EDIT 6.07.2014 : Kochani!
Chciałam Was poinformować o kilku zmianach!
1. Od 5.07.2014 nie istnieję już w blogosferze jako Hostessa - podpisuję się jako Chemical. Z tej "okazji" zmieniony został także mój avatar. Pamiętajcie! KOMENTUJĘ TYLKO JAKO ZALOGOWANA!
2. Z boku, tuż nad menu, na każdym z moich blogów zostały dodane ikonki do portali społecznościowych, czyli:
- ikonka do mojego bloggerskiego profilu FACEBOOK, na którym na bieżąco możecie znaleźć informacje o NOWYCH NOTKACH (w związku z tym, że nie informuję już w komentarzach, zapraszam do polubienia!).
- ikonka do poczty, na którą możecie w razie jakichkolwiek problemów pisać oraz
- ikonka do mojego konta w serwisie INSTAGRAM - zapraszam do obserwacji, jeśli ktoś miałby ochotę ;)
3. Pracuję nad znalezieniem jakiegoś dobrego sposobu na NEWSLETTER do bloga, który byłby alternatywą do informowania o nowych notkach (niestety, nie bardzo mam czas rozsyłać powiadomienia w komentarzach) - jeśli ktoś miałby jakiś sprawdzony, chętnie przyjmę propozycje.
„Świat to skomplikowane miejsce o trudnych regułach, gdzie każdy gra taką rolę, jaką wyznaczył mu los. I nie zawsze można wybierać.”
Arturo
Pérez-Reverte
– Dziękuję, że
zadzwoniłaś.
Carla
odetchnęła z ulgą, wpakowawszy na wpół przytomnego Daniela do łóżka.
Zwykle
zamknięte na klucz drzwi od jego sypialni, teraz stały przede mną otworem.
Zatrzymałam się na korytarzu, nie mając odwagi przekroczyć progu.
Ukradkiem
zajrzałam do środka, gdy latynoska ściągała chłopakowi buty.
Ściany miały
piękny odcień ciemnego beżu, w oknach wisiały piękne, śnieżnobiałe firany i
brązowe zasłony. Wypełniona ubraniami mahoniowa szafa była otwarta na oścież,
przed nią leżało kilka koszulek i para spodni. Na szafce nocnej, tuż obok
lampki leżała przewrócona ramka na zdjęcia, po podłodze walało się rozbite
szkło. Stojący nieopodal kieliszek do wina był w połowie pusty – wyglądało na
to, że Daniel już przed imprezą postanowił wypić. Dodatkowo w oczy rzuciło mi
się kilka pustych pudeł, zupełnie, jakby coś zostało dopiero rozpakowane lub
wręcz przeciwnie – jakby coś miało zostać do nich schowane.
Krótko mówiąc,
w środku panował totalny bałagan. Podejrzewałam, że nie zawsze tak tam
wyglądało. Daniel należał do osób, które lubiły porządek. Był stylowym facetem,
nigdy nie założyłby wygniecionej koszuli, nie wyszedłby z domu w takiej
fryzurze, jaką miał dziś. Coś było nie tak… Bardzo nie tak.
Carla wyszła z
pokoju, zamykając za sobą drzwi.
– Będzie żył –
uśmiechnęła się, chociaż na jej twarzy widziałam zmęczenie.
Wstała w środku
nocy, zbudzona telefonem od spanikowanej, w sumie obcej sobie dziewczyny, która
nie wiedziała co począć z pijanym szefem.
– Raczej jutro
będzie umierał… – westchnęłam. – Chyba powinnam iść.
Carla pokiwała
głową. Chyba stwierdziła, że na nią też już czas, bo chwyciła stojącą na
podłodze torebkę i zarzuciła na ramię.
Byłam zmęczona.
Powoli zeszłam na parter, starając się, by odgłos kroków po drewnianych
schodach nie był zbyt głośny. Nie chciałam obudzić starszej pani – raczej nie
byłaby zadowolona z tego, co zaszło w klubie.
