„Piękno jest tym, co czujesz wewnątrz i co
odbija się w twoich oczach.”
Sophia
Loren
Nie wiem o czym
tak naprawdę myślałam, gdy po chwili, zupełnie niespodziewanie, odpowiedziałam,
że chętnie z nim pójdę.
Nie wiem tym
bardziej, co pomyślał Daniel, kiedy padły te słowa. Wyglądał na zadowolonego…
Dopiero kiedy
oznajmił, że niestety musi już iść i zadzwoni pod wieczór, dotarło do mnie co
zrobiłam.
Chciałam z nim
iść. Podobał mi się, wciąż myślałam o tamtej nocy, gdy obronił mnie w klubie,
odprowadził do domu. Wciąż przypominałam sobie ten pocałunek. Chciałam, żeby
coś takiego się powtórzyło! Chciałam z nim wyjść, czułam się przy nim pewnie i
bezpiecznie. Był szarmancki, męski, pewny siebie. Był dla mnie miły. Mimo tego,
jak zachował się w ostatnim tygodniu, naprawdę bardzo tego wszystkiego chciałam.
I równie mocno
jak tego chciałam, wiedziałam, że to się nie uda.
On i Dominique
byli razem tyle lat! Pary jak ta się nie rozstają ot tak! A ja z pewnością
wyobrażałam sobie za dużo!
Bianca była
jedyną osobą w domu, której spodobał się ten pomysł. Ba! Była nim zachwycona!
Natychmiast zadzwoniła do swojego szefa i poprosiła o wolne na następny dzień,
żeby zająć się małym.
Chyba myślała,
że to oznacza wyjście za mąż za Daniela…
Tak.
Zdecydowanie wyglądała, jakby tak właśnie pomyślała.
– Uważam, że to
okropny pomysł – oświadczył zupełnie poważnie Andrew, spoglądając na nas z
dezaprobatą.
Siedział w
swoim ukochanym fotelu, przełączając kanały telewizyjne.
– Tacy faceci
nie interesują się dziewczynami jej pokroju. Zwłaszcza z bachorami. Koleś chce
sobie odbić problemy z dziewczyną. Nie mam zamiaru później wysłuchiwać płaczu w
tym domu.
W głębi duszy
wiedziałam, że ma rację.
Tacy faceci jak
Daniel nie interesowali się ćpunkami z dziećmi.
Wyszłam do
pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Cholera!
Bardziej bolało, jak powiedział to na głos!
Położyłam się
do łóżka, ignorując gaworzącego w łóżeczku Adama.
Nie wiem ile
dokładnie spałam, ale gdy obudził mnie dzwonek telefonu, było już ciemno.
Zerwałam się z łóżka, a moje spojrzenie padło na puste łóżeczko – Bianca
musiała zabrać Adama do siebie.
Chwyciłam
leżącą na ziemi komórkę i odebrałam, nawet nie spoglądając na to, czyj numer
się wyświetlił.
– Mam nadzieję, że cię nie obudziłem…
Gdy usłyszałam
w słuchawce głos Daniela, natychmiast spojrzałam na stojący na biurku
elektroniczny zegar. Wskazywał dwudziestą. Musiałam mieć bardzo zaspany głos,
gdy odebrałam.
– Nie –
powiedziałam szybko i lekko odchrząknęłam, starając się brzmieć bardziej
naturalnie.
– Jeśli chodzi o jutro…
– Zmieniłam
zdanie – rzuciłam szybko.
Tak.
Zdecydowanie łatwiej mi szło, kiedy nie myślałam zbyt długo nad tym, co
chciałam powiedzieć.
– Nie chcę z
tobą tam iść – wypaliłam nieco za głośno, cała zaczynając drżeć.
Daniel
odpowiedział mi pełną konsternacji ciszą. Wiedziałam, że się tego nie
spodziewał. Ja też nie. Cóż… Już zbyt wiele razy wyszłam przy nim na idiotkę,
żeby dać się wrobić w coś takiego.
– Nie będę
twoją odskocznią od Dominique – rzuciłam ze złością.
Usiadłam na
biurku, jednocześnie niechcący przewracając stare krzesło, które Andrew już
kilka razy sklejał. Huk rozniósł się po pokoju.
– Amelio, uspokój się – powiedział powoli,
ale w jego głosie dało się słyszeć totalne zdziwienie. – Musiałaś mnie źle zrozumieć…
– Naprawdę!?
Ciekawe co takiego miałeś na myśli!
Drzwi od pokoju
otworzyły się. Stojąca w nich Bianca zapaliła światło, posyłając mi zdziwione
spojrzenie. Po chwili obejrzała się do salonu, w którym Andrew wciąż siedział
przed telewizorem, a następnie weszła do mojego pokoju, po cichu zamykając za
sobą drzwi.
– Nie chcę, żebyś była odskocznią od
czegokolwiek – powiedział Daniel. Jego głos był spokojny i harmonijny. – Przykro mi, jeśli odniosłaś takie wrażenie.
