„Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.”
~ Wisława
Szymborska
Gdy tylko
wsiedliśmy do samochodu, Daniel spytał, czy byłam kiedyś w Hampton. Zgodnie z
prawdą powiedziałam, że nie byłam nigdzie poza Cambridge i Bostonem. Nie
wydawał się tym zaskoczony, ale nie skomentował tego faktu.
Byłam
oczarowana jego stylem jazdy. Był ostrożnym kierowcą, ale nie z takich, którzy
nigdy nie przekroczą prędkości. Widać było, że ma wprawę i lubi prowadzić.
– Opowiedz co
się stało w sobotę – rzuciłam bez zastanowienia, gdy wyjechaliśmy poza
Cambridge.
Nieco
przyciszył radio, dzięki któremu z głośników wydobywała się jedna z piosenek
znajdujących się na szczycie list przebojów. Westchnął lekko, udając, że musi
skupić się na drodze. Wiedziałam, że unikał odpowiedzi. Uważałam jednak, że
należały mi się chociażby najmniejsze wyjaśnienia.
– No dalej,
ulży ci! – powiedziałam z uśmiechem, lekko trącając go w ramię.
Spojrzał na
mnie kątem oka, a na jego twarzy również pojawił się uśmiech.
– Rozstaliśmy
się. Definitywnie – mruknął oględnie. Wiedziałam, że mówił o Dominique.
– Rzuciła cię?
– spytałam, wciąż nie spuszczając z niego wzroku.
– Nie.
– Robiła ci
wyrzuty?
– Nie – Ton
Daniela stawał się coraz bardziej stanowczy.
Zrezygnowana
opadłam na fotel, zakładając ręce na piersiach niczym obrażone dziecko.
Fuknęłam, ostentacyjnie obracając głowę w stronę okna.
– Nie rób tak…
– westchnął ciężko, gdy minęliśmy wielką tablicę informującą, że wjechaliśmy do
Bostonu.
– Jak!? –
spojrzałam na niego z obrażoną miną.
– Właśnie tak –
powiedział, zatrzymując się na światłach. – Tak bardzo chcesz wiedzieć dlaczego
nie jestem z Dominique?
Ochoczo
pokiwałam głową. Kładąc rękę na sercu, przysięgłam, że nikomu nie powiem, co
rozbawiło Daniela.
Naprawdę
chciałam wiedzieć. Nie tylko z czystej ciekawości. Miałam nadzieję, że dzięki
temu wybadam sytuację i dowiem się dlaczego tak naprawdę zabrał mnie na
urodziny swojej siostry. Musiał istnieć jakiś powód….
– Mieliśmy iść
na kolację. Przyjechałem po nią trochę wcześniej, bo chciałem jej zrobić
niespodziankę. Zastałem ją w łóżku z moim najlepszym przyjacielem – powiedział
szybko, jakby chcąc mieć to już za sobą.
Nie byłam w
stanie kontrolować tego, jak opadła mi szczęka. Dłuższą chwilę wpatrywałam się
w Fostera z ogromnym zdziwieniem.
Dominique go
zdradziła! Z jego przyjacielem!
Takie rzeczy
nie działy się nawet w moich kręgach, gdzie właściwie większość osób miała już
za sobą seks z prawie każdą inną osobą z towarzystwa…
To zdecydowanie
tłumaczyło zachowanie Daniela w sobotnią noc. Słowa o szmatach…
Boże! Po tylu
latach związku! Musiał to strasznie przeżyć!
– I co!? –
wykrzyknęłam, gdy udało mi się zamknąć usta.
Daniel ponownie
spojrzał na mnie kątem oka. Wyglądał na zmęczonego, ale w końcu uniósł brwi i
wzruszył ramionami.
– Okazało się,
że to ciągnęło się od dłuższego czasu – Dodał. – Jeśli to coś zmieni, ciocia
jest zachwycona i wybaczyła mi zniknięcie – zaśmiał się. – Może ty też
przymrużysz na to oko…
Nie byłam w
stanie wydusić z siebie ani słowa. Pokiwałam tępo głową, wracając do
obserwowania widoków za oknem.
