środa, 2 lipca 2014

Rozdział 12


EDIT 6.07.2014 : Kochani! 
Chciałam Was poinformować o kilku zmianach! 

1. Od 5.07.2014 nie istnieję już w blogosferze jako Hostessa - podpisuję się jako Chemical. Z tej "okazji" zmieniony został także mój avatar. Pamiętajcie! KOMENTUJĘ TYLKO JAKO ZALOGOWANA! 
2. Z boku, tuż nad menu, na każdym z moich blogów zostały dodane ikonki do portali społecznościowych, czyli:
- ikonka do mojego bloggerskiego profilu FACEBOOK, na którym na bieżąco możecie znaleźć informacje o NOWYCH NOTKACH (w związku z tym, że nie informuję już w komentarzach, zapraszam do polubienia!). 
- ikonka do poczty, na którą możecie w razie jakichkolwiek problemów pisać oraz
- ikonka do mojego konta w serwisie INSTAGRAM - zapraszam do obserwacji, jeśli ktoś miałby ochotę ;) 
3. Pracuję nad znalezieniem jakiegoś dobrego sposobu na NEWSLETTER do bloga, który byłby alternatywą do informowania o nowych notkach (niestety, nie bardzo mam czas rozsyłać powiadomienia w komentarzach) - jeśli ktoś miałby jakiś sprawdzony, chętnie przyjmę propozycje. 



„Świat to skomplikowane miejsce o trudnych regułach, gdzie każdy gra taką rolę, jaką wyznaczył mu los. I nie zawsze można wybierać.”
Arturo Pérez-Reverte

