Naprawdę baaaaaardzo Was przepraszam za to, że ostatnio nie czytam żadnych rozdziałów! Informujcie mnie wciąż, obiecuję, że nadrobię jak tylko znajdę czas! ;)
„Prawdziwa siła człowieka tkwi nie w
uniesieniach, lecz w niewzruszonym spokoju.”
Lew
Tołstoj
– Za głośno
mieszasz herbatę, moja droga.
Zastygłam w
bezruchu, a brzdęk obijanej się o wnętrze szklanki łyżeczki ucichł. Podniosłam
wzrok na siedzącego w fotelu pana Daniela, który, wciąż pogrążony w lekturze
jakiejś wyjątkowo grubej książki, zdawał się nie zwracać uwagi na to, co dzieje
się w salonie.
Pierwszy dzień był
sprawdzianem. Miałam grzecznie wysłuchać poleceń, zaleceń, zasad, nakazów i
zakazów, a potem stosować się do nich, by starsza pani mogła powiedzieć panu
Fosterowi czy się nadaję. Szło mi całkiem nieźle, naprawdę tak uważam. Po
prostu ta bledziutka kobitka zaczęła czepiać się wszystkiego i o wszystko!
Wzięłam głęboki
oddech, starając się uspokoić. Odłożyłam łyżeczkę na podstawek porcelanowej
filiżanki z kwiatowym wzorem i wymusiłam uśmiech.
Pani starsza
podniosła filiżankę i przytknęła do ust. Kątem oka zauważyłam, że pan Daniel
podniósł wzrok znad książki.
– Zimna, za
słodka.
Poczułam, jak
się we mnie gotuje. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę, zacznę krzyczeć i
przeklinać. Jak można być tak marudnym!?
Chyba wolałabym
zmieniać pieluchy jakiemuś warzywu niż wysłuchiwać tej wstrętnej, starej
wiedźmy.
– Ciociu, chyba
trochę przesadzasz – mruknął chłopak, opuszczając wzrok. – Amelia się stara.
Prawda, Amelio?
– Już nie… –
mruknęłam do siebie.
Pani Brittany,
siedząca naprzeciw mnie, nie usłyszała, co powiedziałam. Po cichu odstawiła
filiżankę i powoli odwróciła głowę, krzywiąc się przy tym, jakby każdy ruch
sprawiał jej ból. Pan Daniel z kolei odłożył książkę na drewniany, rzeźbiony
stoliczek i podniósł się z ciężkim westchnięciem.
– Amelio,
proszę na słowo.
Jęknęłam,
zamykając oczy. Podnosząc się z kanapy zastanawiałam się tylko, czy zapłacą mi
za te kilka godzin męczarni. Powinni – nie gotowałam zupy jarzynowej i nie
parzyłam herbatki dla przyjemności.
Trochę szkoda
mi było stracić tę pracę jeszcze zanim ją tak naprawdę zaczęłam. Z porannej
rozmowy z panem Fosterem wynikało, że będzie mi nieźle płacił. Sam w sumie nie
wymagał ode mnie wiele, ale wszystko zależało od zachcianek babki.
Weszłam do
kuchni. Oddychałam głęboko, starając się uspokoić i wyciszyć, ale jednocześnie
w głowie układałam wiązankę, jaką miałam zamiar sprezentować Jessice za to, że
mnie wciągnęła w tą paranoję.
– Nie daj sobie
wejść na głowę.
Zszokowana aż
otworzyłam usta. Nie miałam pojęcia, co się właściwie stało. Miał mnie wywalić,
pożegnać się!
Stał przy
kuchennej wysepce, opierając się o wyczyszczoną na wysoki połysk kuchenkę
indukcyjną. Wciąż z obojętnym wyrazem twarzy, z nieco smutnym spojrzeniem
chwycił ścierkę i przetarł blat, na którym wcześniej rozlałam wodę. Nie był
zły, a przynajmniej nie wyglądał, jakby miał mnie wyrzucić z hukiem.
Zamknęłam usta,
ale nie oderwałam od niego wzroku.
– Musisz
pokazać cioci Brittany, że masz swoje zdanie i nie dasz sobą pomiatać. Inaczej
nie będzie cię szanować i zrobi ci tu piekło – dodał przyciszonym głosem.
– To starsza
pani w ogóle kogoś szanuje? – wypaliłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. –
Przepraszam – dodałam szybko.