Było mi go żal
i to ogromnie. A Dominique!? Co za idiotka! Tylko naprawdę pusta panna
zdradziłaby kogoś takiego jak Daniel! Przecież on był idealny – przystojny,
dobrze ułożony, nie dawał się ponieść emocjom, miał dobre serce, niezłą
przyszłość przed sobą i zrobiłby dla niej wszystko.
Resztę drogi
spędziliśmy w ciszy. W sumie dobrze się składało, bo miałam chwilę na
przemyślenia. Oprócz prób zrozumienia postępowania Dominique, po głowie
chodziło mi mnóstwo innych rzeczy związanych z Fosterem. Czy faktycznie chciał
sobie odbić nieudany związek, a ja byłam tylko zabawką do tego celu? Czy może
już mu przeszło i chciał po prostu zacząć coś nowego lub się rozerwać w moim
towarzystwie?
Bardzo chciałam
mu pomóc. Pierwszy raz w życiu naprawdę, z całego serca komuś współczułam.
Nagle przyszło
mi do głowy, że skoro byli ze sobą tyle lat, a Daniel, według panny Brittany,
niechętnie rozmawiał z rodzicami, istniała szansa, że Dominique pojawi się na
przyjęciu jego siostry. Na pewno znały się, być może lubiły. Może rodzina
Daniela nie wiedziała jeszcze o ich rozstaniu lub nie przyjęła go do
wiadomości.
– Ona tam
będzie? – spytałam.
– Nie mam
pojęcia – przyznał Daniel zdawkowo. – Nawet jeśli, to niczego nie zmieni –
Dodał, spoglądając na mnie. – Nie jestem z nią i już nie będę. Zdrada to coś,
czego nie jestem w stanie znieść. Zwłaszcza po tylu latach – Kontynuował
spokojnym tonem. – Ty byś wybaczyła zdradę?
Nigdy się nad
tym nie zastanawiałam. Nie miałam po co się nad tym zastanawiać – nie byłam z
nikim w związku, nie miałam żadnych doświadczeń.
Zdrada z
pewnością nie była czymś miłym. Moim zdaniem oznaczała, że tej osobie czegoś
brakuje w związku, że potrzebuje czegoś więcej. Świadczyła też o nieuczciwości,
braku skrupułów, zahamowań i serca. Chyba wolałabym, żeby ktoś mnie rzucił niż
zdradzał.
Pokręciłam
głową, chociaż trochę niepewnie. Foster chyba nie zauważył mojego wahania.
Gdy minęliśmy
tablicę z napisem Hampton, cała
zadrżałam. Zbliżaliśmy się do celu.
– Już
niedaleko? – spytałam.
– Około
piętnaście minut – oznajmił Daniel. – Mogę jechać wolniej, jeśli chcesz
podziwiać widoki. Będziemy jechać drogą nadoceaniczną.
Pokiwałam
głową, wyrażając swoje zadowolenie z propozycji. Foster oznajmił, że zwolni,
kiedy będzie jakakolwiek szansa na zobaczenie czegoś z drogi.
Jak zaklęta
wpatrywałam się w okno. Gdy wjechaliśmy na Ocean Boulevard, po mojej stronie
rozciągały się liczne zadrzewienia i śliczne białe domy z ogródkami. Uchyliłam
okno, by poczuć powiew świeżej, oceanicznej bryzy. Chłodny wiaterek wdzierał
się do samochodu przez niewielką szczelinę, uderzając w moją twarz. Nigdy nie
czułam czegoś tak orzeźwiającego.
Daniel nie
przerywał, nie odzywał się. Po jakiś dziesięciu minutach jazdy zwolnił i pomimo
wielkiego znaku z zakazem parkowania, zatrzymał się na poboczu. Od pięknego,
wielkiego, błękitnego oceanu dzieliła nas jedynie niewielka, zasypana
kamieniami przestrzeń i barierka.
Słońce odbijało
się od tafli błękitnej wody. Gdzieniegdzie widać było nieco większe fale, w
oddali pływał samotnie biały stateczek. Może to był kuter… Nie znam się na tym…
Atlantyk
zdecydowanie wszedł w czołówkę najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałam w
życiu.
