niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 6


"Dzieci zaczynają od tego, że kochają swoich rodziców. Po pewnym czasie sądzą ich. Rzadko kiedy im wybaczają."
~Oscar Wilde

W nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam w szpitalnym, dość niewygodnym i trochę wygniecionym, łóżku, wpatrując się na zmianę to w sufit, to w śpiącego Adama. Po lekach, które podała mu pielęgniarka Carla, mały mniej kaszlał. Spadła mu też temperatura, dzięki czemu przespał prawie całą noc.
A ja miałam czas na przemyślenia…
Byłam wściekła, gdy Daniel wytknął mi to wszystko... Miałam ochotę rozwalić połowę pokoju, zostawić małego i iść zapalić skręta… Chciałam mu wykrzyczeć, że przecież wystarczająco dużo problemów mam na głowie, niepotrzebne mi było jego zdanie!
Szybko jednak dotarło do mnie, że miał rację. Stuprocentową, cholerną rację…
Gdy tylko mały zasnął, udałam się do łazienki. W kieszeni przemyciłam papierosa, którego chciałam spalić. Im więcej myśli tłoczyło się w mojej głowie, tym mniej mi smakował.
W domu naprawdę panowały złe warunki. Prawdę mówiąc, były jeszcze gorsze niż zanim urodził się mały. Wszystkie ubranka, przybory i meble dostaliśmy wprawdzie od znajomych, ale mleko modyfikowane, kaszki, smoczki, pieluchy i kosmetyki mocno obciążały domowy budżet. Ostatnimi czasy mocniej też podkręcaliśmy ogrzewanie i temperaturę wody. Pewnie dlatego rachunki przerosły oczekiwania finansowe Andrew… A kiedy ja zaczęłam pracę u Fosterów, mama i Bianca brały dodatkowe dyżury w swoich pracach, przez co dom często pozostawał na głowie narzeczonego mojej siostry. A ten zdecydowanie nie był zbyt chętny do sprzątania…
Zgasiłam papierosa na białych, czystych kafelkach, którymi wyłożone były ściany. Nie wypalonego nawet do połowy peta wyrzuciłam do śmietnika.
Na to, że nie zabrałam małego na szczepienia, nie miałam usprawiedliwienia. Nawet w myślach nie potrafiłam samej siebie usprawiedliwić. Krótko po porodzie, gdy odwiedziłam przychodnię, jak kazano mi w szpitalu, lekarka dała mi ulotkę, która informowała o miejscu, gdzie badano i szczepiono nieubezpieczone dzieci. Chyba wyrzuciłam ją zaraz po wyjściu na dwór…
– Przyniosłam ci wodę, soczek dla małego, chusteczki nawilżane… – mówiła mama, wyciągając z plastikowej torby wspomniane rzeczy. – O, jeszcze Andrew dał dla ciebie swojego laptopa… – dodała, kładąc czarną torbę koło stolika. – Żebyś się nie nudziła.
Kiwałam głową, potrząsając grzechotką nad leżącym między moimi nogami Adamem. Maluch wyciągał ręce, próbując złapać zabawkę, skupiał na niej wzrok, robiąc lekkiego zeza. Otwierał ustka, wydobywając z siebie „gruchanie”.
– Dzięki – mruknęłam, nawet nie patrząc na mamę, która chowała siatkę do torebki.
– Wezmę wolne, zostanę tutaj z małym… Jeśli chcesz – powiedziała nagle, głaszcząc Adama po główce, a gdy pokręciłam głową, westchnęła. – Chociaż… Skoro już się lepiej czuje… Może powinnyśmy zabrać go do domu.
Podniosłam na nią wzrok, momentalnie przestając poruszać zabawką. Zignorowałam wierzgającego nóżkami i kopiącego mnie delikatnie w brzuch Adama, który chyba wyrażał tym swoje niezadowolenie z przerwanej zabawy.
– Jest chory – powiedziałam sztywno.
– Lekarz powiedział, że nie ma już temperatury…
– Ma zapalenie płuc! Podają mu antybiotyki!
Mama ściągnęła usta. Z mocnym świstem wciągnęła nosem powietrze.
– Melie… – zaczęła, co szybko wywołało u mnie gęsią skórkę. Mama zwracała się do mnie w ten sposób tylko wtedy, gdy chciała mi delikatnie przekazać jakieś złe nowiny… – Nie stać nas na opłacenie szpitala… Zwłaszcza takiego!
– Nie płacisz za jego pobyt tutaj, więc się zamknij! – wykrzyknęłam.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak uniemożliwiło jej to pukanie do drzwi. Nim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, szybko rzuciłam „proszę wejść”.
Drzwi uchyliły się, a do środka nieśmiało zajrzał Daniel Foster. Widząc moją mamę, która natychmiast, niczym pies, który wyczuł kiełbasę, odwróciła się w stronę drzwi, uśmiechnął się przepraszająco.
– Um… Dzień dobry. Przepraszam, ja dosłownie tylko na moment… – spojrzał na mnie wyczekująco, jednak wciąż nie przekroczył progu. – Chciałem zamienić z tobą dwa słowa…
– Idź sobie – warknęłam do mamy. – I zabierz tego laptopa – wycedziłam.