– Panna –
mruknął, nie zwracając uwagi na moje ostatnie słowo, a gdy posłałam mu
zdziwione spojrzenie, westchnął. – Ciocia jest panną. Lubi, gdy ludzie się tak
do niej zwracają – wyjaśnił. – W kredensie w salonie jest dzbanuszek z
podgrzewaczem. W nim możesz zaparzyć cioci większą ilość herbaty. Earl Grey,
trzy torebki do dzbanka, dwie i pół łyżeczki cukru.
– Ee… Mam robić
notatki? – spytałam, zamrugawszy gwałtownie.
– Możesz –
powiedział.
Usiadłam na
kuchennym krześle, chwytając leżący na blacie notes i długopis. Pan Foster
zaczął mówić o wszystkich przyzwyczajeniach jego ciotki, o tym co i o której
powinnam jej podać na podwieczorek, o której kładzie się na drzemkę, jakie jada
drugie śniadanie. Słuchałam go uważnie, ale żadne z jego słów nie znalazło dla
siebie miejsca w mojej głowie. Wpatrywałam się w to, jak porusza ustami,
wsłuchiwałam w ten spokojny, przyciszony ton i byłam pełna podziwu. Wydawał się
najspokojniejszą osobą, jaką w życiu spotkałam. Znosił to wszystko, o czym
mówił, spełniał te wszystkie zachcianki panny Brittany… Nawet ja zdawałam się
nie działać mu na nerwy.
Skąd się biorą
tacy ludzie!?
Ja nie
wytrzymałabym jednej doby w takim nastawieniu do świata, jakie on miał. Po
prostu nie.
– Amelio?
Zamrugałam
gwałtownie, ocknąwszy się z zamyślenia. Odruchowo spojrzałam na notes, w którym
na białej kartce widniało tylko słowo „spokój”. Szybko zamalowałam je
bezkształtnymi bazgrołami, czując, że się rumienię. Po co w ogóle brałam do
ręki długopis!? Przecież wiedziałam, że nic nie zanotuję!
– Przepraszam…
– mruknęłam, wyrywając porysowaną kartkę.
– Nie szkodzi,
wydrukuję ci to i powieszę na lodówce – rzucił bez emocji, po czym wyszedł z
kuchni.
Powrót do domu
okazał się cięższy, niż sądziłam. Cieszyłam się, wychodząc z posiadłości panny
Brittany, ale już w autobusie dopadła mnie myśl, że w domu przecież nie czeka
na mnie nic lepszego. Wciąż płaczący Adam, wrzeszczący Andrew, przytakująca mu
Bianca… Mama pewnie kolejny dzień z rzędu została na nadgodzinach w jednej z
trzech kawiarni, w których pracowała na czarno, by związać koniec z końcem.
Przejeżdżając
koło swojego starego liceum pomyślałam, że mogłabym nie wrócić na noc.
Wyciągnęłabym Jessicę do jakiegoś klubu albo została na noc u niej. Może
opowiedziałabym jej o swoim pierwszym dniu u Fosterów, może po kilku głębszych
wysłuchałaby mnie i nawet zrozumiała. Natychmiast jednak przypomniałam sobie,
że jest środek tygodnia – Jess wciąż chodziła do liceum. Jej mama prędzej
wydłubałaby mi oczy, niż pozwoliła wyciągnąć Jessicę na popijawę.
Tak jak się
spodziewałam, w domu znów był ogromny hałas. Krzyk Adama, odór brudnych pieluch
i rozgłoszony telewizor zniechęciły mnie do wejścia. Tuż przy frontowych
drzwiach stał wielki worek z odpadami, prawdopodobnie czekający na wyniesienie
właśnie przeze mnie. Nie zauważyłam butów mamy, ale prawie przewróciłam się o
czarne adidasy Andrew. Ostatecznie postanowiłam przemknąć niezauważona do
pokoju, zaszyć się pod kołdrą ze słuchawkami w uszach.
Zanim jednak
wskoczyłam do łóżka wydobyłam spod mocno sfatygowanego materaca małe pudełeczko
z tabletkami na uspokojenie, które lekarz przepisał mi po porodzie. Dawały
niezłego kopa, zwłaszcza łykane po kilka sztuk…
Starsza pani
siedziała w swoim fotelu. Na stoliku obok znajdował się dzbanuszek z herbatą,
czysta filiżanka, pudełko z higienicznymi chusteczkami i talerzyk z maślanymi
ciastkami. Nic nie stało tak, jak to zostawiłam – wszystko zostało przesunięte,
obrócone, wyrównane. Jak od linijki. Nawet polarowy koc, który leżał na
kolanach panny Brittany nie był luźno położony, lecz równo złożony.
