„Czuję,
że umieram z samotności, z miłości, z rozpaczy, z nienawiści - ze wszystkiego,
co może mi zaoferować ten świat.”
Emil
Cioran
Mówią, że do
perfekcji opanowałam umiejętność ukrywania emocji. Potrafię napluć w twarz
osobie, na której mi zależy. Obojętnie obserwować ludzkie cierpienie, gdy w
środku aż gotuje się we mnie ze wściekłości. Śmiać się, gdy ból rozrywa mi
serce. I nic na to nie poradzę, że jestem oziębła, bezczelna, arogancka, trochę
zadufana w sobie.
Może dlatego
nigdy nie miałam chłopaka… Ba! Nigdy nie miałam nawet przyjaciółki! Wprawdzie z
Jessicą znamy się od dzieciństwa i zawsze trzymałyśmy się razem, ale czy można
przyjaźnić się z kimś, kto za paczkę lepszych fajek wypapla każdy twój sekret? Przecież
nie na tym polega przyjaźń… Ale co ja tam mogę wiedzieć.
Cóż, całe życie
tak naprawdę byłam sama. Mama wiecznie w pracy, Bianca całe dnie spędzała na
nauce, w pracy lub z Andrew. Mną nikt się nie interesował, chyba, że trzeba
było coś zrobić. Wówczas zastanawiali się, gdzie jest Amelia, dlaczego nie
wraca do domu. A ja? Ja wciąż miałam nadzieję, że pewnego dnia nie będę musiała
zapewniać sobie rozrywek tanim winem i szlugami z przemytu, że znajdzie się
ktoś, z kim będę mogła spędzić dzień bez używek, porozmawiać na poziomie.
Wiedziałam, że
dziecko zamyka mi drogę do szczęścia, na które miałam nadzieję. Przecież nikt
nie zechce związać się z narkomanką samotnie wychowującą dziecko z gwałtu!
W pierwszej
chwili, gdy pielęgniarka wcisnęła mi małego w ręce, a położnik rozpływał się
nad tym, że dziecko jest zdrowe i silne, pomyślałam, że fajnie będzie mieć przy
sobie kogoś, kto będzie mnie kochał bez względu na to jaka jestem. Szybko
jednak przejrzałam na oczy… Z dnia na dzień patrzyłam na niego z coraz większym
wstrętem, nie mogłam słuchać jego płaczu. Kiedy karmiłam go z butelki i
obserwowałam, jak spokojnie zasypia, przypominałam sobie tamten poranek, gdy
obudziłam się zupełnie naga. I choć nie pamiętałam gwałtu ani człowieka, który
mi to zrobił, wciąż napawa mnie to obrzydzeniem do samej siebie.
Długi czas
wyrzucałam sobie, że to wszystko przez alkohol i narkotyki – bo przecież gdybym
nie była na haju, mogłoby do tego nie dojść. Ale Adam (bo tak dałam na imię
swojemu synowi) zmieniał moje podejście do tej sprawy. Kiedy był w pobliżu
wszystko znów stawało się szare i miałam ochotę pokolorować swoje życie
odrobiną amfetaminy i wina za dziesięć osiemdziesiąt.
Pewnie wielu z
was zastanawia się teraz, dlaczego właściwie nie usunęłam ciąży… Przecież jako
dziewczyna zgwałcona miałam do tego pełne prawo! Mogłam iść na policję, zgłosić
gwałt i ciążę, a prawo byłoby po mojej stronie. Nie zrobiłam tego, bo przez
myśl przeszło mi, że znienawidzę samą siebie jeszcze bardziej jeśli zabiję tę
niewinną istotę, która rozwijała się w moim łonie. Przecież dziecko nie było
niczemu winne, nie musiałam odbierać mu prawa do życia. Postanowiłam, że urodzę
dziecko i oddam do adopcji, czego ostatecznie, pod naciskiem mamy, też nie
zrobiłam.