– Dziękuję, że zadzwoniłaś.
Carla odetchnęła z ulgą, wpakowawszy na wpół przytomnego Daniela do łóżka.
Zwykle zamknięte na klucz drzwi od jego sypialni, teraz stały przede mną otworem. Zatrzymałam się na korytarzu, nie mając odwagi przekroczyć progu.
Ukradkiem zajrzałam do środka, gdy latynoska ściągała chłopakowi buty.
Ściany miały piękny odcień ciemnego beżu, w oknach wisiały piękne, śnieżnobiałe firany i brązowe zasłony. Wypełniona ubraniami mahoniowa szafa była otwarta na oścież, przed nią leżało kilka koszulek i para spodni. Na szafce nocnej, tuż obok lampki leżała przewrócona ramka na zdjęcia, po podłodze walało się rozbite szkło. Stojący nieopodal kieliszek do wina był w połowie pusty – wyglądało na to, że Daniel już przed imprezą postanowił wypić. Dodatkowo w oczy rzuciło mi się kilka pustych pudeł, zupełnie, jakby coś zostało dopiero rozpakowane lub wręcz przeciwnie – jakby coś miało zostać do nich schowane.
Krótko mówiąc, w środku panował totalny bałagan. Podejrzewałam, że nie zawsze tak tam wyglądało. Daniel należał do osób, które lubiły porządek. Był stylowym facetem, nigdy nie założyłby wygniecionej koszuli, nie wyszedłby z domu w takiej fryzurze, jaką miał dziś. Coś było nie tak… Bardzo nie tak.
Carla wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
– Będzie żył – uśmiechnęła się, chociaż na jej twarzy widziałam zmęczenie.
Wstała w środku nocy, zbudzona telefonem od spanikowanej, w sumie obcej sobie dziewczyny, która nie wiedziała co począć z pijanym szefem.
– Raczej jutro będzie umierał… – westchnęłam. – Chyba powinnam iść.
Carla pokiwała głową. Chyba stwierdziła, że na nią też już czas, bo chwyciła stojącą na podłodze torebkę i zarzuciła na ramię.
Byłam zmęczona. Powoli zeszłam na parter, starając się, by odgłos kroków po drewnianych schodach nie był zbyt głośny. Nie chciałam obudzić starszej pani – raczej nie byłaby zadowolona z tego, co zaszło w klubie.
– Mówił coś? – spytała Carla, gdy tylko wyszłyśmy na dwór.
Pokręciłam głową, obserwując jak przekręca klucz w zamku. Kiedy zajechałyśmy pod dom Fosterów, wyciągnęła z torebki własny komplet kluczy. Zdziwiło mnie, że je posiada. Daniel nigdy nie wspomniał, że ktoś jeszcze może dostać się do domu… Wolałabym o tym wiedzieć, gdy zostaję sama z jego ciotką.
– Jutro i tak będę musiała tu wpaść… Może uda mi się coś z niego wyciągnąć. Jak go znam, nigdy nie widziałam go w takim stanie – powiedziała, uśmiechając się lekko.
– Jak się poznaliście? – spytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
Naprawdę mnie to ciekawiło. Wyglądało na to, że dobrze się znali, a nawet ufali sobie, skoro posiadała klucze to domu.
Moje pytanie jej nie zdziwiło. Ruszyła powoli w stronę stojącego na podjeździe czerwonego auta.
– Znamy się od dziecka. Poniekąd wychowywaliśmy się razem – Jej twarz rozpromieniła się, jakby na samą myśl o tym, co było kiedyś. – Nasi ojcowie prowadzili razem prywatną klinikę. Moja matka zmarła, kiedy byłam mała, więc tata często podrzucał mnie do domu Fosterów. Oczywiście nie tego… – Przy ostatnim zdaniu obejrzała się na ceglaną posiadłość. – Spędzaliśmy razem dużo czasu. Daniel traktował mnie jak młodszą siostrę – zaśmiała się.
Pokiwałam głową. To było całkiem podobne do Daniela, który nawet dla mnie był bardzo życzliwy od samego początku naszej znajomości.
– Podwieźć cię? – spytała, gdy lampy samochodu rozświetliły się na pomarańczowo, informując o otwarciu.
– Jasne.
Carla była miła, a ja miałam spory kawałek do domu. Było ciemno, zimno… Mój ostatni powrót do domu w podobnych warunkach nie skończył się zbyt dobrze.
Wsiadłam do środka, licząc, że dziewczyna będzie kontynuowała temat. Kiedy odpaliła silnik i wycofała na ulicę, zaczęłam tracić nadzieję.
Daniel nie był osobą, która opowiedziałaby mi o takich rzeczach, a mnie zżerała ciekawość. Musiałam coś jeszcze wyciągnąć z Carli.
– A Dominique? – spytałam nagle, zupełnie nie wiedząc dlaczego spytałam właśnie o nią.
Dla latynoski to nie był problem. Odpowiedziała od razu, niemal z automatu.
– Poznali się w liceum.
Obserwowałam ją ukradkiem. Mina nieco jej zrzedła. Widziałam, że chciałaby coś jeszcze powiedzieć na ten temat, ale usilnie stara się tego nie zrobić. W myślach dopingowałam ją, by jednak nie dała rady dłużej tego w sobie dusić.
– Dominique była wtedy inna – powiedziała w końcu, gdy stanęłyśmy na pierwszym skrzyżowaniu. – Kiedyś była przyjaźniejsza, weselsza, zawsze uśmiechnięta. Zmieniła się kiedy dostała pracę w modelingu. Czasem mówię sobie, że ją po prostu przerasta takie życie, ale… Marzyła o tym od zawsze, a Daniel jest z niej dumny.
– Na pewno – westchnęłam ciężko.
Próbowałam wyobrazić sobie Dominique jako roześmianą, przyjaźnie nastawioną do ludzi nastolatkę, w której zakochał się Daniel. Taką, do której by pasował. Jakoś nie potrafiłam. Wciąż przed oczami stawała mi pewna siebie, wredna, zmanierowana panienka, której cały świat był potrzebny tylko po to, by spełniać jej zachcianki.
Daniel pasował do Carli. Ona była dobra, uśmiechnięta, kochana wręcz. On – dobrze ułożony, z dobrym sercem, pomocny, współczujący… Tworzyliby piękną parę. Starsza pani też byłaby zadowolona.
Carla zaczęła opowiadać coś o tym, jak Dominique starała się o pracę w modelingu, jak Daniel woził ją na wszystkie możliwe sesje i przesłuchania do reklam. Nie słuchałam. Na pewno była to piękna opowieść o jego poświęceniu i dobrym sercu, jej szansie i spełnianiu marzeń. Od takich bajek robiło mi się niedobrze.
– Daniel mówił, że lubisz tańczyć – usłyszałam nagle.
Zakrztusiłam się własną śliną, ledwie udało mi się uniknąć napadu kaszlu. Byłam w szoku, że Daniel w ogóle o tym pamiętał, a co dopiero komuś wspomniał.
Skinęłam głową, starając się wyluzować.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to pamiętał! Moja rodzona matka nie pamiętała o takich rzeczach!