Chciałem, żebyś mi towarzyszyła na urodzinach siostry i nie ma to nic wspólnego
z Dominique. Po prostu chciałem tam iść właśnie z tobą i wciąż mam zamiar
przyjechać po ciebie o czternastej.
Bianca
wpatrywała się we mnie wyczekująco.
Nie wiedziałam
co powiedzieć. Przed oczami miałam Daniela, który w szpitalu tak wspaniale
dodał mi otuchy… Daniela, który w ogóle zabrał mnie do szpitala i jakimś cudem
sprawił, że przyjęto małego na oddział.
Był dobrym
człowiekiem. Jak mogłam pomyśleć, że Andrew miał rację!?
– O
czternastej? – spytałam, zupełnie nie wiedząc jak zareagować.
Bianca
odetchnęła jakby z ulgą. Usiadła na łóżku, wciąż wpatrując się we mnie, jakby
nie mogła doczekać się aż skończę rozmawiać.
– Rodzice mieszkają na obrzeżach North Hampton
w Maine, to około godzina drogi. Nie zwykłem jadać z nimi obiadów, więc jeśli
wyjedziemy około czternastej, dotrzemy w sam raz na przyjęcie Alexis. Zapomniałem
o tym wspomnieć, prawda?
Nie rozumiałam
oburzenia Bianci, gdy o dwunastej oznajmiłam, że jestem gotowa do wyjazdu.
Stałam w kuchni, w jednej z najnowszych bluzek, w czarnych jeansach, z torebką
w ręku… Moja siostra wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
Dla Andrew była
to okazja, żeby się pośmiać.
Nie rozumiałam,
co było nie tak… Wyglądałam ładnie, schludnie i porządnie. Wszystko leżało
idealnie.
– PRZYJĘCIE!
Nie impreza! – wykrzyknęła Bianca, pchając mnie w stronę swojego pokoju.
Miałam gdzieś,
co ze mną zrobi. Uważałam, że wyglądałam dobrze. No chyba, że miałam się wbić w
golf i długą do ziemi spódnicę…
Nigdy nie byłam
na żadnym „przyjęciu”. Chodziłam na imprezy, dyskoteki, spotkania, kawy, piwa…
Nikt nigdy nie nazwał niczego, na czym byłam, przyjęciem.
Przyjęcie
kojarzyło mi się z herbatką, cukierkowymi panienkami, które odstawiały mały
paluszek, podnosząc filiżankę do ust i nieustannie chichotały. Wątpiłam, żeby
Daniel zaproponował mi wyjście na coś takiego.
Bianca wbiła
mnie w jedną z sukienek, którą miała na weselu swojej koleżanki. Była to
całkiem ładna mała-czarna, na dole lekko rozkloszowana, długości mniej więcej
do połowy moich ud. Górna część sukienki pokryta została koronką, dekolt był
niewielki, a sięgające łokci rękawki były transparentne.
Chciało mi się
śmiać, gdy patrzyłam w lustro. Dziewczyna w tej czarnej sukni nie była mną.
Była zupełnie kimś innym, jakby z innego świata. Do mnie takie ubranie
najzwyczajniej w świecie nie pasowało.
– Do tego załóż
te czarne szpilki, w których tak często wychodzisz – powiedziała siostra,
przypatrując się mojemu odbiciu. – A sukienkę zatrzymaj. Mi i tak jest już za
mała – westchnęła ciężko, jakby sięgając pamięcią do dnia, w którym mieściła
się w fatałaszek. – Bardzo ci ładnie.
– Wyglądam
śmiesznie – mruknęłam. – Założę się, że nikt nie będzie tak wyglądał. Poniżę
się!
Bianca machnęła
na mnie ręką. Ze stojącego pod łóżkiem kartonu wygrzebała czarną kopertówkę, do
której z pewnością nie zmieściłabym niczego poza paczką papierosów, telefonem i
ewentualnie podpaską. Mimo to, dla świętego spokoju, zabrałam od niej torebkę.
Andrew
obserwował nas uważnie, gdy Bianca siłą wypchnęła mnie z pokoju.
– Idziesz na
pogrzeb? – spytał z rozbawieniem.
– Zamknij się…
– wycedziłam. – Daniel powiedział, że to ponad godzina drogi! Mam w tym
siedzieć dwie godziny w samochodzie!?
– Możesz się
położyć… Wygląda na to, że sukienka pozwoli ci rozłożyć nogi – mruknął Andrew,
wstając od stołu i wychodząc do dużego pokoju.
Bianca nie
zareagowała na jego słowa. Weszła do łazienki, by z szafki nad lustrem
wyciągnąć swoją kosmetyczkę.
– Wrócisz na
noc? – spytała, ciągnąc mnie za rękę do środka i natychmiast zabierając się za
przemywanie mojej twarzy wacikiem nasączonym tonikiem.
– Nie wiem. Nic
nie mówił… A skoro nic nie mówił, to pewnie tak – rzuciłam, zamykając oczy, gdy
Bianca zaczęła wklepywać w moją twarz podkład. – Musisz mi to robić?!