Mama zrezygnowana pokiwała głową. Podniosła się z krzesła, na którym siedziała, chwyciła czarną torbę i wyszła, nawet nie pożegnawszy się z Adamem.
Gdy w drzwiach mijała Daniela, uważnie zlustrowała go wzrokiem.
Byłam pewna, że po powrocie do domu zrelacjonuje wszystko Biance i Andrew… Młody, przystojny, w drogim garniturze… Nie mogłam się doczekać ich komentarzy na ten temat.
Chłopak wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Z jednej strony wcale nie chciałam go widzieć, z drugiej jednak wybawił mnie przed dalszą rozmową z matką. No i to on załatwił Adamowi pobyt w szpitalu… Raczej nie miałam większego wyboru i musiałam znieść jego obecność.
Był też moim szefem…
Cholera, nie mogłam mu nawet odpyskować!
– Jak się czuje Adam? – spytał, robiąc krok w stronę łóżka.
– Lekarz powiedział, że lepiej. Ma niższą temperaturę – mruknęłam.
Podniosłam się z łóżka. Chwyciłam leżącą w łóżeczku pieluchę z zamiarem przebrania małego. Musiałam robić cokolwiek ze swoimi rękoma, zająć się czymś, żeby tylko na patrzeć na Daniela.
Czułam się z okropnie z tym, że miał rację. Nie mogłam nawet spojrzeć mu w oczy…
Chłopak podszedł do łóżka. Na powitanie pogłaskał Adama po głowie. Kątem oka widziałam, że uśmiechnął się do małego. Adam w ramach „rekompensaty” zacisnął malutką dłoń na palcu Daniela, który akurat udało mu się złapać.
– Nie powinien pan być na uczelni? – spytałam sztywno, ściągając mokrą pieluszkę z pupy Adama.
– Prosiłem, żebyś mówiła mi po imieniu… – westchnął. – Mam trochę czasu przed zajęciami. Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku… Ciocia Brittany też nie zniosłaby braku informacji – zaśmiał się przy ostatnim zdaniu, ale szybko spoważniał, ciężko wzdychając. – Chciałem też cię przeprosić.
Na małą chwilę podniosłam na niego wzrok. Chyba nie mówił poważnie, choć tak wyglądał…
– Nie powinienem tego wszystkiego mówić. Nie mam prawa…
– Miałeś rację – przerwałam mu, ponownie spuszczając wzrok. Po dłuższej chwili ciszy, spowodowanej pewnie jego szokiem, zbolałym tonem dodałam: – Miałeś rację… Co do domu, Andrew… To nie jest dobre dla Adama i dlatego zachorował… Ja też nie jestem dobra… W tym – wymownie wskazałam ręką na małego.
Chłopak usiadł na krześle, które kilka minut temu zajmowała mama. Chwycił moją drżącą dłoń, uniemożliwiając tym samym dalsze zapinanie świeżej pieluchy na Adamie.
Usiłowałam zabrać rękę, jednocześnie powstrzymując łzy. Kiedy myślałam o tym wszystkim w nocy, to wcale nie było aż takie okropne… Wypowiedzenie tego na głos to była inna sprawa…
– Amelio, spójrz na mnie… – poprosił cicho, a gdy nie posłuchałam, potrząsnął lekko moją ręką. – Spójrz na mnie – powtórzył. – To, jak jest w twoim domu, to nie twoja wina. To znaczy… Nie jesteś jedyną osobą, która na to pracuje, więc… Masz mamę, tak? Mieszka z tobą dorosła siostra i ten… Mężczyzna… – zaczął, gdy podniosłam na niego wzrok, a słowo „mężczyzna” jakby ciężko przeszło mu przez gardło. – To wszystko nie leży na twojej głowie. I nie powinno na niej być.
Słuchałam go w osłupieniu. Mówił dokładnie to samo, co ja przez ostatnie miesiące, z tą różnicą, że ubierał to w ładniejsze słowa i nie używał przy tym przekleństw.
Przemawiało to do mnie.
On do mnie przemawiał.
– Musisz wziąć się w garść, uspokoić… I zająć małym. I moją ciotką – dodał z uśmiechem. – Ona cię uwielbia!
– Jasne… – mruknęłam z przekąsem.
Że niby pani starsza mnie lubiła? Chyba mocno gnębić…
– Naprawdę! Powiedziała, że jeśli cię zwolnię, wyrzuci mnie z domu, więc… Lepiej nie odchodź z pracy, bo chcę skończyć studia – powiedział, puszczając do mnie oczko, po czym ponownie spoważniał. – Amelio… Nie jesteś złą matką. Spójrz tylko na Adama… To śliczny, słodki maluch. Potrzebuje cię, kocha cię. Uśmiecha się do ciebie… Nie uśmiechałby się, gdybyś była złą matką.
Adam wierzgał nóżkami. Naprawdę się uśmiechał. Momentami trudno było określić, czy patrzy za mnie, czy gdzieś w przestrzeń nade mną, ale Daniel miał rację. Uśmiechał się.
Pierwszy raz od jego narodzin patrzyłam na niego i nie czułam ani krzty obrzydzenia. Pierwszy raz przeszło mi przez myśl, że naprawdę jestem jego matką, że jestem mu potrzebna. Że być może mnie kocha… Że może ja, w głębi duszy, też go kocham.