W pokoju Jessici zwykle unosiła się nieprzyjemna mieszanka perfum, papierosów i odświeżacza powietrza. Tym razem do gamy zapachowej dołączył jeszcze smród przypalanych na lokówce włosów, które moja koleżanka z niewiadomego powodu traktowała gorącem ze starego urządzenia swojej mamy.
Siedziałam na łóżku, obskubując paznokcie z odpryskującego taniego lakieru. Odchodził równymi płatami, więc odniosłam wrażenie, że nie będę potrzebowała zmywacza. W pokoju panował ogólny bałagan, więc nie zawracałam sobie głowy przytrzymywaniem śmieci na ręce. Wszystko spadało na podłogę.
– Gdzie wczoraj zniknęłaś? – spytała nagle, przeglądając się w lusterku, by sprawdzić czy loki układają się dobrze.
– Musiałam wyjść.
– Gdzie?
Podniosłam wzrok znad dłoni. Jessica już nie patrzyła na swoje odbicie – teraz jej wzrok spoczywał na mnie. Oczekiwała odpowiedzi. Nie zamierzała odpuścić.
– Nie muszę ci się tłumaczyć – rzuciłam, wzruszając ramionami i wracając do paznokci.
– Powinnaś.
Prychnęłam, ponownie podnosząc wzrok. Czerwone usta Jess były mocno ściągnięte, a na twarzy malowało się ogólnie niezadowolenie.
Chciało mi się śmiać. Naprawdę.
– Nie czuję, żebym powinna – parsknęłam.
– A powinnaś! – Jessica podniosła się z krzesła.
– Z jakiej racji!? – warknęłam, również wstając.
Czułam, że zaczynam robić się czerwona ze złości. Co to w ogóle miało znaczyć!? Jessica wcześniej nigdy nie robiła czegoś takiego! Znałyśmy się ładnych parę lat. Co jej odbiło?
Usiadłam, próbując ochłonąć. Wyciągnęłam z torebki papierosy i natychmiast zapaliłam jednego. Przez myśl mi przeszło, że może zbliża jej się okres. Może coś mnie wczoraj ominęło i miała mi to za złe. A może po prostu miała gorszy dzień. Na pewno zaraz się uspokoi. Zawsze tak było, gdy się kłóciłyśmy.
Jess miała jednak inne zdanie na ten temat.
– No słucham! – wykrzyknęła, odkładając z hukiem lokówkę.
– Daj spokój… – mruknęłam, zaciągając się dymem.
– A co!? Czujesz się lepsza, bo bujasz się z prawnikiem!?
Nie wytrzymałam. Rzuciłam papierosa na ziemię, przydeptując go i natychmiast wstając.
– Z nikim się nie bujam! A nawet jeśli, to nie twój zasrany interes! – warknęłam, chwytając torebkę. – Lepiej pilnuj swojego napaleńca! A może już nie dałaś rady i poszedł w tany, co? – wycedziłam.
Nim Jessica zdążyła zareagować, wyszłam z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

Resztę niedzieli spędziłam z Adamem. Obserwując jak mały wkłada do buzi grzechotkę, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo zaczął się zmieniać. Wcześniej nie bawił się grzechotkami (a szczerze mówiąc sama nie wiedziałam skąd ma właśnie tę konkretną zabawkę), a już na pewno nie wkładał do buzi niczego, prócz własnych pięści. Nie był aż tak ruchliwy, gdy leżał na łóżku – teraz powoli zaczynałam odnosić wrażenie, że zaraz sturla się na ziemię. Mama by mnie zabiła, gdyby to się stało….
– Chyba rośniesz, co… – westchnęłam.
Ku mojemu zdziwieniu, Adam wyciągnął z buzi grzechotkę i obrócił główkę w moją stronę. A potem zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam…
Zaśmiał się.
Jego twarzyczka rozpromieniła się, oczy zaświeciły. Mały pisnął, ukazując gołe dziąsła.
Nigdy tego nie robił. Uśmiechał się, ale nie śmiał się głośno i tak wyraźnie. Wcześniej były to tylko lekkie grymasy na twarzyczce, zwykle nawet nie do mnie.
Mimowolnie też się uśmiechnęłam. To było nawet słodkie. W jakimś stopniu…
Chwyciłam telefon, żeby sprawdzić godzinę. W oczy rzuciła mi się wyświetlona na ekranie data…
Adam miał jutro skończyć cztery miesiące. Dokładnie cztery miesiące temu, prawie o tej samej godzinie co teraz, trafiłam do szpitala ze skurczami. Urodziłam niedługo po północy.
Odłożyłam telefon, znów spoglądając na małego. Cztery miesiące wyciągnięto go ze mnie, a następnie lekko wytarto i chciano podać mi na ręce. Byłam zmęczona, obolała. Brzydziłam się nim, bo przypominał mi gwałt… Nie chciałam go dotknąć.
Lekarze mówili, że to był szok poporodowy. Tłumaczyli mamie i Biance, że występuje często, zwłaszcza u młodych matek. Mówili, że szybko przejdzie i przepisali mi leki. Każdy mi to wybaczył, każdy mnie rozumiał. Nikt jednak nie znał prawdy…
W prawdę nikt by mi nie uwierzył.