– A ty dokąd? –
spytał Andrew.
Nawet na niego
nie patrząc oznajmiłam, że wychodzę do klubu. To miało być moje pierwsze wyjście
z domu po porodzie. Nie chciałam dłużej siedzieć przy dziecku, marnować się w
pieluchach. Chciałam się rozerwać, zabawić jak za dawnych czasów, spotkać ze
znajomymi.
Nie czekałam na
zgodę. Po prostu wyszłam, dość mocno trzaskając za sobą drzwiami. Miałam dość Andrew
– niby był tylko narzeczonym mojej siostry, a momentami zachowywał się, jakby
był moim ojcem. O wszystkim chciał wiedzieć, wszystko kontrolować. Całą ciążę
dyktował mi co mam zjeść, czego się napić, co wolno mi robić, a czego nie. Nawet
teraz obserwował każdy mój ruch i robił wielką awanturę, gdy tylko chciałam
zrobić coś, co pozwoliłoby mi oderwać się od rzeczywistości.
Świetnie było
znów poczuć smak wolności, odurzyć się kreską, utonąć w tanim alkoholu. Obudzić
się w miejscu innym niż mój własny pokój przepełniony zapachem oliwki dla
dzieci i mleka modyfikowanego, poczuć ból głowy i niemoc zwane kacem. Zapalić
porannego papierosa i śmiać się z wymiotującej Jess. Tak bardzo mi tego
brakowało…
– Na mieście
mówili, że masz dziecko – zaszydził Thomas, podając mi butelkę ze schłodzonym
piwem.
– Bardzo
zabawne… – syknęłam, biorąc potężnego łyka złotego trunku i zaciągając się
papierosowym dymem.
– Jak on się w
ogóle wabi? – zaśmiał się, a Jessica z impetem palnęła go w głowę, po czym
wróciła do łazienki, by znów zwymiotować.
Zignorowałam
pytanie, kładąc się na materacu, na którym spędziłam noc. Przeciągnęłam się
niczym zadowolona kotka. Nie zwracałam uwagi na to, że jestem w samej
bieliźnie. Tyle razy spałam u Toma, że nie przyszło mi do głowy, że moje ciało
może przyciągnąć jego uwagę. Kiedy poczułam na sobie jego ręce, które nachalnie
pchały się między moje nogi, odsunęłam się, kopiąc go.
– Odbiło ci!?
Podniosłam się,
dopijając piwo i szybko zaczynając się ubierać. Kiedyś wiele bym dała za to,
żeby mnie choćby pocałował – dziś nie miałam zamiaru pozwolić mu się do mnie
zbliżać. Nie chodziło wcale o to, że był z moją najlepszą koleżanką, ani też o
to, że teraz miałam dziecko. Po prostu patrzyłam na niego i nie widziałam już w
nim chłopaka, którym był dla mnie kiedyś… Teraz, zamiast wzbudzać we mnie
głupią, nastoletnią rządzę, napawał mnie obrzydzeniem.
– Daj spokój,
już nie jesteś dziewicą – zaśmiał się szyderczo. – Dziesięć miesięcy w
celibacie, więc pewnie cię swędzi…
– Bujaj się –
warknęłam, zapinając spodnie i ponownie zaciągając się papierosem, po czym
rzuciłam peta na podłogę. – Jesteś za malutki, żeby się do mnie zbliżyć –
rzuciłam, ilustrując mu jego „wielkość” małą odległością między palcem
wskazującym a kciukiem.
Z bólem serca
wróciłam do domu. Już od wejścia usłyszałam głośny płacz Adama i krzyki Andrew
dochodzące z pokoju Bianci. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że znów
miałabym zostać uwiązana w domu, odcięta od amfy i alkoholu. Pragnęłam
całkowitego powrotu do swojego życia sprzed dziesięciu miesięcy, wolności,
szaleństwa. Chciałam znów nie wracać na noc do domu, przesiadywać na cmentarzu,
w klubach zwodzić facetów i naciągać ich na drinki.