9 komentarzy:

  1. Jaki piękny rozdział! Mało się nie popłakałam, tak pięknie go napisałaś. To chyba najlepsza z Twoich historii. Cieszę się, że Amelia zaczyna rozumieć swoją sytuację i w końcu poczuła się matką. Mam nadzieję, że teraz dobrze będzie traktowała Adama i ułoży sobie życie jak trzeba. Szkoda mi tej dziewczyny, jeszcze pewnie nie raz odczuje skutki "ludzkiej życzliwości", a los jest jej wystarczająco nie na rękę. Ciekawe jak dalej poprowadzisz tę fabułę. Już czekam na następny rozdział i pozdrawiam bardzo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to smutny rozdzial, moze bardziej taki melancholijny. Ale to wszystko przez te refleksje glownej bohaterki i rozmowa z matka, ktora w ogole sie nie kleila. Dobrze, ze ten Daniel okazal sie takim wsparciem..on jest jak swiatelko w ciemnym pokoju, ktore daje nadzieje., ze cos sie zmieni na lepsze;) pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity rozdział, jestem pełna podziwu. Świetnie opisałaś na końcu te hmm.. "rozterki" Amelii, może po tej rozmowie coś się zmieni.
    Haha, pani starsza jednak jest najlepsza! Daniel także w tym rozdziale okazał się miły i rozsądny.
    Dziewczyna chyba tak naprawdę pierwszy raz odważyła się z kimś szczerze porozmawiać, ale widać, że wyszło jej to na dobre. Może będzie jakiś przełom?

