprzedniego wieczora), a Jess leżała na materacu w samej bieliźnie, popijając piwo i paląc papierosa. Szybko dołączyłam do koleżanki, rozsiadając się obok niej i otwierając butelkę o blat nieco rozpadającego się stołu.
Bez słowa rozejrzałam się po wnętrzu mieszkania Thomasa. Chłopak mojej koleżanki wynajmował je od swojego wuja, który wyjechał do Sacramento w Kalifornii, prawdopodobnie w jakichś ciemnych interesach. Z początku mieszkanko prezentowało się naprawdę nieźle – okna od pokoju wychodziły na słoneczną ulicę, po której drugiej stronie znajdował się park, w kuchni dopiero co założono płytki i wymieniono meble, a w łazience wprawdzie nie było luksusów, ale można było bez obrzydzenia usiąść na klopie i posiedzieć nawet dłuższą chwilę. Niestety, mieszkanie szybko zamieniło się w melinę z brudnymi oknami, cuchnącą łazienką, a meble wyglądały, jakby przyniesiono je do domu ze śmietnika.
– Słyszałam, że twój chłoptaś spuścił manto w kiblu jakiemuś knypkowi – zagadnęła Jess, zaciągając się papierosowym dymem.
Wzruszyłam ramionami, przechylając butelkę z tanim piwem. Daniel nie był moim „chłoptasiem”, jednak nie chciałam wdawać się z nią w tą dyskusję.
– Zadziorny jak na prawnika… – zaśmiała się, wypuszczając dym.
– Frajer się do mnie przystawiał, był nachalny. Zasłużył – skwitowałam, biorąc kolejnego łyka.
– Podziękowałaś mu? – spytała znacząco.
Jess uśmiechnęła się łobuzersko. Wiedziałam, co miała na myśli. Niewiele to miało wspólnego z delikatnym pocałunkiem, jakim obdarzyłam Daniela i którego zresztą nie odwzajemnił… Właściwie, nie zakładało to nawet użycia zwykłego „dziękuję”.
Natychmiast zaprzeczyłam, dając koleżance do zrozumienia, że nie mam zamiaru puszczać się z Danielem ani robić mu „przyjemności”. Jess nie kryła rozczarowania, próbowała drążyć temat. Denerwowało mnie to, przytłaczało i nie chciałam tego znosić. Nieco zbyt gwałtownie podniosłam się z materaca i z trzaskiem odłożyłam piwo, krzycząc, by wreszcie dała spokój.
Zbierało mi się na płacz. Za każdym razem, gdy Jessica wspominała o seksie, nalegała, żebym sobie kogoś znalazła lub przedstawiała mnie w takich sytuacjach, działo się ze mną coś dziwnego. Czułam się wtedy bezsilna, przybita jak nigdy.
Telefon w mojej kieszeni zawibrował kilkakrotnie. Wyciągnęłam go, dziękując, że właśnie uratował mnie od poniżenia przed koleżanką…
– Masz natychmiast wracać do domu! Natychmiast!! – wykrzyknęła Bianca.
Nie przywitała się. Wydawała się naprawdę zdenerwowana.
– I tak miałam właśnie wychodzić… – westchnęłam, po czym rozłączyłam się.

Muszę przyznać, że całą drogę do domu okropnie się denerwowałam. Nie dość, że wciąż w głowie miałam komentarze Jess, to jeszcze stresowałam się telefonem Bianci. Wprawdzie kiedyś kilka razy próbowała mnie ściągać pilnie do domu, ale nigdy nie była tak rozgorączkowana. Miałam złe przeczucia…
Przez moment przeszło mi przez myśl, że małemu mogło się coś stać. Mógł zrobić sobie krzywdę, w końcu był w domu nie tylko z Biancą, ale też z Andrew, któremu już absolutnie nie ufałam. Mógł się znów rozchorować… Nie zniosłabym kolejnej wizyty w szpitalu.
Kiedy wchodziłam po schodach było mi gorąco. Miałam wyrzuty sumienia, że zostawiłam Adama w domu. Powinnam zostać, opiekować się nim.
Do domu wpadłam jak oparzona, przed oczami miałam najgorsze…
Jakież było moje zdziwienie, gdy wbiegłam do dużego pokoju i zastałam w nim Daniela.
Chłopak spacerował po pomieszczeniu, trzymając na rękach spokojnego, uśmiechniętego Adama. Wskazywał na rzeczy na półkach, nazywając je i śmiejąc się do mojego całego i zdrowego syna. Zupełnie nic nie rozumiejący Adam wyglądał na wniebowziętego.
Mina natychmiast zrzedła Danielowi, gdy odwrócił się w stronę korytarza. Bianca, która właśnie wychodziła z kuchni, zatrzymała się w pół kroku i z trudem przełknęła ślinę, spoglądając na mnie z niepokojem. Mruknąwszy coś niezrozumiałego pod nosem, podeszła do Daniela i zabrała od niego Adama, natychmiast wycofując się z powrotem do zatęchłej kuchni.