– Czego on
ryczy? – spytałam, opierając się o futrynę.
Bianca nosiła
małego na rękach, usiłując go uspokoić, podczas gdy Andrew irytował się i coraz
bardziej podnosił głos. Siostra wzruszyła ramionami, spuszczając wzrok, a jej
narzeczony podniósł się z łóżka.
– Gdzieś ty
była!?
– Zamiast się
nadzierać mógłbyś go uspokoić – mruknęłam, odwracając się na pięcie i odchodząc
do swojego pokoju.
– To twoje
dziecko, nie nasze! – krzyknął, wychodząc za mną.
Teatralnie
wywróciłam oczami. Wiele razy tłumaczyłam mu, że to nie ja chciałam, żeby Adam
został w naszej rodzinie. To był pomysł mamy i Bianci, skoro im tak bardzo na
tym zależało – to one powinny się nim zajmować. Mógł mieć pretensje tylko i
wyłącznie do nich.
Czasem
odnosiłam wrażenie, że nie chciały żeby mały trafił do bidula, bo Bianca i Andrew
nie mogli mieć dzieci. Facet trafił się mojej siostrze feralny, ot co, więc
pewnie chciały zatrzymać małego w domu, bo nie było możliwości, żeby jakiś inny
maluch zagościł w naszej rodzinie. Bianca traktowała go jak swoje dziecko,
uwielbiała tulić go do siebie, śpiewać, całować, karmić, przewijać… Nie
przeszkadzało mi to, absolutnie! Wręcz cieszyło! Ale nie omieszkałam kilka razy,
w stanie bezsilności emocjonalnej i wściekłości, wypomnieć Andrew, że to
przecież przez niego Bianca nie ma swoich dzieci i powinien pogodzić się z tym,
że Adam zastępuje jej ich własne.
Może było to
okrutne z mojej strony, ale niespecjalnie się tym przejmowałam. Zwykle po takim
tekście odczepiał się ode mnie na kilka dni, nie musiałam wysłuchiwać jego
narzekań. I było super.
– Słuchaj, moja
droga, tak dłużej być nie może… Możemy zajmować się twoim dzieckiem, ale na
pewno nie będziemy was utrzymywać, żebyś mogła wyjść i przećpać połowę mojej
wypłaty w jedną noc! – rzucił Andrew ze złością. – Będziesz pracowała albo się
uczyła! Albo po prostu wypieprzaj stąd razem z Adamem…
**************
Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem <3 Jesteście wspaniali! :)
Nie wiem, co jeszcze napisać pod tą notką, więc tylko poproszę, żeby osoby, które chcą być informowane o nowych notkach mi o tym napisały w komentarzu lub na GG ;)
Przeczytałam przed chwilą ten rozdział i jestem bardzo mile zaskoczona : ) Główna bohaterka ma ciężki charakter, jest niesamowicie uparta i chamska. Nie pochwalam jej zachowania względem dziecka. Ono nie jest niczemu winne i powinna się zajmować Adamem. Jednak jest w niej coś, co mnie do niej ciągnie, do tego opowiadania i żałuję, że tak szybko skończyłam czytać.
