„Okropnie przykro jest patrzeć, jak umiera
nadzieja.”
Simone
de Beauvoir
O dziwo, powrót
do pracy u Fosterów był niezwykle przyjemny. Daniel zachowywał się zupełnie
tak, jakby nic się nie stało, a starsza pani była o wiele milsza i mniej
marudna niż zwykle. I choć mało widywałam się z młodym Fosterem, który wracał
później z zajęć i wychodził jeszcze przed moim przyjściem, nie czułam się z tym
źle.
Może tak było
lepiej.
Czego oczy nie
widzą, tego sercu nie żal…
Starałam się
nie myśleć o tym wszystkim. Okazało się, że najlepszym sposobem na to jest…
Jakiekolwiek zajęcie. Nie pozwalałam więc sobie na dłuższe chwile bezczynnego
siedzenia. U Fosterów zajmowałam ręce sprzątaniem, przez co większa część domu
z dnia na dzień błyszczała coraz bardziej. Wieczorami zaś, po powrocie do domu,
spędzałam mnóstwo czasu na sortowaniu ciuszków małego (wiele z nich okazało się
za małe, czego w sumie się nie spodziewałam) lub na zabawie z Adamem (co
narażało mnie na podejrzliwe i pełnie zdziwienia spojrzenia siostry i Andrew).
Gdy tylko
przyszła sobota i miałam okazję pospać do południa, zdałam sobie sprawę z tego,
jak wyczerpujące jest ciągłe zajmowanie myśli pracami domowymi. Bolały mnie
mięśnie, nie miałam najmniejszej ochoty wstawać z łóżka.
– Sprzątanie to
zło – wyjąkałam spod kołdry, gdy Bianca weszła do pokoju z miską pełną suchego
prania.
Siostra
zaśmiała się. Wyrzuciła na stojące przy biurku krzesło moje ubrania, po czym
zaczęła składać śpioszki Adama.
– Myślę, że nie
umrzesz – mruknęła, po czym westchnęła ciężko.
Mogłabym
przysiąc, że gdy skuliłam się, chowając twarz w poduszkę, spojrzała na mnie z
politowaniem.
Adam obudził
się z płaczem. Jęknęłam żałośnie, modląc się w duchu, żeby jednak z powrotem
zasnął. Dlaczego nie mógł dać mi chwili wytchnienia!
Płacz ucichł,
gdy tylko Bianca wzięła malca na ręce. Słyszałam jak wita się z nim słodkim
tonem, jak mówi, że zaraz zrobi mu śniadanie. Mi też mogłaby zaproponować
śniadanie… Może bardziej wyszukane niż kaszka czy mleko modyfikowane, ale
śniadanie…
– Mam dziś
wolne – powiedziała nagle, gdy odważyłam się ponownie spojrzeć w jej stronę. –
Andrew wyjechał do rodziców, więc jeśli chcesz… Myślę, że zasłużyłaś na wyjście.
Uśmiechnęłam
się pod nosem na samą myśl o wyjściu z domu. Nie widziałam się z Jess chyba
wieki! Potrzebowałam towarzystwa kogoś w moim przedziale wiekowym, kto potrafił
chodzić i nie popijał litrami herbaty.
Jeszcze nim
Bianca wyszła z pokoju, chwyciłam telefon i szybko wystukałam wiadomość do
koleżanki. Krótkie: wieczorem? wystarczyło,
by zrozumiała co mam na myśli. Po paru sekundach otrzymałam pozytywną
odpowiedź. Innej się nie spodziewałam…
Koło południa
siostra zabrała się za gotowanie obiadu. Obserwowałam ją z fotela, który zwykle
zajmował Andrew. Stała przy starej gazowej kuchence, mieszając i doprawiając
zupę, jednocześnie trzymając na rękach Adama, któremu bardzo spodobała się
zabawa jej włosami. Nie przeszkadzało jej, że mały się rusza. Choć się
skrzywiła, nawet nie pisnęła gdy pociągnął jej kosmyk nieco za mocno. Nuciła
pod nosem jakąś piosenkę. Wydawała się rozpromieniona.
Niedługo potem
do domu wróciła mama – zaszczyciła mnie krótkim spojrzeniem i udała się do
drugiego pokoju. Po dwunastu godzinach pracy nie znalazła sił, by przywitać się
z wnukiem.
Wstała dopiero,
gdy szykowałam się do wyjścia. I to tylko do toalety. Nawet nie spytała dokąd
idę, zresztą nie liczyłam, że spyta. Nigdy nie pytała. Bianca natomiast
poprosiła, żebym była pod telefonem.