– Mówił coś? –
spytała Carla, gdy tylko wyszłyśmy na dwór.
Pokręciłam
głową, obserwując jak przekręca klucz w zamku. Kiedy zajechałyśmy pod dom
Fosterów, wyciągnęła z torebki własny komplet kluczy. Zdziwiło mnie, że je
posiada. Daniel nigdy nie wspomniał, że ktoś jeszcze może dostać się do domu…
Wolałabym o tym wiedzieć, gdy zostaję sama z jego ciotką.
– Jutro i tak
będę musiała tu wpaść… Może uda mi się coś z niego wyciągnąć. Jak go znam,
nigdy nie widziałam go w takim stanie – powiedziała, uśmiechając się lekko.
– Jak się
poznaliście? – spytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Naprawdę mnie
to ciekawiło. Wyglądało na to, że dobrze się znali, a nawet ufali sobie, skoro
posiadała klucze to domu.
Moje pytanie
jej nie zdziwiło. Ruszyła powoli w stronę stojącego na podjeździe czerwonego
auta.
– Znamy się od
dziecka. Poniekąd wychowywaliśmy się razem – Jej twarz rozpromieniła się, jakby
na samą myśl o tym, co było kiedyś. – Nasi ojcowie prowadzili razem prywatną
klinikę. Moja matka zmarła, kiedy byłam mała, więc tata często podrzucał mnie
do domu Fosterów. Oczywiście nie tego… – Przy ostatnim zdaniu obejrzała się na
ceglaną posiadłość. – Spędzaliśmy razem dużo czasu. Daniel traktował mnie jak
młodszą siostrę – zaśmiała się.
Pokiwałam
głową. To było całkiem podobne do Daniela, który nawet dla mnie był bardzo
życzliwy od samego początku naszej znajomości.
– Podwieźć cię?
– spytała, gdy lampy samochodu rozświetliły się na pomarańczowo, informując o
otwarciu.
– Jasne.
Carla była
miła, a ja miałam spory kawałek do domu. Było ciemno, zimno… Mój ostatni powrót
do domu w podobnych warunkach nie skończył się zbyt dobrze.
Wsiadłam do
środka, licząc, że dziewczyna będzie kontynuowała temat. Kiedy odpaliła silnik
i wycofała na ulicę, zaczęłam tracić nadzieję.
Daniel nie był
osobą, która opowiedziałaby mi o takich rzeczach, a mnie zżerała ciekawość.
Musiałam coś jeszcze wyciągnąć z Carli.
– A Dominique?
– spytałam nagle, zupełnie nie wiedząc dlaczego spytałam właśnie o nią.
Dla latynoski
to nie był problem. Odpowiedziała od razu, niemal z automatu.
– Poznali się w
liceum.
Obserwowałam ją
ukradkiem. Mina nieco jej zrzedła. Widziałam, że chciałaby coś jeszcze
powiedzieć na ten temat, ale usilnie stara się tego nie zrobić. W myślach
dopingowałam ją, by jednak nie dała rady dłużej tego w sobie dusić.
– Dominique
była wtedy inna – powiedziała w końcu, gdy stanęłyśmy na pierwszym
skrzyżowaniu. – Kiedyś była przyjaźniejsza, weselsza, zawsze uśmiechnięta.
Zmieniła się kiedy dostała pracę w modelingu. Czasem mówię sobie, że ją po
prostu przerasta takie życie, ale… Marzyła o tym od zawsze, a Daniel jest z
niej dumny.
– Na pewno –
westchnęłam ciężko.
Próbowałam
wyobrazić sobie Dominique jako roześmianą, przyjaźnie nastawioną do ludzi
nastolatkę, w której zakochał się Daniel. Taką, do której by pasował. Jakoś nie
potrafiłam. Wciąż przed oczami stawała mi pewna siebie, wredna, zmanierowana
panienka, której cały świat był potrzebny tylko po to, by spełniać jej
zachcianki.