OdpowiedzUsuńAndrew nie wzbudza mojej sympatii jak narazie, ale może coś się zmieni.. :)
No nic, czekam na następny. Jak najbardziej Informuj!:)
Coś czułam, że tak będzie, że Amelia tak się zachowa. Że nie będzie przejmować się dzieckiem. Ale przecież sama napisałaś, ze chciała oddać je do domu dziecka. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością : D jeśli mogłabyś to informuj mnie na echo-twoich-słów.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSkoro tak na prawdę nie przejmuje się losem SWOJEGO dziecka, to czemu posłuchała matki i nie oddała Adama do domu dziecka? Czemu przejęła się losem nienarodzonego dziecka pochodzącego z gwałtu? Skoro zgodnie z prawem mogła je usunąć. Myślę, że ta dziewczyna ma głębsze uczucia i trochę rozumu. Tylko musi zrozumieć co jest najważniejsze i przewartościować swojego życie. Rozdział ogólnie dobrze napisany, krótko a treściwie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń/pozorne-szczescie/ ;)
Ach, nie wierzę! Napisałam taki pokaźny komentarz i mi go zjadło :(
OdpowiedzUsuńTo jeszcze raz. Po pierwsze, oczywiście informuj :)
UsuńA dalej chwaliłam za świetną kreację Amelii. Udało ci się stworzyć trudną, wymagającą postać z prawdziwym temperamentem. Wszystkie jej emocje, zachowania, dokładnie takie, jakich spodziewalibyśmy się po takiej postaci. Ba, nawet lepiej! Szkoda tylko, że w ten sposób marnuje sobie życie. Zwłaszcza narkotykami i alkoholem. Ja trzymam za nią kciuki! I, choć na razie nie bardzo przejmuje się losem dziecka (trochę tu winy Bianci, bo wyręcza swoją siostrę, a tej tak wygodnie), to nie usunęła ciąży i mimo wszystko posłuchała rodziny, by dziecko zostawić. Myślę, że nie jest jej zupełnie obojętne, tylko nie chce sobie tego uświadomić.
Pozdrawiam i jeśli masz ochotę, to zapraszam na nowy rozdział :)
Co do znikania komentarzy - ja po przygodach na blog.onet.pl już kopiuję komentarze przed kliknięciem "opublikuj" :D Bo tam można było pisać 10x ten sam tekst w kółko i jeszcze go nie wrzucało na bloga! :D
UsuńObiecuję, że w wolnej chwili przeczytam Twój nowy rozdział, a tymczasem dodam sobie Twojego bloga do obserwowanych, żeby nic mi nie uciekło ;)
Tak wiem, że jestem wspaniała xd Żartuje :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle wspaniały, choć Amelia jak dla mnie jest niepoważna. Przecież ma syna i to na nim powinna się skupić, a nie tylko pilnować okazji jak iść się naćpać czy napić się wina. Może nawet nie dziwie się się Andrew'owi, że chce ją wywalić z domu, ale nie powinien zostawiać jej w takiej trudnej sytuacji. Chociaż myślę, że Bianca na to nie pozwoli.
Czekam na nexta, życzę weny i pozdrawiam ^^
Z jednej strony jej się nie dziwię, że nie chce mieć dziecka, bo jest młoda, a dziecko zabiera jej czas ( który ona i tak marnuje ) ale z drugiej jest tą matką, więc niech to wreszcie do niej dotrze. Powinna się zająć małym, a nie pić i ćpać. Bardzo dobrze, że ten Andrew postawił jej ultimatum. Może dzięki temu ona weźmie się za siebie i coś zrobi ze swoim życiem, bo mały potrzebuje matki. Jak na razie, to jej siostra bardziej się nadaje niż ona sama. Tak ogólnie to rozdział bardzo mi się podobał, pomimo iż nie przepadam za główną bohaterką. Ale ładnie piszesz i przyjemnie się czyta :) Możesz mnie informować :)
OdpowiedzUsuńStęskniłam się za tą historią. :D Polubiłam ją bardzo wtedy i tym razem jest tak samo. Żal mi dziewczyny i rozumiem, że nie chce tego dziecka, bo w końcu kojarzy jej się z gwałtem, ale chyba trochę przesadza. Mogłaby znaleźć sobie pracę, tak jak powiedział Andrew, by chociaż jakoś im pomóc. Choć dobrze, że nie postanowiła usunąć tego dziecka. Dobrze to o niej świadczy i kto wie, ale może się zmieni?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
P.S. Jak coś to tu Depende, tylko zmieniłam nick. :D
Usuń