piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 3

Przez sesję nie mam totalnie na nic czasu... Egzamin za egzaminem, mnóstwo nauki, zero przyjemności... Z okazji zdanego dziś egzaminu z matematyki postanowiłam zrobić sobie jednak chwilę przerwy ;) I jest nowy rozdział.
Naprawdę baaaaaardzo Was przepraszam za to, że ostatnio nie czytam żadnych rozdziałów! Informujcie mnie wciąż, obiecuję, że nadrobię jak tylko znajdę czas! ;)


Prawdziwa siła człowieka tkwi nie w uniesieniach, lecz w niewzruszonym spokoju.”
Lew Tołstoj
– Za głośno mieszasz herbatę, moja droga.
Zastygłam w bezruchu, a brzdęk obijanej się o wnętrze szklanki łyżeczki ucichł. Podniosłam wzrok na siedzącego w fotelu pana Daniela, który, wciąż pogrążony w lekturze jakiejś wyjątkowo grubej książki, zdawał się nie zwracać uwagi na to, co dzieje się w salonie.
Pierwszy dzień był sprawdzianem. Miałam grzecznie wysłuchać poleceń, zaleceń, zasad, nakazów i zakazów, a potem stosować się do nich, by starsza pani mogła powiedzieć panu Fosterowi czy się nadaję. Szło mi całkiem nieźle, naprawdę tak uważam. Po prostu ta bledziutka kobitka zaczęła czepiać się wszystkiego i o wszystko!
Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić. Odłożyłam łyżeczkę na podstawek porcelanowej filiżanki z kwiatowym wzorem i wymusiłam uśmiech.
Pani starsza podniosła filiżankę i przytknęła do ust. Kątem oka zauważyłam, że pan Daniel podniósł wzrok znad książki.
– Zimna, za słodka.
Poczułam, jak się we mnie gotuje. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę, zacznę krzyczeć i przeklinać. Jak można być tak marudnym!?
Chyba wolałabym zmieniać pieluchy jakiemuś warzywu niż wysłuchiwać tej wstrętnej, starej wiedźmy.
– Ciociu, chyba trochę przesadzasz – mruknął chłopak, opuszczając wzrok. – Amelia się stara. Prawda, Amelio?
– Już nie… – mruknęłam do siebie.
Pani Brittany, siedząca naprzeciw mnie, nie usłyszała, co powiedziałam. Po cichu odstawiła filiżankę i powoli odwróciła głowę, krzywiąc się przy tym, jakby każdy ruch sprawiał jej ból. Pan Daniel z kolei odłożył książkę na drewniany, rzeźbiony stoliczek i podniósł się z ciężkim westchnięciem.
– Amelio, proszę na słowo.
Jęknęłam, zamykając oczy. Podnosząc się z kanapy zastanawiałam się tylko, czy zapłacą mi za te kilka godzin męczarni. Powinni – nie gotowałam zupy jarzynowej i nie parzyłam herbatki dla przyjemności.
Trochę szkoda mi było stracić tę pracę jeszcze zanim ją tak naprawdę zaczęłam. Z porannej rozmowy z panem Fosterem wynikało, że będzie mi nieźle płacił. Sam w sumie nie wymagał ode mnie wiele, ale wszystko zależało od zachcianek babki.
Weszłam do kuchni. Oddychałam głęboko, starając się uspokoić i wyciszyć, ale jednocześnie w głowie układałam wiązankę, jaką miałam zamiar sprezentować Jessice za to, że mnie wciągnęła w tą paranoję.
– Nie daj sobie wejść na głowę.
Zszokowana aż otworzyłam usta. Nie miałam pojęcia, co się właściwie stało. Miał mnie wywalić, pożegnać się!
Stał przy kuchennej wysepce, opierając się o wyczyszczoną na wysoki połysk kuchenkę indukcyjną. Wciąż z obojętnym wyrazem twarzy, z nieco smutnym spojrzeniem chwycił ścierkę i przetarł blat, na którym wcześniej rozlałam wodę. Nie był zły, a przynajmniej nie wyglądał, jakby miał mnie wyrzucić z hukiem.
Zamknęłam usta, ale nie oderwałam od niego wzroku.
– Musisz pokazać cioci Brittany, że masz swoje zdanie i nie dasz sobą pomiatać. Inaczej nie będzie cię szanować i zrobi ci tu piekło – dodał przyciszonym głosem.
– To starsza pani w ogóle kogoś szanuje? – wypaliłam, nim zdążyłam ugryźć się w język. – Przepraszam – dodałam szybko.
– Panna – mruknął, nie zwracając uwagi na moje ostatnie słowo, a gdy posłałam mu zdziwione spojrzenie, westchnął. – Ciocia jest panną. Lubi, gdy ludzie się tak do niej zwracają – wyjaśnił. – W kredensie w salonie jest dzbanuszek z podgrzewaczem. W nim możesz zaparzyć cioci większą ilość herbaty. Earl Grey, trzy torebki do dzbanka, dwie i pół łyżeczki cukru.
– Ee… Mam robić notatki? – spytałam, zamrugawszy gwałtownie.
– Możesz – powiedział.
Usiadłam na kuchennym krześle, chwytając leżący na blacie notes i długopis. Pan Foster zaczął mówić o wszystkich przyzwyczajeniach jego ciotki, o tym co i o której powinnam jej podać na podwieczorek, o której kładzie się na drzemkę, jakie jada drugie śniadanie. Słuchałam go uważnie, ale żadne z jego słów nie znalazło dla siebie miejsca w mojej głowie. Wpatrywałam się w to, jak porusza ustami, wsłuchiwałam w ten spokojny, przyciszony ton i byłam pełna podziwu. Wydawał się najspokojniejszą osobą, jaką w życiu spotkałam. Znosił to wszystko, o czym mówił, spełniał te wszystkie zachcianki panny Brittany… Nawet ja zdawałam się nie działać mu na nerwy.
Skąd się biorą tacy ludzie!?
Ja nie wytrzymałabym jednej doby w takim nastawieniu do świata, jakie on miał. Po prostu nie.
– Amelio?
Zamrugałam gwałtownie, ocknąwszy się z zamyślenia. Odruchowo spojrzałam na notes, w którym na białej kartce widniało tylko słowo „spokój”. Szybko zamalowałam je bezkształtnymi bazgrołami, czując, że się rumienię. Po co w ogóle brałam do ręki długopis!? Przecież wiedziałam, że nic nie zanotuję!
– Przepraszam… – mruknęłam, wyrywając porysowaną kartkę.
– Nie szkodzi, wydrukuję ci to i powieszę na lodówce – rzucił bez emocji, po czym wyszedł z kuchni.