Pożegnawszy się
z małym, wyszłam z domu. Odetchnęłam z ulgą. Wyłączyłam telefon.
– Spałaś z nim
już?
Jessicę, która
właśnie wyrównywała białą kreskę, nawet nie zdziwiło bezceremonialne pytanie siedzącego
między nami Thomasa. Znajdujący się pod wargą kolczyk zalśnił w świetle
klubowych lamp, gdy tylko chłopak uśmiechnął się nieco złośliwie.
Uniosłam brwi.
Zignorowałam pytanie, chwytając stojący przede mną kieliszek wódki.
– Jesteś
posrany – zaśmiała się Jess, pochylając się nad stołem.
Śmieszne.
Bardzo.
Nie dla mnie.
Dlaczego każdy
wspominał tylko o jednym. Czy każdy kontakt z osobą przeciwnej płci musiał
kończyć się seksem?
Poczułam, że
wódka mi się cofa. Chwyciłam kieliszek Thomasa i wypiłam go jednym chlustem.
Rozejrzałam się
po parkiecie. Tańczące nastolatki w bluzkach, które więcej odsłaniały niż
zasłaniały i ledwo zakrywających tyłek spódniczkach, wyginały się w rytm
muzyki. Przystawiający się do nich napaleni i spoceni faceci, którzy
zdecydowanie byli pod wpływem, zataczali się wokół swoich potencjalnych ofiar.
Obmacujące się pary, wyglądające jakby miały zamiar uprawiać stosunek na
parkiecie, przyprawiały mnie o mdłości.
Przy barze
siedziała grupa mężczyzn, którzy raczej nie zamierzali poddać się parkietowemu
szaleństwu. Zamawiali alkohol, zupełnie nie zawracając sobie głowy otaczającymi
ich ludźmi. Dyskutowali zawzięcie między sobą, czasem się śmiali. Tylko jeden z
nich nie udzielał się w rozmowie. Z butelką najdroższej whisky pod ręką, raz po
raz przechylał szklaneczkę.
Coś ciężkiego i
szorstkiego spoczęło na moim kolanie. Automatycznie oderwałam wzrok od baru i
odsunęłam się obrzydzona.
Ręka Thomasa
wciąż napierała na moją nogę, podczas gdy niczego nieświadoma Jessica zupełnie spokojnie
odpalała papierosa.
Gwałtownie
wstałam z kanapy. Chyba nikt mi tak ostatnio nie działał na nerwy jak Tom.
Kiedyś jego przystawianie się do mnie było zabawne – teraz napawało mnie
wstrętem.
Kręcąc głową z
dezaprobatą, odwróciłam się ostentacyjnie i odeszłam od stolika. Z trudem
przedarłam się przed parkiet, kierując się w stronę baru. Dopóki Jessica była
zajęta ćpaniem i piciem na potęgę, wolałam nie przebywać w towarzystwie
Thomasa.
Zajęłam wolne
miejsce, tuż obok grupki śmiejących się głośno mężczyzn. Gestem przywołałam do
siebie barmankę i poprosiłam o jakiegoś mocnego drinka. Było mi wszystko jedno
jak będzie smakował – ważne, żeby dawał kopa.
– Kobiety to
szmaty – usłyszałam z boku.
– Dzięki –
warknęłam, chwytając drinka, do którego młoda blondynka w fartuszku właśnie
włożyła słomkę.
– Nie słuchaj
go. Skończył się – westchnęła, puszczając do mnie oczko, po czym nachyliła się
do mnie nad ladą. – Jest nieszkodliwy, ale jeśli by ci się naprzykrzał, zawołam
ochronę.
Odwzajemniłam
jej słodki uśmiech. Gdy tylko odeszła do następnego klienta, obróciłam się w
stronę, z której chwilę wcześniej dobiegła obelga. Byłam już wystarczająco zła,
by w tej chwili nawtykać bezczelnemu facetowi.
– Ty nie jesteś
szmatą. Jesteś Amelią – zauważył.
Uniosłam brew,
usiłując powstrzymać wybuch śmiechu.
– Pijany Daniel
Foster. Tego jeszcze nie było! – rzuciłam, wyciągając kolorową słomkę z drinka.
– Nie jestem
pijany!
Był.
Właściwie,
naprawdę się skończył. Ledwo siedział na wysokim stołku. Najwyraźniej nie była
to jego pierwsza butelka whisky.