Wszystko było
idealnie prosto.
Panna Brittany
całe przedpołudnie czytała książkę. Grube romansidło w twardej oprawie, którego
wytarte rogi sprawiały, że odnosiłam wrażenie, iż czytane było bardzo często.
– Chcesz też
poczytać? – spytała kobieta, gdy usiadłam na kanapie zaraz po tym, jak posprzątałam
po obiedzie.
W życiu nie
przeczytałam ani jednej książki, nie licząc ilustrowanego „Króla Lwa” i
„Pięknej i Bestii”. Ale to było gdy miałam dziewięć lat i każdy to znał, a my
nie mieliśmy w domu odtwarzacza VHS. Chcąc, nie chcąc, musiałam to przeczytać.
Następną
książką, jaką chwyciłam do ręki było „Romeo i Julia”. Wówczas miałam piętnaście
lat i byłam pod wrażeniem tego, w jaki sposób polonistka opowiadała o tej
historii. Zapowiadało się na naprawdę piękną historię o miłości na dobre i na
złe… Po lekcjach zajrzałam nawet do biblioteki i wypożyczyłam jakieś stare
wydanie. Niestety, w domu zapomniałam wyciągnąć książki z torby i następnego
dnia wypadła mi na korytarzu przy kolegach z klasy. To było tak śmieszne, że
odechciało mi się czytać.
Chyba nawet nie
oddałam jej z powrotem do biblioteki…
Pokręciłam
głową, a panna Brittany lekko wzruszyła ramionami i wróciła do powieści.
Drzwi frontowe
otworzyły się, a na korytarzu rozległy się kroki. Natychmiast spojrzałam na
tarczę wielkiego, stojącego zegara – na pana Daniela było znacznie za wcześnie.
Panna Brittany
zamknęła książkę, wsadzając palec między strony, które właśnie czytała. Posłała
mi wyczekujące spojrzenie, więc podniosłam się z kanapy, ale nie zdążyłam
zrobić kroku, bo do salonu wszedł ubrany w garnitur pan Foster.
– Przyjechałem
się przebrać – oświadczył spokojnie.
Podszedł do
fotela ciotki i pochylił się, by czule ucałować ją w policzek na powitanie,
podczas gdy ja lustrowałam go uważnie spojrzeniem.
W moim świecie
mężczyźni nie nosili garniturów, nie szanowali starszych, a już na pewno nie
okazywali im czułości. Musiałam przyznać, że takie zachowanie było naprawdę
imponujące, a pan Foster prezentował się w garniturze nienagannie. Idealnie.
Jak wszystko w
świecie panny Foster.
– Skończyłem na
dziś zajęcia. Podrzucę Dominique na zdjęcia i szybko wrócę – powiedział do
ciotki, po czym opuścił salon, nawet nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem.
Panna Brittany
odczekała, aż kroki wnuka jej siostry ucichną na piętrze, po czym szybko
podniosła się z fotela i podeszła do okna.
– Znów ta
wywłoka… – wysyczała do siebie, wypatrując czegoś na ulicy. – Nie wiem, co
Daniel w niej widzi… No chodź tu! – ze zniecierpliwieniem machnęła na mnie
ręką, a ja natychmiast zbliżyłam się o kilka kroków.
Na podjeździe
stał czarny, wyjątkowo zadbany volkswagen, o którego opierała się wysoka,
szczupła blondynka o jasnej karnacji. Już z daleka widać było, że nie szczędzi
sobie makijażu, a pieniądze, które zostawiała u fryzjera, kosmetyczki i w
butikach musiały sumować się w kolosalne liczby. Jednego nie można było jej
odmówić…
– Jest ładna –
rzuciłam cicho.
– Jest pusta –
prychnęła ciotka Brittany.
Lekko
wzruszyłam ramionami. Może i była, może nie. Szczerze mówiąc, nie obchodziło
mnie to. Dopóki nie wchodziła mi w drogę mogła sobie być jakakolwiek chciała…
– Serio,
ciociu?