Powrót do domu okazał się cięższy, niż sądziłam. Cieszyłam się, wychodząc z posiadłości panny Brittany, ale już w autobusie dopadła mnie myśl, że w domu przecież nie czeka na mnie nic lepszego. Wciąż płaczący Adam, wrzeszczący Andrew, przytakująca mu Bianca… Mama pewnie kolejny dzień z rzędu została na nadgodzinach w jednej z trzech kawiarni, w których pracowała na czarno, by związać koniec z końcem.
Przejeżdżając koło swojego starego liceum pomyślałam, że mogłabym nie wrócić na noc. Wyciągnęłabym Jessicę do jakiegoś klubu albo została na noc u niej. Może opowiedziałabym jej o swoim pierwszym dniu u Fosterów, może po kilku głębszych wysłuchałaby mnie i nawet zrozumiała. Natychmiast jednak przypomniałam sobie, że jest środek tygodnia – Jess wciąż chodziła do liceum. Jej mama prędzej wydłubałaby mi oczy, niż pozwoliła wyciągnąć Jessicę na popijawę.
Tak jak się spodziewałam, w domu znów był ogromny hałas. Krzyk Adama, odór brudnych pieluch i rozgłoszony telewizor zniechęciły mnie do wejścia. Tuż przy frontowych drzwiach stał wielki worek z odpadami, prawdopodobnie czekający na wyniesienie właśnie przeze mnie. Nie zauważyłam butów mamy, ale prawie przewróciłam się o czarne adidasy Andrew. Ostatecznie postanowiłam przemknąć niezauważona do pokoju, zaszyć się pod kołdrą ze słuchawkami w uszach.
Zanim jednak wskoczyłam do łóżka wydobyłam spod mocno sfatygowanego materaca małe pudełeczko z tabletkami na uspokojenie, które lekarz przepisał mi po porodzie. Dawały niezłego kopa, zwłaszcza łykane po kilka sztuk…