Daniel pasował
do Carli. Ona była dobra, uśmiechnięta, kochana wręcz. On – dobrze ułożony, z
dobrym sercem, pomocny, współczujący… Tworzyliby piękną parę. Starsza pani też
byłaby zadowolona.
Carla zaczęła
opowiadać coś o tym, jak Dominique starała się o pracę w modelingu, jak Daniel
woził ją na wszystkie możliwe sesje i przesłuchania do reklam. Nie słuchałam.
Na pewno była to piękna opowieść o jego poświęceniu i dobrym sercu, jej szansie
i spełnianiu marzeń. Od takich bajek robiło mi się niedobrze.
– Daniel mówił,
że lubisz tańczyć – usłyszałam nagle.
Zakrztusiłam
się własną śliną, ledwie udało mi się uniknąć napadu kaszlu. Byłam w szoku, że
Daniel w ogóle o tym pamiętał, a co dopiero komuś wspomniał.
Skinęłam głową,
starając się wyluzować.
Nie
potrafiłam zrozumieć, dlaczego to pamiętał! Moja rodzona matka nie pamiętała o
takich rzeczach!
W
pokoju Jessici zwykle unosiła się nieprzyjemna mieszanka perfum, papierosów i odświeżacza
powietrza. Tym razem do gamy zapachowej dołączył jeszcze smród przypalanych na
lokówce włosów, które moja koleżanka z niewiadomego powodu traktowała gorącem
ze starego urządzenia swojej mamy.
Siedziałam
na łóżku, obskubując paznokcie z odpryskującego taniego lakieru. Odchodził
równymi płatami, więc odniosłam wrażenie, że nie będę potrzebowała zmywacza. W
pokoju panował ogólny bałagan, więc nie zawracałam sobie głowy przytrzymywaniem
śmieci na ręce. Wszystko spadało na podłogę.
–
Gdzie wczoraj zniknęłaś? – spytała nagle, przeglądając się w lusterku, by
sprawdzić czy loki układają się dobrze.
–
Musiałam wyjść.
–
Gdzie?
Podniosłam
wzrok znad dłoni. Jessica już nie patrzyła na swoje odbicie – teraz jej wzrok
spoczywał na mnie. Oczekiwała odpowiedzi. Nie zamierzała odpuścić.
–
Nie muszę ci się tłumaczyć – rzuciłam, wzruszając ramionami i wracając do
paznokci.
–
Powinnaś.
Prychnęłam,
ponownie podnosząc wzrok. Czerwone usta Jess były mocno ściągnięte, a na twarzy
malowało się ogólnie niezadowolenie.
Chciało
mi się śmiać. Naprawdę.
–
Nie czuję, żebym powinna – parsknęłam.
–
A powinnaś! – Jessica podniosła się z krzesła.
–
Z jakiej racji!? – warknęłam, również wstając.
Czułam,
że zaczynam robić się czerwona ze złości. Co to w ogóle miało znaczyć!? Jessica
wcześniej nigdy nie robiła czegoś takiego! Znałyśmy się ładnych parę lat. Co
jej odbiło?
Usiadłam,
próbując ochłonąć. Wyciągnęłam z torebki papierosy i natychmiast zapaliłam
jednego. Przez myśl mi przeszło, że może zbliża jej się okres. Może coś mnie
wczoraj ominęło i miała mi to za złe. A może po prostu miała gorszy dzień. Na
pewno zaraz się uspokoi. Zawsze tak było, gdy się kłóciłyśmy.
Jess
miała jednak inne zdanie na ten temat.
–
No słucham! – wykrzyknęła, odkładając z hukiem lokówkę.
–
Daj spokój… – mruknęłam, zaciągając się dymem.
–
A co!? Czujesz się lepsza, bo bujasz się z prawnikiem!?
Nie
wytrzymałam. Rzuciłam papierosa na ziemię, przydeptując go i natychmiast wstając.