Uszykowałam się do pracy, byłam już gotowa do wyjścia, gdy Bianca z wielkim oburzeniem oznajmiła mi, że nikt nie zostanie z małym.
– Mówiłam ci wczoraj! Nie słuchałaś!? – warknęła, zatrzymując mnie, gdy mimo jej słów chciałam opuścić mieszkanie.
Nie słuchałam. Cały wieczór po głowie chodził mi poród. Dostawałam dreszczy na samą myśl o tym okropnym bólu i upokorzeniu. Było mi niedobrze na samo wspomnienie… Zdecydowanie nie miałam ochoty słuchać jej użalania się przy kolacji – jakby miała gorsze życie ode mnie…
– Muszę jechać do Andrew! Obiecałam mu to! Mama jest w pracy! – krzyknęła z wyrzutem, chwytając mnie za ramię.
– Jasne! A co ja niby mam zrobić? – warknęłam, wyrywając się z jej uścisku. – Też muszę iść do pracy! Sami tego chcieliście!
Bianca westchnęła ciężko. Obejrzała się na drzwi od mojego pokoju, w którym Adam jeszcze spał. W końcu wzruszyła ramionami.
– Mogłaś mnie słuchać. Teraz martw się sama, ja mam za chwilę autobus – oznajmiła.
Wyszła z domu jeszcze nim dotarło do mnie co się stało.
Co miałam zrobić!?
Wiedziałam, że jeśli jeszcze raz wykręcę się małym, Daniel mnie zwolni. Nie mogłam poprosić o pomoc Jessici – po pierwsze dlatego, że się pokłóciłyśmy… A po drugie dlatego, że prędzej by go zabiła niż się nim zajęła. Nieumyślnie, oczywiście… Była jednak ostatnią osobą, której powierzyłabym dziecko.
Zrezygnowana zatrzasnęłam drzwi od domu, co natychmiast obudziło Adama. Nie przemyślałam tego… Nie dość, że zostałam na lodzie, to jeszcze z zanoszącym się płaczem niemowlakiem.
Weszłam do pokoju i wzięłam Adama na ręce, próbując go uspokoić. W tym samym czasie wyszukałam w telefonie numer do Fostera. Nie miałam wyboru – musiałam do niego zadzwonić. Przynajmniej tym razem nie kłamałam.
Telefon był wyłączony, odzywała się poczta głosowa. Przytulając i próbując uciszyć Adama, wcisnęłam mu smoczek do buzi.
Dlaczego Foster miał wyłączony telefon!?
Nie przychodziło mi do głowy żadne rozwiązanie… Gdy tylko mały przestał zanosić się płaczem, zmieniłam mu pieluchę. Ubrałam go w pierwsze z brzegu granatowe spodnie i koszulkę z motywem ulubionej drużyny Andrew, którą Bianca kupiła mu całkiem niedawno. Założyłam mu czapeczkę i zabrawszy torbę z pieluchami, wyszłam z domu.
To było jedyne co mogłam zrobić w tej chwili. Jedyne racjonalne rozwiązanie na jakie wpadłam.
– Przynajmniej pamiętałam o czapce – mruknęłam do małego, wsiadając do autobusu.
Zawsze przyjeżdżałam do Fosterów około siódmej. Teraz była już ósma. Na podjeździe nie było samochodu Daniela, ale drzwi od domu były otwarte.
– No nareszcie jesteś… – usłyszałam od salonu, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
Panna Brittany powoli wyszła na korytarz. Na mój widok stanęła jak wryta, otwierając usta ze zdziwienia. Pewnie nie spodziewała się zobaczyć mnie w swoim domu ze śpiącym niemowlakiem na rękach.
– Nie miałam co z nim zrobić, przepraszam! – jęknęłam szybko. – Daniel nie odbiera, a naprawdę nie miałam go z kim zostawić…
Starsza pani zmarszczyła czoło i ściągnęła usta. Wydawało mi się, że zaraz wyrzuci mnie z hukiem z domu. W końcu jednak przechyliła głowę, uważnie przypatrując się małemu, który przez sen ciągnął smoczek. Następnie spojrzała na mnie.
– To jest ten chłopiec, który był chory? – spytała, a gdy pokiwałam głową, westchnęła. – Idź go, na litość boską, połóż spać. I zaparz herbatę.
Odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam wracać znów do domu – skoro już przyjechałam, wolałam zostać na miejscu. Podróż z małym na rękach, z torbą na ramieniu i torebką nie była zbytnim udogodnieniem.