Starsza pani siedziała w swoim fotelu. Na stoliku obok znajdował się dzbanuszek z herbatą, czysta filiżanka, pudełko z higienicznymi chusteczkami i talerzyk z maślanymi ciastkami. Nic nie stało tak, jak to zostawiłam – wszystko zostało przesunięte, obrócone, wyrównane. Jak od linijki. Nawet polarowy koc, który leżał na kolanach panny Brittany nie był luźno położony, lecz równo złożony.
Wszystko było idealnie prosto.
Panna Brittany całe przedpołudnie czytała książkę. Grube romansidło w twardej oprawie, którego wytarte rogi sprawiały, że odnosiłam wrażenie, iż czytane było bardzo często.
– Chcesz też poczytać? – spytała kobieta, gdy usiadłam na kanapie zaraz po tym, jak posprzątałam po obiedzie.
W życiu nie przeczytałam ani jednej książki, nie licząc ilustrowanego „Króla Lwa” i „Pięknej i Bestii”. Ale to było gdy miałam dziewięć lat i każdy to znał, a my nie mieliśmy w domu odtwarzacza VHS. Chcąc, nie chcąc, musiałam to przeczytać.
Następną książką, jaką chwyciłam do ręki było „Romeo i Julia”. Wówczas miałam piętnaście lat i byłam pod wrażeniem tego, w jaki sposób polonistka opowiadała o tej historii. Zapowiadało się na naprawdę piękną historię o miłości na dobre i na złe… Po lekcjach zajrzałam nawet do biblioteki i wypożyczyłam jakieś stare wydanie. Niestety, w domu zapomniałam wyciągnąć książki z torby i następnego dnia wypadła mi na korytarzu przy kolegach z klasy. To było tak śmieszne, że odechciało mi się czytać.
Chyba nawet nie oddałam jej z powrotem do biblioteki…
Pokręciłam głową, a panna Brittany lekko wzruszyła ramionami i wróciła do powieści.
Drzwi frontowe otworzyły się, a na korytarzu rozległy się kroki. Natychmiast spojrzałam na tarczę wielkiego, stojącego zegara – na pana Daniela było znacznie za wcześnie.
Panna Brittany zamknęła książkę, wsadzając palec między strony, które właśnie czytała. Posłała mi wyczekujące spojrzenie, więc podniosłam się z kanapy, ale nie zdążyłam zrobić kroku, bo do salonu wszedł ubrany w garnitur pan Foster.
– Przyjechałem się przebrać – oświadczył spokojnie.
Podszedł do fotela ciotki i pochylił się, by czule ucałować ją w policzek na powitanie, podczas gdy ja lustrowałam go uważnie spojrzeniem.
W moim świecie mężczyźni nie nosili garniturów, nie szanowali starszych, a już na pewno nie okazywali im czułości. Musiałam przyznać, że takie zachowanie było naprawdę imponujące, a pan Foster prezentował się w garniturze nienagannie. Idealnie.
Jak wszystko w świecie panny Foster.
– Skończyłem na dziś zajęcia. Podrzucę Dominique na zdjęcia i szybko wrócę – powiedział do ciotki, po czym opuścił salon, nawet nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem.
Panna Brittany odczekała, aż kroki wnuka jej siostry ucichną na piętrze, po czym szybko podniosła się z fotela i podeszła do okna.
– Znów ta wywłoka… – wysyczała do siebie, wypatrując czegoś na ulicy. – Nie wiem, co Daniel w niej widzi… No chodź tu! – ze zniecierpliwieniem machnęła na mnie ręką, a ja natychmiast zbliżyłam się o kilka kroków.
Na podjeździe stał czarny, wyjątkowo zadbany volkswagen, o którego opierała się wysoka, szczupła blondynka o jasnej karnacji. Już z daleka widać było, że nie szczędzi sobie makijażu, a pieniądze, które zostawiała u fryzjera, kosmetyczki i w butikach musiały sumować się w kolosalne liczby. Jednego nie można było jej odmówić…
– Jest ładna – rzuciłam cicho.
– Jest pusta – prychnęła ciotka Brittany.
Lekko wzruszyłam ramionami. Może i była, może nie. Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. Dopóki nie wchodziła mi w drogę mogła sobie być jakakolwiek chciała…
– Serio, ciociu?
Podskoczyłam, odwracając się w stronę wejścia do salonu. Pan Foster przyglądał się nam z dezaprobatą, ale mogłam przysiąc, że przez jego oblicze przemknął cień rozbawienia.
– Nie musisz oglądać Dominique przez okno. Mogę zaprosić ją do środka – powiedział spokojnie, a gdy panna Brittany skrzywiła się pokręcił głową z niedowierzaniem i wrócił na korytarz. – I nie myśl, że cię nie widać przez te firany! – krzyknął na pożegnanie, a potem usłyszałyśmy już tylko trzaśnięcie drzwiami.