–
Z nikim się nie bujam! A nawet jeśli, to nie twój zasrany interes! – warknęłam,
chwytając torebkę. – Lepiej pilnuj swojego napaleńca! A może już nie dałaś rady
i poszedł w tany, co? – wycedziłam.
Nim
Jessica zdążyła zareagować, wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Resztę
niedzieli spędziłam z Adamem. Obserwując jak mały wkłada do buzi grzechotkę,
zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zaczął się zmieniać. Wcześniej nie bawił
się grzechotkami (a szczerze mówiąc sama nie wiedziałam skąd ma właśnie tę
konkretną zabawkę), a już na pewno nie wkładał do buzi niczego, prócz własnych
pięści. Nie był aż tak ruchliwy, gdy leżał na łóżku – teraz powoli zaczynałam
odnosić wrażenie, że zaraz sturla się na ziemię. Mama by mnie zabiła, gdyby to
się stało….
–
Chyba rośniesz, co… – westchnęłam.
Ku
mojemu zdziwieniu, Adam wyciągnął z buzi grzechotkę i obrócił główkę w moją
stronę. A potem zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam…
Zaśmiał
się.
Jego
twarzyczka rozpromieniła się, oczy zaświeciły. Mały pisnął, ukazując gołe
dziąsła.
Nigdy
tego nie robił. Uśmiechał się, ale nie śmiał się głośno i tak wyraźnie.
Wcześniej były to tylko lekkie grymasy na twarzyczce, zwykle nawet nie do mnie.
Mimowolnie
też się uśmiechnęłam. To było nawet słodkie. W jakimś stopniu…
Chwyciłam
telefon, żeby sprawdzić godzinę. W oczy rzuciła mi się wyświetlona na ekranie
data…
Adam
miał jutro skończyć cztery miesiące. Dokładnie cztery miesiące temu, prawie o
tej samej godzinie co teraz, trafiłam do szpitala ze skurczami. Urodziłam
niedługo po północy.
Odłożyłam
telefon, znów spoglądając na małego. Cztery miesiące wyciągnięto go ze mnie, a
następnie lekko wytarto i chciano podać mi na ręce. Byłam zmęczona, obolała.
Brzydziłam się nim, bo przypominał mi gwałt… Nie chciałam go dotknąć.
Lekarze
mówili, że to był szok poporodowy. Tłumaczyli mamie i Biance, że występuje
często, zwłaszcza u młodych matek. Mówili, że szybko przejdzie i przepisali mi
leki. Każdy mi to wybaczył, każdy mnie rozumiał. Nikt jednak nie znał prawdy…
W
prawdę nikt by mi nie uwierzył.
Uszykowałam
się do pracy, byłam już gotowa do wyjścia, gdy Bianca z wielkim oburzeniem
oznajmiła mi, że nikt nie zostanie z małym.
–
Mówiłam ci wczoraj! Nie słuchałaś!? – warknęła, zatrzymując mnie, gdy mimo jej
słów chciałam opuścić mieszkanie.
Nie
słuchałam. Cały wieczór po głowie chodził mi poród. Dostawałam dreszczy na samą
myśl o tym okropnym bólu i upokorzeniu. Było mi niedobrze na samo wspomnienie…
Zdecydowanie nie miałam ochoty słuchać jej użalania się przy kolacji – jakby
miała gorsze życie ode mnie…
–
Muszę jechać do Andrew! Obiecałam mu to! Mama jest w pracy! – krzyknęła z
wyrzutem, chwytając mnie za ramię.
–
Jasne! A co ja niby mam zrobić? – warknęłam, wyrywając się z jej uścisku. – Też
muszę iść do pracy! Sami tego chcieliście!
Bianca
westchnęła ciężko. Obejrzała się na drzwi od mojego pokoju, w którym Adam
jeszcze spał. W końcu wzruszyła ramionami.
–
Mogłaś mnie słuchać. Teraz martw się sama, ja mam za chwilę autobus –
oznajmiła.