Podskoczyłam,
odwracając się w stronę wejścia do salonu. Pan Foster przyglądał się nam z
dezaprobatą, ale mogłam przysiąc, że przez jego oblicze przemknął cień
rozbawienia.
– Nie musisz oglądać Dominique przez okno. Mogę zaprosić ją do środka –
powiedział spokojnie, a gdy panna Brittany skrzywiła się pokręcił głową z
niedowierzaniem i wrócił na korytarz. – I nie myśl, że cię nie widać przez te
firany! – krzyknął na pożegnanie, a potem usłyszałyśmy już tylko trzaśnięcie
drzwiami.
Mimo, iż panna Brittany ma swoje chimery, to myślę, że zna się na ludziach :D rozbawiła ta sytuacja pod koniec, kiedy obserwowały Daniela i jego dziewczynę. ;) Myślę, że przy niej można nauczyć się czegoś więcej, niż tylko parzenia kawy. Swoją drogą, trzeba mieć dużo cierpliwości do takiej kobiety.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Bardzo dobry rozdział, który naprawdę mnie zaciekawił...
OdpowiedzUsuńCo tak nienaganna, inteligentna osoba jak pan Foster może widzieć, jak to ujęła panna Foster pustej dziewczynie?
Bardzo intryguje mnie postać Daniela. Zawsze spokojny, opanowany, mądry, dobrze ubrany... I tak się zastanawiam co w nim może wiedzieC taka dziewczna jak Dominique.
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie pomyślałam, że panna Foster ma taki ciężki charakter. Byłam pewna, że jest osobą, która wszystkim chce dogodzić, a nie się jeszcze czepia. No cóż, pozory mylą. Daniel jest taki spokojny i opanowany. Ja na jego miejscu już dawno bym dostała cholery z taką dziewczyną. No ale, widać olimpijski spokój.
Ta sytuacja na koniec mnie rozbawiła. Czyżby starsza pani zaczęła bawić się w Sherlocka Holmesa? :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam :)
Powodzenia na egzaminach ^^
Oj, już widać, że nie będzie łatwo. Na jej miejscu nie wytrzymałabym gderania tej staruszki. Jak można ciągle się o coś czepiać? Heh, nie zdziwię się, gdy dziewczyna w końcu wybuchnie. Chociaż, skoro dostała instrukcje, to może jakoś sobie poradzi i nie będzie tak źle. Mam nadzieję, że ta pani będzie dla niej chociaż trochę milsza.
OdpowiedzUsuńNa początku panna Brittany mnie irytowała, nic jej nie pasowało, więc nie dziwię się reakcjom dziewczyny.
OdpowiedzUsuńPan Foster jest strasznie spokojnym człowiekiem, wręcz przerażająco spokojnym o.O
Haha, po końcówce rozdziału stwierdzam, że z panny Brittany jest naprawdę równa kobieta. Szczera i zna się na ludziach. Coś czuję, że obie z dziewczyna jeszcze się polubią : D
Hahaha, spodobał mi się ten rozdział. Ta panna Brittany jest chyba bardzo męcząca. Ale coś czuję, że zmieni naszą główną bohaterkę na lepsze. Coś mało się dzieje, jednak dzięki tej starszej panny jest ciekawiej i zabawnie. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie. :*
[otchlan-czasu]
Panna Brittany jest niesamowita i sama nie wiem, czy piszę to jako komplement, czy odwrotnie :D Myślałam, że to będzie spokojna, miła, starsza pani, a tu mamy do czynienia z niezwykle charyzmatyczną osóbką, lubiącą dominować i stawiać na swoim. Myślę, że Amelia sporo się przy niej namęczy. Tylko czekam aż straci cierpliwość i powie staruszce parę słów prawdy, a wiem, że jest do tego zdolna. Zaskoczyło mnie, że Daniel wciąż wierzy w dziewczynę, tak, jak bohaterka byłam pewna, że ją zwolni. Zamiast tego dał jej parę wskazówek, szkoda tylko, że Amelia nie słuchała. Odnośnie dziewczyny Daniela się nie wypowiem, bo niewiele jeszcze o niej wiadomo. Ciotka twierdzi, że jest pusta. Ciekawe czy to prawda, czy może po prostu jest uprzedzona i zazdrosna o chłopaka, który i tak ma mało czasu dla niej?
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i pozdrawiam :)