Nie wiedziałam, co zrobić. Co powiedzieć, jak się zachować… Poprzedniego wieczora zapewniałam go, że Adam czuje się źle i dlatego muszę zostać w domu. Cóż… Już wiedział, że mały czuje się świetnie. Co więcej, przyjechał i wcale mnie nie zastał, co pogrążało mnie jeszcze bardziej.
Właściwie, nie miałam pojęcia po co w ogóle przyjechał…
– Cześć… – wyjąkałam niespokojnie, widząc, że młody Foster nie spuszcza ze mnie swojego przenikliwego spojrzenia.
Uniósł brew, dając mi tym do zrozumienia, że raczej nie to powinnam powiedzieć.
– Chcesz mi coś powiedzieć? – rzucił, zakładając ręce na piersi.
Wzruszyłam ramionami. Usiadłam na wygniecionym fotelu, żeby ściągnąć szare tenisówki. W myślach błagałam, żeby już sobie poszedł…
Nie podziałało, bo Daniel, wyraźnie zirytowany moją ignorancją, zrobił kilka kroków w moją stronę… Wyjście było z przeciwną stronę, do cholery!
– Okłamałaś mnie – powiedział z nieukrywanym rozczarowaniem w głosie. – Swoją siostrę również.
– Nic ci do tego! – wykrzyknęłam, rzucając buty w stronę korytarza i podnosząc na niego wzrok. – Nie muszę ci się tłumaczyć!
 Był mocno zdziwiony moją reakcją. Nie powinien!
Nienawidziłam, gdy ktoś cokolwiek mi wypominał. A zwłaszcza takie rzeczy… Nie przysięgałam mu szczerości! A Biancę wiecznie okłamywałam! Nie powinno go to obchodzić, to była sprawa między mną a nią!
–Gdybym wiedział, że po prostu chciałaś wyjść na miasto, w życiu nie dałbym ci wolnego…
– Trudno! Też mam prawo odpocząć, zabawić się! – warknęłam.
– W weekend mało ci było zabawy? Opuściłem bardzo ważne zajęcia na uczelni tylko dlatego, że ty chciałaś się „zabawić”…
Ani na moment nie podniósł głosu, na jego twarzy nie pojawiła się złość… Mówił normalnym tonem, choć w jego brązowych oczach widziałam naprawdę wielkie rozczarowanie.
Zabrakło mi słów. Złość, która jeszcze przed chwilą sprawiała, że chciało mi się krzyczeć, po prostu zniknęła.
Zamrugałam szybko, próbując wydusić z siebie cokolwiek… Bezskutecznie. Jego spokój działał na mnie dziwnie. Był niezwykle hipnotyzujący, porywający, pasjonujący… Wspaniały.
– Podjęłaś się opieki nad moją ciotką i nie uważam, żebyś miała złe warunki pracy. Niestety, swoim zachowaniem udowodniłaś, że jesteś nieodpowiedzialną egoistką. Czas dorosnąć, Amelio.
Nim zdążyłam zareagować, minął mnie i wyszedł z mieszkania. Nie pożegnał się z małym, z Biancą, ani tym bardziej ze mną.
Chwilę później, niewiele myśląc, wybiegłam z domu. Bianca, którą minęłam w korytarzu, nie zdołała wydusić z siebie ani słowa.
Byłam wściekła. Wściekła na nich. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Daniel miał do mnie pretensje i dlaczego w ogóle przyjechał do mojego domu. Nie mogłam wybaczyć Biance, że nie wymyśliła jakiegoś głupiego kłamstwa, tylko wsypała mnie przed szefem. Przecież to ona i jej facet chcieli, żebym pracowała! To była ich wina, że poznałam Daniela i…
Wybiegając na zalaną popołudniowym słońcem ulicę, wyrzuciłam z głowy myśl, która tłoczyła mi się w głowie. Wdychając zapach spalin, mijając stare, wymagające gruntownego remontu kamienice, starałam się wyciszyć wszystkie żale. Wciąż biegłam przed siebie, ignorując oburzonych przechodniów, z których większość pewnie szturchnęłam. Zwolniłam dopiero w okolicach swojej starej szkoły. Dopiero wtedy złapałam oddech, sięgnęłam do kieszeni po nieco pogniecionego papierosa i zapalniczkę.
Zaciągnęłam się raz, może dwa. Następnie rzuciłam ledwo napoczętego szluga na ziemię. Papieros przestał mi smakować, gdy zauważyłam na ulicy lśniącego czarnego volkswagena.
Miałam okropne wrażenie, że samochód, przejeżdżając obok mnie, nieco zwolnił…