Wyszła
z domu jeszcze nim dotarło do mnie co się stało.
Co
miałam zrobić!?
Wiedziałam,
że jeśli jeszcze raz wykręcę się małym, Daniel mnie zwolni. Nie mogłam poprosić
o pomoc Jessici – po pierwsze dlatego, że się pokłóciłyśmy… A po drugie
dlatego, że prędzej by go zabiła niż się nim zajęła. Nieumyślnie, oczywiście…
Była jednak ostatnią osobą, której powierzyłabym dziecko.
Zrezygnowana
zatrzasnęłam drzwi od domu, co natychmiast obudziło Adama. Nie przemyślałam
tego… Nie dość, że zostałam na lodzie, to jeszcze z zanoszącym się płaczem
niemowlakiem.
Weszłam
do pokoju i wzięłam Adama na ręce, próbując go uspokoić. W tym samym czasie
wyszukałam w telefonie numer do Fostera. Nie miałam wyboru – musiałam do niego
zadzwonić. Przynajmniej tym razem nie kłamałam.
Telefon
był wyłączony, odzywała się poczta głosowa. Przytulając i próbując uciszyć
Adama, wcisnęłam mu smoczek do buzi.
Dlaczego
Foster miał wyłączony telefon!?
Nie
przychodziło mi do głowy żadne rozwiązanie… Gdy tylko mały przestał zanosić się
płaczem, zmieniłam mu pieluchę. Ubrałam go w pierwsze z brzegu granatowe
spodnie i koszulkę z motywem ulubionej drużyny Andrew, którą Bianca kupiła mu
całkiem niedawno. Założyłam mu czapeczkę i zabrawszy torbę z pieluchami,
wyszłam z domu.
To
było jedyne co mogłam zrobić w tej chwili. Jedyne racjonalne rozwiązanie na
jakie wpadłam.
–
Przynajmniej pamiętałam o czapce – mruknęłam do małego, wsiadając do autobusu.
Zawsze
przyjeżdżałam do Fosterów około siódmej. Teraz była już ósma. Na podjeździe nie
było samochodu Daniela, ale drzwi od domu były otwarte.
–
No nareszcie jesteś… – usłyszałam od salonu, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
Panna
Brittany powoli wyszła na korytarz. Na mój widok stanęła jak wryta, otwierając
usta ze zdziwienia. Pewnie nie spodziewała się zobaczyć mnie w swoim domu ze
śpiącym niemowlakiem na rękach.
–
Nie miałam co z nim zrobić, przepraszam! – jęknęłam szybko. – Daniel nie
odbiera, a naprawdę nie miałam go z kim zostawić…
Starsza
pani zmarszczyła czoło i ściągnęła usta. Wydawało mi się, że zaraz wyrzuci mnie
z hukiem z domu. W końcu jednak przechyliła głowę, uważnie przypatrując się
małemu, który przez sen ciągnął smoczek. Następnie spojrzała na mnie.
–
To jest ten chłopiec, który był chory? – spytała, a gdy pokiwałam głową,
westchnęła. – Idź go, na litość boską, połóż spać. I zaparz herbatę.
Odetchnęłam
z ulgą. Nie chciałam wracać znów do domu – skoro już przyjechałam, wolałam
zostać na miejscu. Podróż z małym na rękach, z torbą na ramieniu i torebką nie
była zbytnim udogodnieniem.
Dopiero
po chwili przypomniało mi się, że przecież posiadam nosidełko. Nie musiałam się
aż tak męczyć… Cholera!
–
No chyba nie zaniesiesz go na górę! – wykrzyknęła panna Brittany, gdy
skierowałam się w stronę schodów. – I gdzie go położysz!? Pomyśl, dziewczyno!
Starsza
pani wskazała mi salon. Szybko weszłam do środka i ułożyłam małego w poprzek na
kanapie. Przykryłam go narzutą, która zawsze okrywała stary, piękny mebel.