Dopiero po chwili przypomniało mi się, że przecież posiadam nosidełko. Nie musiałam się aż tak męczyć… Cholera!
– No chyba nie zaniesiesz go na górę! – wykrzyknęła panna Brittany, gdy skierowałam się w stronę schodów. – I gdzie go położysz!? Pomyśl, dziewczyno!
Starsza pani wskazała mi salon. Szybko weszłam do środka i ułożyłam małego w poprzek na kanapie. Przykryłam go narzutą, która zawsze okrywała stary, piękny mebel. Ogrodziłam Adama poduszkami, żeby nie zsunął się na ziemię i natychmiast pognałam do kuchni.
Zabrałam się za parzenie herbaty, którą tak uwielbiała panna Foster. Modliłam się, żeby Daniel po powrocie do domu przyjął zaistniałą sytuację na spokojnie. W końcu nie zrobiłam niczego złego!
– Więc co się stało, że musiałaś go tu przynieść? – spytała panna Brittany, gdy postawiłam tacę z dzbanuszkiem, filiżanką i ciastkami na stoliku obok jej ulubionego fotela.
Pokrótce wyjaśniłam jej co się stało rano, oczywiście pomijając część, w której wyszłoby na jaw, że nie słuchałam co mówiła do mnie Bianca. Nie chciałam wyjść na nieodpowiedzialną ignorantkę. Przecież to wszystko nie była moja wina!
Na koniec mruknęłam coś, że boję się reakcji Daniela. Oczywiście kilka razy powtórzyłam, że dzwoniłam do niego i miał wyłączony telefon. Liczyłam na to, że starsza pani wstawi się za mną kiedy przyjdzie burza.
– Och, Danielem bym się nie przejmowała… – westchnęła ciężko, machnąwszy ręką. – Wczoraj wyszedł z domu i od tego czasu ma wyłączony telefon. Nikt nie wie gdzie jest.
– Ale… Jak to!?
Zamrugałam szybko, próbując przetrawić co starsza pani powiedziała. Daniel nie wrócił do domu, nikt nie wiedział gdzie jest… Nie znałam go zbyt dobrze, ale to nie było do niego podobne!
Starsza pani nalała sobie herbaty do filiżanki. Jej twarz pozostawała niezmieniona. Nie wyglądała na przejętą tym faktem.
– Nie martwi się pani? – spytałam podejrzliwie.
– Och, martwię się, moja droga. Ale co ja mogę… Jest dorosły – powiedziała. Mogłabym przysiąc, że przez jej twarz przemknął ból i lekkie rozczarowanie. – Do rodziców nie pojechał, to jest pewne. Raczej chętnie tam nie jeździ… Carla zapewnia, że nic mu nie będzie. Na pewno wie co z nim się dzieje, ale wiesz… Te tajemnice młodych… – Teatralnie wywróciła oczami.
Zrobiło mi się jej żal. Martwiła się o Daniela. Był jedyną osobą, która się nią zajmowała, a teraz zniknął bez słowa. Na pewno było jej też przykro.
Starsza pani chorowała na raka i już kilka razy widziałam ją, gdy czuła się gorzej. Nie miała wtedy siły wstawać z łóżka, czegokolwiek przy sobie zrobić. Daniel wtedy nie szedł na uczelnię, zostawał przy niej, zajmował się nią… A co jeśli Daniel szybko nie wróci? Kto się nią wtedy zajmie?

1 komentarz:

  1. Dominique miła, wesoła? Ahahaahhaa, też mi jest trudno to sobie wyobrazić. No, ale skoro rzeczywiście taka była, to szkoda, że się zmieniła. Daniel pewnie wolałby dawną Dominique.Ech... ale gdzie on się podziewa? Tak po prostu wyszedł i nie wrócił? Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, a sprawa jego zniknięcia szybko się wyjaśni. Trochę to nieodpowiedzialne z jego strony. Przecież musiał wiedzieć, że staruszka będzie się o niego martwić. Powinien ją poinformować. :/ Ech, a myślałam, że on jest z tych odpowiedzialnych. Masakra... wziąć dziecko do pracy. Poduszki to raczej nie jest dobra ochrona, ale może jednak nie spadnie. Oby. :) No cóż, innego wyjścia nie miała. Szkoda, że nie słuchała Bianki. Będzie miała nauczkę na przyszłość.

    OdpowiedzUsuń

Pamiętaj, że komentarze pod notkami to nie miejsce na SPAM! Od tego jest SPAMownik, który znajdziesz w Menu ;)