    OdpowiedzUsuń
  4. Złą matką może nie jest tak do końca, ale dobrą też nie. Nie radzi sobie. Mam jednak nadzieję, że teraz będzie bardziej się starać. Cieszę się, że Adam czuje się lepiej. Liczę na to, że teraz Amelia go nie zaniedba. Może Daniel jej pomoże. Bo sama na pewno sobie nie poradzi. Na razie nie... Mam wrażenie, że nie dorosła do tego, żeby być matką, ale z czasem może nauczy się dobrze zajmować Adamem i nie wyrzucać takich przydatnych ulotek. Czemu wyrzuciła tą ulotkę? Adam w ogóle jej nie obchodził? A może łudziła się, że nic mu nie będzie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział. Jest taki przełomowy dla dalszego życia Amelii. Smutny i pełen nadziei jednocześnie :)
    To przykre, że dopiero obcy, chociaż z każdym rozdziałam coraz mniej, facet szczerze i ze zrozumieniem rozmawia z dziewczyną. To prawda, że ma matkę, siostrę i, hah, tego mężczyznę (jak ja nie lubię Andrew), a tak na prawdę została ze wszystkim sama. Daniel ma na nią bardzo dobry wpływ i, mimo że przecież nie ma takiego obowiązku, to będzie chciał dalej jej pomagać :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrabiam w końcu :)! W tym tygodniu powinnam skomentować 6 rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć :)
    Wracam i w końcu mogę przeczytać, co właśnie przed chwilą zrobiłam :)
    No nareszcie Amelia zaczyna rozumieć to kim jest dla Adama (wprost uwielbiam te imię *.*). Widać, że zaczyna widzieć swoje wcześniejsze błędy, za co ma u mnie ogromnego plusa. Zawsze irytowalo mnie jej podejście do własnego dziecka, więc jestem bardzo rada, że akcja przybrała inny obrót :D
    Daniel....szczerze powiem, że nie wiem co o nim powiedzieć. Dla mnie jest dziwny, choć wcale w ogóle ani trochę nie wiem dlaczego xd Niby chce pomóc i robi to, ale jest taki strasznie pobłażliwy jakby się litował? Tak chyba tak chciałam to nazwać xd
    Mam nadzieje, że bardziej wspomoże Amelie ;)
    Czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekaweeeeeeeeee*.*
    Muszę przeczytać poprzednie rozdziały:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hihihihi, nadrobiłam w końcu Twój blog.
    Jak na początku Amelia mnie drażniła swoim zachowaniem, wszystkim! Naprawdę strasznie jej nie lubiłam, to teraz trochę, ale powtarzam, trochę ją polubiłam. Daniel wydaje się opiekuńczy i troszczy się o nią. Myślę, że panna Brittany mogłaby zaproponować, by Amelia z Adamem wprowadzili się do niej. Amelia mogłaby zajmować się starszą panią i miałaby synka na oku.
    Andrew mnie również denerwuje i w ogóle, co za palant. Debil. No nie lubię. A jej siostra, mimo że wydawała się całkiem rozumna, to też głupia. Ech.
    Ogólnie podoba mi się i teraz będę już na bieżąco :).

    Pozdrawiam!
    bezimienne-dziecko.blogspot.com <-zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń

Pamiętaj, że komentarze pod notkami to nie miejsce na SPAM! Od tego jest SPAMownik, który znajdziesz w Menu ;)