Ogrodziłam Adama poduszkami, żeby nie zsunął się na ziemię i natychmiast
pognałam do kuchni.
Zabrałam
się za parzenie herbaty, którą tak uwielbiała panna Foster. Modliłam się, żeby
Daniel po powrocie do domu przyjął zaistniałą sytuację na spokojnie. W końcu
nie zrobiłam niczego złego!
–
Więc co się stało, że musiałaś go tu przynieść? – spytała panna Brittany, gdy
postawiłam tacę z dzbanuszkiem, filiżanką i ciastkami na stoliku obok jej
ulubionego fotela.
Pokrótce
wyjaśniłam jej co się stało rano, oczywiście pomijając część, w której wyszłoby
na jaw, że nie słuchałam co mówiła do mnie Bianca. Nie chciałam wyjść na nieodpowiedzialną
ignorantkę. Przecież to wszystko nie była moja wina!
Na
koniec mruknęłam coś, że boję się reakcji Daniela. Oczywiście kilka razy
powtórzyłam, że dzwoniłam do niego i miał wyłączony telefon. Liczyłam na to, że
starsza pani wstawi się za mną kiedy przyjdzie burza.
–
Och, Danielem bym się nie przejmowała… – westchnęła ciężko, machnąwszy ręką. –
Wczoraj wyszedł z domu i od tego czasu ma wyłączony telefon. Nikt nie wie gdzie
jest.
–
Ale… Jak to!?
Zamrugałam
szybko, próbując przetrawić co starsza pani powiedziała. Daniel nie wrócił do
domu, nikt nie wiedział gdzie jest… Nie znałam go zbyt dobrze, ale to nie było
do niego podobne!
Starsza
pani nalała sobie herbaty do filiżanki. Jej twarz pozostawała niezmieniona. Nie
wyglądała na przejętą tym faktem.
–
Nie martwi się pani? – spytałam podejrzliwie.
–
Och, martwię się, moja droga. Ale co ja mogę… Jest dorosły – powiedziała.
Mogłabym przysiąc, że przez jej twarz przemknął ból i lekkie rozczarowanie. –
Do rodziców nie pojechał, to jest pewne. Raczej chętnie tam nie jeździ… Carla
zapewnia, że nic mu nie będzie. Na pewno wie co z nim się dzieje, ale wiesz… Te
tajemnice młodych… – Teatralnie wywróciła oczami.
Zrobiło
mi się jej żal. Martwiła się o Daniela. Był jedyną osobą, która się nią
zajmowała, a teraz zniknął bez słowa. Na pewno było jej też przykro.
Starsza pani chorowała na raka i już kilka razy widziałam ją, gdy czuła
się gorzej. Nie miała wtedy siły wstawać z łóżka, czegokolwiek przy sobie
zrobić. Daniel wtedy nie szedł na uczelnię, zostawał przy niej, zajmował się
nią… A co jeśli Daniel szybko nie wróci? Kto się nią wtedy zajmie?
Dominique miła, wesoła? Ahahaahhaa, też mi jest trudno to sobie wyobrazić. No, ale skoro rzeczywiście taka była, to szkoda, że się zmieniła. Daniel pewnie wolałby dawną Dominique.Ech... ale gdzie on się podziewa? Tak po prostu wyszedł i nie wrócił? Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, a sprawa jego zniknięcia szybko się wyjaśni. Trochę to nieodpowiedzialne z jego strony. Przecież musiał wiedzieć, że staruszka będzie się o niego martwić. Powinien ją poinformować. :/ Ech, a myślałam, że on jest z tych odpowiedzialnych. Masakra... wziąć dziecko do pracy. Poduszki to raczej nie jest dobra ochrona, ale może jednak nie spadnie. Oby. :) No cóż, innego wyjścia nie miała. Szkoda, że nie słuchała Bianki. Będzie miała nauczkę na przyszłość.
OdpowiedzUsuń