Teraz mogłam
powiedzieć, że widziałam już wszystko.
Gdybym go nie
znała, nie wiedziałabym jak dużo musiał wlać w siebie alkoholu. Znałam go
jednak już na tyle dobrze, by wiedzieć, że musiała być to naprawdę spora ilość.
Na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę z tego, że nie zdarza się to często.
Daniel Foster,
którego znałam, raczej nie upijał się w podrzędnym klubie, w którym na wejściu
nawet nie sprawdzali dowodów, narkotyków przewijało się więcej niż we
wszystkich innych klubach w mieście razem wziętych, a toaleta służyła jedynie
do wymiotowania i uprawiania przypadkowego seksu.
Ja, jeśli już
się w niej znajdowałam, wymiotowałam.
Przez myśl
przeszło mi, że Daniel prawdopodobnie skończy podobnie tego wieczora.
Zlustrowałam go
spojrzeniem. Wyglądał jak wrak człowieka. Szara koszula, którą miał na sobie,
była pognieciona. Jeansy zdawały się krzyczeć, że zupełnie do niej nie pasują,
a leżąca pod jego nogami marynarka i krawat na pewno już nie nadawały się do
noszenia.
– Oblałeś
egzamin? – spytałam, próbując znaleźć jakikolwiek racjonalny powód, dla którego
Daniel doprowadziłby się do takiego stanu.
Gdy kręcił
głową, niepostrzeżenie odsunęłam jego butelkę w stronę przechodzącej właśnie
barmanki, która zrozumiała mój gest i natychmiast wyrzuciła resztę alkoholu do
kosza.
– Chcesz, żebym
odwiózł cię do domu? – spytał, jakby nie do końca dotarło do niego moje
pytanie.
Prychnęłam z
rozbawieniem.
Widziałam wiele
pijanych osób. Naprawdę wiele. Potrafiłam wyczuć, gdy ktoś był zdolny do tego,
o czym mówił.
Na twarzy
Daniela malowała się absolutna powaga, a pijane oczy przez chwilę nabrały
charakterystycznie trzeźwego wyrazu.
– O mój Boże!
Przyjechałeś tu samochodem!? – jęknęłam, a gdy chłopak wzruszył ramionami,
podniosłam się z krzesełka. – Jeszcze raz to samo – rzuciłam do barmanki, która
obserwowała całą sytuację z boku.
Może i byłam
nieodpowiedzialną gówniarą, ale wiedziałam, że w tej sytuacji muszę zrobić
tylko jedno...
Zbliżyłam się
do Daniela, pociągnęłam go lekko, by wstał, ale jednocześnie podtrzymałam, by
się nie przewrócił. Gdy złapał względną równowagę, przeszukałam mu kieszenie
spodni.
Nie wyglądał na
zdziwionego ani oburzonego, gdy obmacywałam jego tyłek w poszukiwaniu
kluczyków.
– Już się z
tobą całowałem, prawda?
– Nie –
westchnęłam, wyciągając jego portfel, telefon i kluczyki do auta (cud, że
jeszcze je miał). – Idziemy – oznajmiłam stanowczo. – Zbieraj swoje ubrania.
– Nie masz
prawa jazdy, prawda? – powiedział, z trudem pochylając się, by podnieść
marynarkę.
Nie miałam. W
sumie, nie potrafiłam nawet odpalić samochodu. A nawet gdybym potrafiła, nie
wsiadłabym za kółko po alkoholu… A już na pewno nie tak drogiego samochodu,
jakim dysponował Daniel.
– Ja nie –
rzuciłam, zaglądając do jego portfela.
Dość gruby plik
studolarówek może i robił wrażenie, ale jednocześnie aż krzyczał, że Daniel
miał zamiar zaszaleć o wiele bardziej…
Wyciągnęłam dwa
banknoty i podałam barmance, by uregulować rachunek Fostera i swój. Następnie
duszkiem wypiłam swojego drinka, chwyciłam chłopaka pod ramię i poprowadziłam w
stronę wyjścia. Gdy jeden z ochroniarzy pomagał mi wyprowadzić stawiającego
lekki opór szefa, ja zajrzałam do jego telefonu. Na szczęście nie musiałam
długo szukać – numer do Carli był jednym z ostatnich wybieranych, tuż po
Dominique i jakimś Justinie… Miałam nadzieję, że młoda latynoska odbierze,
posiada prawo jazdy i będzie mogła mi pomóc.