– Skoro sama
nie potrafisz doprowadzić się do porządku…
– Przypominam
ci, że sprzątałam jego toaletę. Widział mnie w najgorszym stanie – mruknęłam.
Mówiąc o
„najgorszym stanie”, wcale nie miałam na myśli sprzątania toalety. Nie chciałam
jednak wtajemniczać Bianci we wszystko, co się wokół mnie działo.
Bałam się, że
zrobi ze mnie lalkę, że zaraz znów będę musiała się myć. Nie lubiłam nadmiernej
ilości makijażu. Uważałam, że jest zbędna! Nie raz śmiałam się z Jess, gdy
nakładała na siebie tonę podkładu, mnóstwo pudru i ostro malowała oczy. Na
szczęście Bianca jedynie podkreśliła mi oczy tuszem i delikatnym cieniem,
nałożyła niewielką, prawie niewidoczną warstwę podkładu i lekko uwydatniła
kości policzkowe odrobiną różu.
Bianca poradziła,
żebym na wszelki wypadek spakowała do osobnej torby kosmetyki, szczoteczkę i
ubrania na przebranie. Zrobiłam to, nie ukrywając znudzenia. To miał być wyjazd
na przyjęcie jego siostry, nie na weekend za miasto…
Przez całe te
szykowanie, suknię, dzięki której bałam się usiąść i słowa Bianci o nie
wróceniu na noc, zaczynałam się denerwować. Słowa Andrew odbijały się echem w
mojej głowie, jednocześnie przypominając mi wydarzenia sprzed ponad roku. Jak
mogłam dać się na to namówić…
Kiedy
rozbrzmiał dzwonek do drzwi, bezwładnie usiadłam na łóżku, kuląc się lekko.
Natychmiast chwyciłam się za brzuch, który nagle zaczął mnie boleć.
Trzeba było
trzymać się swojego życia i nie zgadzać na całe to przedstawienie.
Bianca niemal w
podskokach wybiegła z kuchni, by otworzyć drzwi. Usłyszałam stonowany głos
Daniela. Zrobiło mi się niedobrze… Mój wzrok padł na odkryte kolana, których
sukienka w żaden sposób nie chciała zakryć. Zatęskniłam za spodniami.
– Melie… –
rzuciła Bianca od drzwi mojego pokoju.
Mruknęłam coś
pod nosem, mocniej się kuląc.
– Dobrze się
czujesz? – spytał Daniel.
Podniosłam
wzrok znad swoich nóg. Stojący w progu Foster obserwował mnie uważnie.
Pokiwałam głową, wstając i nerwowo poprawiając suknię.
Bianca wycofała
się, za plecami Daniela puszczając do mnie oczko. Jęknęłam w duchu.
Foster zrobił
kilka kroków w moją stronę, lustrując mnie spojrzeniem. Pomyślałam, że to
odpowiedni moment by zwrócić uwagę na jego ubiór. Wciąż mogłam się przebrać w
jeansy…
Daniel miał na
sobie czarne, materiałowe spodnie i czarne pantofle. Szara koszula nie była ani
zapięta na dwa ostatnie guziki, ani wpuszczona w spodnie. W połączeniu z nieco
sportową marynarką wszystko pięknie współgrało. Rękawy obu nakryć były
podwinięte. Wyglądał elegancko, ale na luzie.
Gdy przeniosłam
wzrok na jego twarz zauważyłam, że także lustruje mnie spojrzeniem. Jego twarz
nie wyrażała żadnych emocji, nie było widać zadowolenia ani rozczarowania.
Dopiero gdy nasze spojrzenia się spotkały, lekko się uśmiechnął.
– Jestem pod
wrażeniem – powiedział, podchodząc do mnie. – Zaczynam żałować, że nie kupiłem
kwiatów – zaśmiał się.
Mimowolnie
odwzajemniłam uśmiech. Ból brzucha momentalnie minął.
– Trochę
przesada, wiem, ale… – zaczęłam, jednak natychmiast urwałam, bo stało się coś,
czego nigdy bym się nie spodziewała.
Daniel zupełnie
niespodziewanie chwycił moją dłoń, uniósł ją i obdarzył delikatnym pocałunkiem.
Gdy jego usta dotknęły mojej skóry, spojrzał mi prosto w oczy. Wstrzymałam
oddech, starając się uspokoić walące w piersiach serce.
Nikt nigdy nie
zrobił czegoś takiego… Nigdy.
Przez moment
poczułam się jakbym naprawdę była zupełnie inną osobą. Piękną, elegancką,
dobrze ułożoną dziewczyną z jego świata, za którą oglądaliby się inni. To było
wspaniałe uczucie.
Zupełnie przez
moment przeszło mi przez myśl, że coś znaczę…
Hej!
OdpowiedzUsuńCudny rozdział *_*
Ohh i ten Daniel ♥ Metamorfoza Amelii pewnie wywarła na nim wrażenie :)
Czekam na urodzinki siostry :D
Pozdrawiam ;)
Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu i dziękuję za komentarz ;)
Usuń