– Jeśli się
zgodzisz, zabiorę was kiedyś na zachód słońca. Teraz chyba musimy jechać –
powiedział Daniel.
Mogłabym
podziwiać ten widok w nieskończoność, jednak posłusznie skinęłam głową i
usiadłam prosto na siedzeniu.
Jechaliśmy
jeszcze chwilę drogą wzdłuż oceanu, po czym skręciliśmy w prawo. Niebieska toń
została za nami.
Odniosłam
wrażenie, że docieramy do celu, bo Daniel jechał wolniej, rozglądając się po
pięknych domach, które wznosiły się wzdłuż drogi. Kilka zakrętów i domy zaczęły
się przerzedzać, pojawiło się za to więcej drzew i pustych pól. Gdy niemal
całkowicie zwolnił, wjechaliśmy na drogę, naprzeciw której stał już tylko jeden
dom.
To była
najpiękniejsza rezydencja na świecie! Wysoki dom z jasnego kamienia bez
jakiegoś określonego kształtu, z ciemnym, drewnianym wykończeniem, skośnym
dachem i ogromnym, białym podjazdem, na którym stało kilkanaście luksusowych
samochodów. Wokół rozciągały się całe połacie zieleni.
Daniel
zaparkował z samego brzegu okrągłego podjazdu, jakby chciał mieć jak najszybszą
i najłatwiejszą drogę ucieczki. Zgasił silnik, spoglądając na mnie niepewnie.
– Mogę
zawrócić… – szepnął.
– Dlaczego!? –
wykrzyknęłam, odrywając wzrok od willi.
– Nie wiem czy
będziesz się tu dobrze czuła… – zaczął, odpinając pas i obracając się w moją
stronę.
Poczułam, że aż
czerwienię się ze złości.
– Sugerujesz,
że co!? Że aż tak bardzo będę odstawać!? – warknęłam oburzona.
Foster
wyciągnął rękę w moją stronę, uśmiechając się delikatnie. Nie pozwolił mi się
odsunąć. Zresztą, gdy jego dłoń dotknęła mojego policzka, już nie miałam ochoty
się cofać.
– Na pewno nie
będziesz odstawać. Wyglądasz wspaniale. Założę się, że lepiej niż sama Alexis –
powiedział powoli tym swoim uspokajającym tonem. – Po prostu ich nie znasz i to
może być szok.
Pokręciłam
głową. Kiedy Daniel wysiadł z samochodu, gdzieś na dworze natychmiast rozległ
się przeraźliwy dziewczęcy pisk. Nie zdążyłam jednak zlokalizować jego źródła,
bo Daniel obszedł auto i szarmancko otworzył mi drzwi, wyciągając w moją stronę
dłoń, by pomóc mi wysiąść.
Zignorowałam
jego gest, wysiadając samodzielnie. Daniel uśmiechnął się, kręcąc lekko głową.
– Nie przesadzajmy
– rzuciłam z rozbawieniem.
– Danny!
Niska,
ciemnoblond włosa dziewczyna rzuciła się na szyję Danielowi, gdy tylko ten
obrócił się lekko w stronę domu.
– Boże! Nawet
nie wiesz jak dobrze, że już jesteś! – wykrzyknęła, uwieszając się na nim.
Daniel objął
dziewczynę i uniósł kilkanaście centymetrów nad ziemię, po czym postawił i
odsunął od siebie, by przyjrzeć jej się w całej okazałości.
Blondynka miała
na sobie miętową, bardzo obcisłą i krótką sukienkę na grubych ramiączkach,
której dekolt był nieco za duży. Beżowe szpilki na platformach nieco dodawały
jej wzrostu, ale wciąż, w porównaniu z Danielem, była aż śmiesznie niska.
Ciemnoblond włosy miała rozpuszczone, mocno pofalowane, brązowe oczy mocno
podkreśliła ciemnymi cieniami i mnóstwem tuszu do rzęs.