7 komentarzy:

  1. Mimo, iż panna Brittany ma swoje chimery, to myślę, że zna się na ludziach :D rozbawiła ta sytuacja pod koniec, kiedy obserwowały Daniela i jego dziewczynę. ;) Myślę, że przy niej można nauczyć się czegoś więcej, niż tylko parzenia kawy. Swoją drogą, trzeba mieć dużo cierpliwości do takiej kobiety.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry rozdział, który naprawdę mnie zaciekawił...
    Co tak nienaganna, inteligentna osoba jak pan Foster może widzieć, jak to ujęła panna Foster pustej dziewczynie?
    Bardzo intryguje mnie postać Daniela. Zawsze spokojny, opanowany, mądry, dobrze ubrany... I tak się zastanawiam co w nim może wiedzieC taka dziewczna jak Dominique.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :)
    Nie pomyślałam, że panna Foster ma taki ciężki charakter. Byłam pewna, że jest osobą, która wszystkim chce dogodzić, a nie się jeszcze czepia. No cóż, pozory mylą. Daniel jest taki spokojny i opanowany. Ja na jego miejscu już dawno bym dostała cholery z taką dziewczyną. No ale, widać olimpijski spokój.
    Ta sytuacja na koniec mnie rozbawiła. Czyżby starsza pani zaczęła bawić się w Sherlocka Holmesa? :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam :)
    Powodzenia na egzaminach ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, już widać, że nie będzie łatwo. Na jej miejscu nie wytrzymałabym gderania tej staruszki. Jak można ciągle się o coś czepiać? Heh, nie zdziwię się, gdy dziewczyna w końcu wybuchnie. Chociaż, skoro dostała instrukcje, to może jakoś sobie poradzi i nie będzie tak źle. Mam nadzieję, że ta pani będzie dla niej chociaż trochę milsza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku panna Brittany mnie irytowała, nic jej nie pasowało, więc nie dziwię się reakcjom dziewczyny.
    Pan Foster jest strasznie spokojnym człowiekiem, wręcz przerażająco spokojnym o.O
    Haha, po końcówce rozdziału stwierdzam, że z panny Brittany jest naprawdę równa kobieta. Szczera i zna się na ludziach. Coś czuję, że obie z dziewczyna jeszcze się polubią : D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha, spodobał mi się ten rozdział. Ta panna Brittany jest chyba bardzo męcząca. Ale coś czuję, że zmieni naszą główną bohaterkę na lepsze. Coś mało się dzieje, jednak dzięki tej starszej panny jest ciekawiej i zabawnie. :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie. :*
    [otchlan-czasu]

    OdpowiedzUsuń
  7. Panna Brittany jest niesamowita i sama nie wiem, czy piszę to jako komplement, czy odwrotnie :D Myślałam, że to będzie spokojna, miła, starsza pani, a tu mamy do czynienia z niezwykle charyzmatyczną osóbką, lubiącą dominować i stawiać na swoim. Myślę, że Amelia sporo się przy niej namęczy. Tylko czekam aż straci cierpliwość i powie staruszce parę słów prawdy, a wiem, że jest do tego zdolna. Zaskoczyło mnie, że Daniel wciąż wierzy w dziewczynę, tak, jak bohaterka byłam pewna, że ją zwolni. Zamiast tego dał jej parę wskazówek, szkoda tylko, że Amelia nie słuchała. Odnośnie dziewczyny Daniela się nie wypowiem, bo niewiele jeszcze o niej wiadomo. Ciotka twierdzi, że jest pusta. Ciekawe czy to prawda, czy może po prostu jest uprzedzona i zazdrosna o chłopaka, który i tak ma mało czasu dla niej?
    Czekam na więcej i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Pamiętaj, że komentarze pod notkami to nie miejsce na SPAM! Od tego jest SPAMownik, który znajdziesz w Menu ;)