Daniel nie
wydawał się ani zdziwiony, ani oburzony tym widokiem.
– Wyglądasz
wspaniale – powiedział z szerokim uśmiechem, wciąż przypatrując się
dziewczynie, którą trzymał w talii.
Po chwili
przypomniał sobie o moim istnieniu, bo puścił dziewczynę, zbliżył się do mnie i
wskazał na dziewczynę.
– Amelio, to
właśnie moja przecudowna siostra, Alexis – powiedział.
Uznałam, że
„przecudowna” to ogromna przesada. Wprawdzie nie znałam jej, ale pisk na dzień
dobry mi wystarczył.
Utykające w
kamyszkach z podjazdu szpilki także.
– Lexi, to
właśnie Amelia – powiedział, wskazując na mnie z uśmiechem.
Dziewczyna
rozpromieniona przybliżyła się do mnie i nim zdążyłam się zorientować nasze
policzki zetknęły się, przy czym cmoknęła.
Uniosłam brwi,
spoglądając na Daniela z lekkim zażenowaniem. Chłopak zaśmiał się pod nosem,
wzruszając ramionami.
– Fajnie, że
jesteś – pisnęła.
Skinęłam głową,
wymuszając uśmiech.
Jak dla mnie za
dużo w tym było słodkości. Za mało ubrania, a za wiele słodyczy. Coś czułam, że
Daniel kiedyś rozczaruje się „cudownością” swojej siostrzyczki.
Alexis wzięła
brata pod ramię, ciągnąc go w stronę willi. Daniel wyciągnął w moją stronę
dłoń, której nie chwyciłam. Powolnym krokiem, nieco się ociągając, ruszyłam za
nim.
Podczas gdy
Alexis w bardzo chaotyczny sposób opowiadała Danielowi kto przyjechał, ja
uważnie przyglądałam się posiadłości. Była piękna, wielka i z pewnością bardzo
droga. Dom miał dwa piętra i poddasze, ciągnął się na dużą odległość wzdłuż i
wszerz. Wokół rosło mnóstwo krzewów i drzew, które najwyraźniej wymagały dużego
nakładu pracy ogrodnika. Na prowadzących do głównego wejścia schodach stało
kilka dużych, gipsowych doniczek z czerwonymi kwiatami.
Daniel
zatrzymał Alexis tuż przed wejściem na schodki. Ucałował ją w policzek, mówiąc,
że zaraz przyjdzie. Dziewczyna z ogromnym niezadowoleniem na twarzy weszła do
domu, a chłopak obrócił się w moją stronę.
– W porządku? –
spytał, przyglądając mi się uważnie.
– Jasne, czemu?
– rzuciłam szybko, spuszczając głowę.
– Hej… Spójrz
na mnie…
Daniel
przybliżył się do mnie. Jego dłoń delikatnie spoczęła na moim policzku.
Mimowolnie przeniosłam na niego wzrok.
Czułam się
bardzo dziwnie. Nie chodziło o przepych, jakim ten dom emanował, ale o
zachowanie Daniela. Trudne do określenia, dziwne… Zachowywał się trochę tak,
jakbym już znała jego rodzinę, jakbym nie powinna mieć żadnych skrupułów i
musiała czuć się swobodnie. „To jest właśnie Amelia” brzmiało tak, jakby
wspominał o mnie siostrze, ale nie miałam pojęcia CO jej mówił. Poza tym jego
rodzina na pewno nie spodziewała się, że chłopak tak szybko i łatwo zrezygnuje
z Dominique – moja obecność z pewnością wyda im się czymś złym.
– Nie powinnam
była przyjeżdżać. Zamówię sobie taksówkę – powiedziałam, w jednej chwili
odwracając się na pięcie, by odejść.
Nie zdążyłam
jednak zrobić kroku, bo Daniel chwycił mnie za ramię i gwałtownie obrócił w
swoją stronę. Jednym ruchem, nim o czymkolwiek pomyślałam, przyciągnął mnie do
siebie i pocałował stanowczo, jakby chciał mi dać do zrozumienia, że nie
pozwoli mi się nigdzie ruszyć.